(Sprawa pani Joanny. Fot. PAP/Radek Pietruszka, TVN24)
(Sprawa pani Joanny. Fot. PAP/Radek Pietruszka, TVN24)

Sprawa Joanny to piętrowa katastrofa. Nic nie poszło tak jak powinno

Marcin Dobski Marcin Dobski Aborcja Obserwuj temat Obserwuj notkę 399
W tej historii źle zachowali się policjanci, co potwierdzili eksperci i sąd, ale nie bez winy jest też szpital i prawniczka Joanny P. - najpierw miała dokonać aborcji, a później chcieć się zabić - o czym pełnomocniczka nie powiedziała, a wynika to z rozmowy lekarza z dyżurnym z numeru 112. Policjanci przekroczyli uprawnienia, ujawniono tajemnicę lekarską. A "Fakty" TVN przedstawiły sprawę inaczej, niż faktycznie wszystko wyglądało.

Najbardziej martwi, że sytuacja i dramat kobiety jest wykorzystywany przez obie strony sporu politycznego, bo na końcu Joanna zostanie sama, a w przeszłości borykała się z problemami zdrowia psychicznego, o czym mówiła w wywiadzie dla jednego z magazynów. 

Materiał TVN mija się z prawdą  

Materiał TVN. Do zdarzenia doszło w jednym z krakowskich szpitali trzy miesiące temu. Kobieta po zażyciu tabletki poronnej, gdyż ciąża zagrażała zdrowiu, udała się do placówki medycznej. Lekarka, w obawie o stan psychiczny pacjentki, wezwała policję.

Gdy kobieta jest w szpitalu, przyjeżdża policja, która wcześniej została powiadomiona, że Joanna zażyła pigułkę poronną i chciała popełnić samobójstwo. W trakcie badania przesłuchanie, rewizja i odebranie telefonu - tak wyglądała policyjna interwencja w szpitalu wobec pani Joanny - wynika z materiału stacji. 


– Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" - wspomina w materiale kobieta. – Co chwilę pojawiały się tylko pytania: gdzie ma telefon, gdzie ma laptop - relacjonuje natomiast lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego.

„Funkcjonariusze publiczni chcą się wykazać przed władzą, że aborcji przeciwdziałają, że aborcję ścigają” – mówiła w programie Kamila Ferenc, pełnomocniczka pani Joanny.

Tyle, że policja przyjechała już po zażyciu pigułki. Najpierw do domu pacjentki, skąd do szpitala zabrała ją karetka, a potem do placówki. 

Nadgorliwość policji 

Narracja materiału TVN jest taka, że policjanci przyjechali, bo kobieta dokonała aborcji, zażywając tabletkę poronną. Tymczasem główną intencją było to, że kobieta miała powiedzieć swojej doktor, że zamierza popełnić samobójstwo. Nagrania z tej rozmowy nie ma, ale jest małe prawdopodobieństwo, że lekarka kłamałaby dzwoniąc pod numer alarmowy.

Podczas konferencji prasowej głos w tej sprawie zabrał komendant Jarosław Szymczyk. 

– Patrol policji zastał panią Joannę w złym stanie fizycznym i psychicznym. Ona sama powiedziała, że dokonała zakupu środków medycznych przez internet. W związku z tym padło pytanie, w jaki sposób kupiła te medykamenty. Pani Joanna nie chciała współpracować. Wskazała tylko laptopa za pomocą, którego to zrobiła. Zespół ratownictwa medycznego podjął decyzję o zabraniu pani Joanny do szpitala w celu zrobienia dalszych badań. Ratownicy medyczni sami poprosili, by policjanci pojechali z nimi - mówił komendant główny na konferencji prasowej.

– W związku z tym, że zachodziło istotne podejrzenie, że drogą internetową doszło do zakupu środków zagrażających zdrowiu i życiu człowieka, dyżurny podjął decyzję o zabezpieczeniu laptopa pani Joanny. Pani Joanna nie chciała go wydać. Policjanci wyjęli go z walizki, do której go schowała. Sporządzili protokół i poinformowali o tym panią Joannę. 


Brak empatii 

Joanna zdążyła już skomentować konferencję komendanta Szymczyka. 

– Dziś tylko upewniłam się, że policja urządziła na mnie polowanie w związku z aborcją. Nigdy nie mówiłam, że mój nastrój jest związany z aborcją. Wykonałam ją ponad tydzień przed telefonem do lekarki - powiedziała w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Ocena działań policji. Interwencja nie była wzorcowa. Mówiła o tym dla Salon24.pl posłanka i była policjantka, Magdalena Sroka. – Wiemy natomiast, że doszło do przekroczenia uprawnień - co z resztą potwierdził sąd, który orzekł, że zatrzymanie telefonu komórkowego było bezprawne - powiedziała nam posłanka liderka Porozumienia. – W mojej ocenie funkcjonariusze pomocy nie udzielili właściwie. Czynności nie były ukierunkowane na pomoc. Dyżurny, który nie był na miejscu, a znał sprawę z relacji telefonicznych, wydaje polecenie o zabezpieczeniu sprzętu i wnikliwym przeszukaniu kobiety w szpitalu. Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z przestępstwem ciężkiej kategorii

Tą sprawą zajął się już sąd. – Postanowienie Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy w Krakowie z dnia 12 czerwca 2023 r. (sygn. akt II Kp 589/23/K) potwierdza, że działania policji wobec Pani Joanny były niezgodne z prawem – napisała na Twitterze Kamila Ferenc, pełnomocniczka kobiety. 

Nie do końca. Policjanci zabrali kobiecie też telefon komórkowy. Sąd orzekł, że takie działanie było bezpodstawne. Zgodził się natomiast na zabezpieczenie laptopa, przez który zakupiono pigułkę. 

Politycy zachowują się najgorzej 

W związku z materiałem TVN, przewodniczący PO Donald Tusk zapowiedział zorganizowanie 1 października w Warszawie "marszu miliona serc", czyli zbijanie kapitału politycznego na dramacie kobiety. 

Były prezes NIK, Krzysztof Kwiatkowski, twierdził w Polsacie, że telefon lekarza-psychiatry pod numer 112, pod którym doktor miała zgłosić, że pacjentka zażyła pigułkę poronną i miała mówić o chęci popełnienia samobójstwa, to kłamstwo. A jeśli to prawda, to powinno takie nagranie zostać ujawnione. Na konferencji prasowej ujawnił je szef KGP, na co - słuszną - reakcją było stwierdzenie, że prawdopodobnie ujawniono tajemnicę lekarską. 

Reasumując. Wątpliwe, że policji przyświecał cel przeciwdziałania aborcji, jak przekonywała w TVN prawniczka Joanny, ponieważ interwencja była już po fakcie. O ile sposób przeprowadzenia interwencji budzi zastrzeżenia, to policja ma obowiązek żeby nie dopuścić do samobójstwa obywatela. 

Z całej historii należy wyciągnąć wnioski, ale cały szum i dramat kobiety, jest rozgrywany z wyrachowaniem przez polityków: na czele z Donaldem Tuskiem, ale też przez obóz rządzący. To rodzi poważne wątpliwości, że gdy opadnie kurz, Joanna P. zostanie sama, wykorzystana przez media, co powinno budzić nasze obawy o jej zdrowie. Zarówno psychiczne, jak i fizyczne. 

Marcin Dobski

(Sprawa pani Joanny. Fot. PAP/Radek Pietruszka, TVN24)

Czytaj dalej:

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo