Czy można żyć z przestrzeloną potylicą? Czy da się? Czy to jest możliwe? Pytania te stawia przed nami redaktor Rafał Ziemkiewicz zaś echem wracają one w wielu wypowiedziach, w tym w tekście blogera Salonu 24 „Rolexa”.
Tekst Ziemkiewicza przytacza albo powraca do zdarzeń w Katyniu, do reakcji na te zdarzenia. Stawia nam przed oczami jednocześnie pozasłowną tragedię polskich oficerów mordowanych w sowieckich lasach oraz bierne i całkowite milczenie na ten temat przez polski establishment, przez polskich ówczesny polityków. Przez polskich dowódców, którzy zmuszali do milczenia swoich żołnierzy „w obawie przed reakcjami”.
"Wszystkie te informacje polscy przywódcy wojskowi i cywilni próbowali utrzymać w ścisłej tajemnicy. Swianiewiczowi i innym, którzy otarli się o tragedię, surowo zakazano jakichkolwiek rozmów na ten temat,(...)"W tej sytuacji Polacy nie przedsięwzięli w końcu nic (...) Milczeli
I tak oto w panoramie narysowanej przez Ziemkiewicza wszyscy Polacy żyli z dziurą w potylicy, to jest ze świadomym udziałem w kłamstwie, w zamilczaniu prawdy o zamordowaniu blisko 20 tysięcy polskich oficerów. Jednoczesna wiedza o tym zdarzeniu i jednoczesne życie „jakby tego nie było” staje się w ustach publicysty oskarżeniem ludzi i systemu, oskarżeniem o nieludzkie życie.
Dochodzi Ziemkiewicz do sprawy Smoleńska i tak formułuje swoją sugestię, że spontaniczny czytelnik nie ma najmniejszych wątpliwości – prezydent RP oraz ponad 90 osób z naszego samolotu, zostało zamordowanych przez Rosjan - „Historia się powtarza”.
Tym razem jest jeszcze gorzej niż w kwestii katyńskiej, bowiem:
„Historia się nie powtarza, i proszę nie iść za daleko tropem dziejowych analogii. Generał Sikorski czy inni emigracyjni przywódcy nie spiskowali bezpośrednio przed zbrodnią ze Stalinem, żeby wyeliminować część kadry oficerskiej polskiego wojska”.
Przytoczoną wypowiedź prokuratora generalnego, iż z materiałów śledztwa nie wynika by samolot się rozpadł Ziemkiewicz kwituje z prawdziwie patriotyczną brawurą:
„A co może, kurwa mać, wynikać z oficjalnych materiałów śledztwa, jak w nich gówno w ogóle jest?! Zero najważniejszych dowodów, zero danych, nic”
Dochodzi Ziemkiewicz do kwintesencji swojego tekstu:
"A przecież trzeba żyć normalnie.
Żeby nie zburzyć tego porządku, żeby żyć normalnie, staliśmy się − Polacy − świniami, gremialnie lejącymi od miesięcy na groby naszych wielkich rodaków, porozrywanych w rozbitym samolocie, i na zagadkę ich śmierci.”
Próbujemy żyć normalnie. Być realistami. Prowadzić politykę.(...) Próbujemy jakoś nie zauważać, że mamy dziurę w potylicy. Żyć, jakbyśmy jej nie mieli. Jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej, ale, generalnie, okazuje się, że można."
To co w takich tekstach jest interesujące to krąg adresatów tekstu. Ponieważ Ziemkiewicz pisze przez „my” wynika z tego, że od miesięcy leje on na groby naszych wielkich rodaków. Czy po takiej czynności redaktor Ziemkiewicz nie powinien się gdzieś schować w miejscu odosobnienienia celem przeprowadzenia pokuty, zamiast obnosić się ze swoim zajęciem?
A może redaktor Ziemkiewicz wcale nie leje na groby Polaków, tylko jest tym "szlachetnym" a świniami są pozostali, którym bojownik o prawdę wkłada palca w oko, żeby przejrzały i pojęły co czynią (świnie rzecz jasna).
Faryzeizm tekstu i postaw Ziemiewicza i Rolexa jest widoczny. Ludzie ci, żyjący w ciepłym dobrobycie raczą się czymś mocniejszym w stylu „gówno” „kurwa” „świnie” „lanie na groby”. Człowiek z nadmiaru dobrobytu potrzebuje czasem czegoś mocniejszego, byle bez przesady.
Co konkretnie zrobił redaktor Ziemkiewicz powodowany świadomością smoleńskiej zbrodni? Co konkretnie? Podpalił się protestacyjnie przed Sejmem? Na miły Bóg, toż fryzura mogłaby się poczochrać. Założył jakąś partię polityczną czy organizację społeczną, wstąpił do istniejącej by „zmieniać Polskę”? Jakoś cicho o tem. Ile złożył zawiadomień do prokuratury, bo przecież z tekstu wynika, iż powziął wiadomość o przestępstwie? Ile? Do której?
No co wy, ludzie. Przecież redaktor zajmuje się pisaniem. Taka jego praca. On „walczy” przez pisanie. Tak samo jak emigrant „Rolex”, który tak jak każdy emigrant czynem a nie słowem udowodnił, że ten kraj i ludzi żyjących tutaj ma …. gdzie?
Wszystkie cywilizacje przechowują tę zasadniczą prawdę, że "czyny mają znaczenie". Nam wciąż sprzedaje się kit, że znaczenie mają słowa a nie czyny.
Jak to jest, że "patriotom" emigrantom nie przeszkadza życie z dziurą (zgadnij gdzie?) w Wielkiej Brytanii? To przecież WB wobec planów agresji Hitlera na Francję i Anglię oraz wobec zbliżenia sowiecko niemieckiego (obwieszczonego przez Stalina 10 marca 1939) udzieliła 31 marca 1939r Polsce jednostronnych (sic!) gwarancji, de facto tylko po to, aby Polska nie zgodziła się na współpracę z Niemcami i stała zderzakiem i ofiarą niemieckiej oraz przypuszczalnie sowieckiej agresji.
To przecież Wielka Brytania i Francja de facto zdradziły Polskę i Polaków zostawiając ją na pastwę dwóch agresywnych sąsiadów. To przecież Wielka Brytania była właścicielem Gibraltaru, gdzie doszło do następnej bardzo podejrzanej katastrofy lotniczej, w której zginął premier Rzeczypospolitej Polskiej. To ostatecznie Wielka Brytania odmówiła Polakom prawa do defilady w Londynie w 1945 roku, gdy maszerowali w niej i Ghurkowie i Nowozelandczycy.
Ludzie chorują, tracą i zyskują pracę, żenią się i biedzą jak znaleźć środki na utrzymanie. Polityka jest, była i będzie brudna. Szkodzą nam faryzeusze i idioci, jak ci którzy w 1939 roku zdecydowali o zakazie dystrybucji pracy Studnickiego, którzy przejawiali objawy niemal orgazmu w Sejmie w odpowiedzi na słowa Becka zapowiadające największą tragedię Polski („w życiu narodów najważniejszy jest honor”).
Dywagacje o tym jak to jest żyć z dziurą w potylicy pociągają ludzi pływających w życiu jak pączki w maśle, nie ryzykujących niczym, robiących za to, za wielkich patriotów. A może patriotą był jednak Studnicki? A może kierunek "na Niemcy" wyrażony przez Sikorskiego, nie musi być przejawem chęci porzucenia Polski?
No ale co z „dorzynaniem watahy”, co z Katyniem, co ze zdradą Aliantów, których polityka przed drugą wojną „zgotowała nam ten los”? O rzeczach bolesnych wypada pamiętać. Wyciągać z nich wnioski. Ale nie takie, które za namową ciepłych panów rzucających „kurwami” zachęcą nas do kolejnych gestów „honoru”, czy zrywów romantyzmu, znaczonych kolejnymi setkami tysięcy trupów.
Gdy ktoś ma dziurę w potylicy to nie ma w niej mózgu, to jest martwy. Gdy taki ktoś żyje, żyje śmiercią, żyje na opak. „Trzeba żyć” to powołanie do życia, nie do sadomasochizmu, którego najwyraźniej brak ludziom z nadmiarem wolnego czasu. „Trzeba żyć” oznacza, że trzeba być człowiekiem, trzeba budować, zaczynać zawsze od siebie. Trzeba też myśleć, aby nie utonąć, aby nie zaczadzieć w rozniecanym od czasu do czasu emocjonalnym szaleństwie, gdzie zło i tragedia stają się codzienną tapetą, wnętrzem umysłu.
Inne tematy w dziale Polityka