Właśnie przeczytałem, że do Dęblina zawitał słynny, najnowszy samolot bojowy F-35 . Można rzec że ta skrzydlata wizyta to reklama tego co kupiliśmy od Amerykanów w liczbie 32 sztuk za bagatela 4,5 miliarda dolarów. Należałoby się cieszyć. Ja się jednak zbytnio z tego nie cieszę. Może i zawracam gitarę, ale w mojej ocenie coś tutaj nie gra. Czy aby nas nie wpuszczono w finansowe maliny?
Po pierwsze, czy ktoś mi wytłumaczy dlaczego te ultra nowoczesne samoloty jakim jest model F-35 mamy dostać dopiero za cztery lata w sytuacji kiedy płacimy gotówką a one są nam tak naprawdę potrzebne nie na dziś lecz na wczoraj? Pisałem o tym w komentarzach pod inną notką dotyczącą zakupu F-35, że termin dostawy jest moim zdaniem podejrzanie długi i pytałem dalej, czy aby nie zapłacono za tak drogi sprzęt z góry bo byłby to kolosalny błąd, ale merytorycznie nikt mi na mój komentarz nie odpowiedział. Napiszę więc inaczej: Idę w Polsce do salonu samochodowego, powiedzmy Toyoty. Kupuję tam super luksusowe auto hybrydę, płacę za nie gotówką, chcę siadać za kółkiem aby odjechać, a oni nagle do mnie po uregulowaniu rachunku; chwileczkę proszę pana, ale tym samochodem na polską ulicę pan nie wyjedzie. Wyjedzie pan nim dopiero za cztery lata, bo musi się pan wpierw nauczyć jeździć tym egzemplarzem w Japonii. A dlaczego nie mogę się uczyć jeździć w Polsce? - zapytałbym. Nie, w porządku, może być oczywiście jakiś czas oczekiwania na auto które jest sprowadzane dla klienta bezpośrednio od producenta. Niemniej nie sądzę jednak aby jakikolwiek salon samochodowy na świecie w ten sposób potraktował klienta jak opisałem mając za szybą gotowy do odpalenia nowy wóz. Może w firmach produkujących samoloty panują inne zwyczaje?
Oczywiście, nie wiem też co tam powiedziano ministrowi Błaszczakowi, ale chyba był bez tłumacza, bo jak Boga kocham - powtórzę - nijak nie rozumiem tak długiego okresu oczekiwania na broń, za którą w dodatku zapłaciliśmy horrendalną cenę w sytuacji kiedy sąsiad ostrzy sobie na nas kły...
