Dzisiaj przesłuchają byłego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w sprawie Smoleńska. Oczywiście jako świadka, bo jak może być inaczej. Tymczasem na byłym Marszałku Sejmu powinien ciążyć inny zarzut - zarzut oskarżonego. Do legendy przeszła bowiem informacja (związana z TVP Info) jakoby to były prezydent będący wówczas Marszałkiem RP napisał pełne bólu oświadczenie z powodu tragedii, a samolot dopiero co się wywracał do góry kołami na lotnisku smoleńskim. Ci co to widzieli twierdzili, że technik telewizyjny, który pospieszył się ledwie o kilka minut z oświadczeniem Marszałka RP i wrzucił tekst na wizję, świata bożego już nie zobaczył, ale seryjnego samobójcę i owszem.
Pomijając jednak kruchy wątek sensacyjny z tekstem oświadczenia w tle należy zwrócić baczną uwagę na suche fakty. Te zaś mówią jasno, że Komorowski jest zatopiony w błocie smoleńskim po uszy. Jego nad-zażyłe kontakty z oficerami WSI, jego dość niefrasobliwy język w wielu dziwnych sprawach, który spec promotorów wpędzał niejednokrotnie w głębokie zakłopotanie, kiedy to wypowiadał swoje słynne "bon moty" o "prezydencie co to poleci i nie wróci", lub "jaki prezydent taki zamach" stawiają go obok Donalda Tuska i sługi Arabskiego w pierwszej trójce odpowiedzialnej za to co wydarzyło się w Smoleńsku. Tymczasem eks prezydent wzywany jest jedynie w charakterze świadka, i ma być zapytany o to, dlaczego tak drastycznie mylono się w indentyfikacji ofiar katastrofy. Nie wiem czy prezydent powtórzy dzisiaj kłamliwą frazę Kopacz, która bredziła, że przecież te zaplombowane przez Rosjan trumny mogły sobie rodziny po przewiezieniu ich do Polski otwierać bez problemu. Jak znam życie będzie cynicznie ściemniał, niż mówił prawdę, nie dziwię się, zostaje mu co innego?
Inne tematy w dziale Polityka