Prof. Kamil Zaradkiewicz bohaterem tekstu "Gazety Wyborczej". Fot. TVP INFO
Prof. Kamil Zaradkiewicz bohaterem tekstu "Gazety Wyborczej". Fot. TVP INFO

"Gazeta Wyborcza" kontra Zaradkiewicz. Sędziemu zarzucono mobbing i ujawniono orientację

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 536

Sędzia Kamil Zaradkiewicz źle traktował współpracownika w zespole orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Wojciech Czuchnowski i Justyna Dobrosz-Oracz oprócz rzekomego mobbingu w pracy, ujawnili incydent piżamowy w centrum stolicy z udziałem p. o. I Prezesa Sądu Najwyższego. 

Do 2016 roku Kamil Zaradkiewicz był przewodniczącym zespołu orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego. W czasie sporu środowiska sędziowskiego z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą o to, czy rząd Beaty Szydło jest zobligowany do drukowania wyroków trybunału, prawnik stanął po stronie polityka. Zaradkiewicz w TK był zatrudniony od 2000 roku, a za jego awansem stała decyzja Marka Safjana - wówczas prezesa trybunału, a później sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). 

"Gazeta Wyborcza" opisała, jak Zaradkiewicz w 2013 roku w środku nocy - odziany w piżamę i kapcie - udał się do siedziby Trybunału Konstytucyjnego.

- Przebieg tego zdarzenia poznałem z relacji ówczesnego komendanta straży trybunalskiej. Powiedział mi, że o 4.30 ktoś zadzwonił. Pod bramą stał mężczyzna, w którym komendant rozpoznał pana Zaradkiewicza. Był ubrany w piżamę, a kontakt z nim był utrudniony. Strażnik zapytał, jak może mu pomóc, Zaradkiewicz powiedział, że się źle czuje. Strażnik wezwał pogotowie, które zabrało pana Zaradkiewicza do pobliskiego Szpitala Czerniakowskiego - potwierdził rewelację dziennikarzy prof. Andrzej Rzepliński, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Jeden ze znajomych Zaradkiewicza miał przyznać, że feralnej nocy prawnik zjadł grzybki halucynogenne i źle się po nich poczuł. Nastąpiło to po kłótni z partnerem. Następnie Zaradkiewicz udał się po 3 w nocy pod budynek miejsca pracy. "Gazeta Wyborcza" dotarła też do skargi byłego pracownika komórki, którą kierował w trybunale obecny I Prezes SN.

Zarzucił w niej Zaradkiewiczowi złe traktowanie podwładnych, wyśmiewanie podwójnych spacji w tekstach, trzaskanie drzwiami, wytykanie przy współpracownikach niskich kompetencji, zmuszanie do nadgodzin w weekendy bez dodatkowego wynagrodzenia. W tekście pada pytanie, czy tymczasowy I Prezes Sądu Najwyższego jest podatny na naciski w związku z perypetiami obyczajowymi. 

- Ten pracownik mówił, że czuje się hejtowany przez Zaradkiewicza. Poprosiłem o zbadanie sprawy dyrektora biura TK. Wówczas Zaradkiewicz zbagatelizował sprawę, mówiąc, że matka tego pana jest psychiatrą i wystawia mu zwolnienia lekarskie. Nie czuł się winny - powiedział Rzepliński. 

Wątek orientacji seksualnej Zaradkiewicza mocno zdziwił środowisko dziennikarskie. - Ciekawe, zero sprzeciwu i oburzonka, że GW urządziła Zaradkiewiczowi (to nie jest bohater mojej bajki) publiczny coming out - zauważył Michał Majewski, kiedyś dziennikarz śledczy. 

- Wskazanie orientacji seksualnej Kamila Zaradkiewicza przez GW nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem i ujawnianiem "plam w życiorysie". Media nie mają prawa decydować za kogoś, czy zostanie ujawniona jego orientacja. To oczywiste naruszenie dóbr osobistych Zaradkiewicza - ocenił Patryk Słowik, publicysta "Dziennika Gazety Prawnej". 

- Mam problem z ujawnieniem orientacji seksualnej pana Zaradkiewicza. Nie musimy tego wiedzieć. To jego sprawa i prywatność. I serio, te tłity wyśmiewające są przykre - wzięła w obronę Zaradkiewicza reporterka TVN24, Marta Gordziewicz. 

- Ten wątek nie powinien się pojawić nawet w głowie autora, o papierze nie wspominając - oburzała się Anna Kalczyńska, prowadząca pasmo "Dzień Dobry TVN". 


Prezydent Andrzej Duda 1 maja powierzył wykonywanie obowiązków I Prezesa Sądu Najwyższego sędziemu SN Kamilowi Zaradkiewiczowi do czasu powołania I Prezesa Sądu Najwyższego. Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN nie mogło się zebrać ze względu na panującą epidemię koronawirusa.

W związku z tym środowisko sędziów nie wskazało prezydentowi pięciu kandydatów na urząd I Prezesa SN. 30 kwietnia upłynęła sześcioletnia kadencja prof. Małgorzaty Gersdorf na tym stanowisku. 

Kamil Zaradkiewicz wydał w poniedziałek zarządzenie o usunięciu z holu sądu portretów I prezesów SN z lat 1945-1989: Wacława Barcikowskiego (1945-1956), Jana Wasilkowskiego (1956-1967), Zbigniewa Resicha (1967-1972), Jerzego Bafii (1972-1976), Włodzimierza Berutowicza (1976-1987) i Adama Łopatki (1987-1990).

"W okresie władzy komunistycznej do 1990 r. nie funkcjonowało niezależne sądownictwo wolnego Państwa Polskiego, zaś osoby pełniące urząd sędziego były pozbawione podstawowych gwarancji niezawisłości, których w szczególności nie zapewnili im najwyżsi przedstawiciele ówczesnej władzy sądowniczej" - podkreślono w tym zarządzeniu.

Dodano w nim, że etycznie i moralnie niedopuszczalne jest wyróżnienie współodpowiedzialnych za brak niezależnego sądownictwa osób poprzez ich upamiętnienie wraz z Pierwszymi Prezesami Sądu Najwyższego niepodległej Rzeczypospolitej (1918-1945 oraz od 1990 r.).

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura