Ks. Jan Wodniak. Fot. czarnydunajec.parafia.info.pl
Ks. Jan Wodniak. Fot. czarnydunajec.parafia.info.pl

Skandal pedofilski w Kościele. Sekretarz kardynała Macharskiego gwałcił chłopców

Redakcja Redakcja Pedofilia Obserwuj temat Obserwuj notkę 278

- Działo się to średnio dwa razy w tygodniu. Wydaje mi się, że mogło dojść do ok. 500 stosunków seksualnych - opisała ofiara ks. Jana Wodniaka. Janusz Szymik, który jako nieletni był molestowany przez byłego sekretarza kardynała Franciszka Macharskiego, domaga się sprawiedliwości i dymisji całego Episkopatu. 

Nazwisko księdza posługującego w parafii w Międzybrodziu Bialskim pojawiło się na łamach książki "Księża wobec bezpieki" ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Jan Wodniak figurował w kartotekach Służby Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik TW ps. "Janek" w latach 1885-1989.

Funkcjonariusze bezpieki doskonale zdawali sobie sprawę z homoseksualnych skłonności zwerbowanego. Łącznie odbyło się 15 spotkań, a przekazywane informacje o dekanacie były cenne dla SB. Ks. Wodniak przyznał się kilka lat temu do zaledwie jednej rozmowy z oficerami i zaprzeczał, by podjął formalną współpracę. 

Teraz duchowny ma o wiele większy problem, bo jego wieloletnia ofiara postanowiła w szczegółach opisać zło, które wyrządził chłopcom w malowniczej wsi, położonej nieopodal Jeziora Żywieckiego. Ks. Wodniak spędził tam łącznie 35 lat jako wikariusz i proboszcz parafii w Międzybrodziu Bialskim. 

- Po raz pierwszy spotkałem się z nim na początku 1983 r. Miałem wtedy 11 lat. Pamiętam doskonale, że kiedy 22 czerwca 1983 r. trwała pielgrzymka Jana Pawła II w Polsce, nowy proboszcz zabrał mnie ładą do Krakowa. Pozostali mieszkańcy jechali autobusem, a mnie ks. Wodniak zabrał ze sobą. Już wtedy chciał mnie mieć przy sobie - zwierzył się "Onetowi" Janusz Szymik. 

- Do pierwszych kontaktów seksualnych doszło już w 1984 r. Raz, w trakcie Wielkiego Postu ks. Jan zaprosił mnie na plebanię. Pamiętam, że byłem tym bardzo podekscytowany, bo oto były sekretarz kard. Macharskiego zwrócił na mnie uwagę i chce się ze mną spotkać - opisał mężczyzna, który w wieku szkolnym był wykorzystywany seksualnie przez ks. Wodniaka. 


 Wydaje mi się, że mogło dojść do ok. 500 stosunków seksualnych. Zawsze organizował je ksiądz.


- Potem moje wizyty tak naprawdę przerodziły się w seks-spotkania. Gdybym miał dziś w przybliżeniu określić, ile ich mogło być, to myślę, że działo się to średnio dwa razy w tygodniu (poza tygodniami, kiedy ksiądz wyjeżdżał), od kwietnia 1984 r. do czerwca 1989 r., kiedy skończyłem 17 lat. Wydaje mi się, że mogło dojść do ok. 500 stosunków seksualnych. Zawsze organizował je ksiądz - czytamy w relacji Szymika. 

Ofiara ks. Wodniaka nie mogła liczyć na wsparcie rodziców, dla których duchowny był przyjacielem domu i kimś z wyższych sfer. Szymik popadł w problemy psychiczne, leczył się psychiatrycznie. Po czterech latach traumy postanowił spotkać się ze swoim oprawcą. Szymik zaproponował księdzu, by zapłacił mu 100 tys. złotych w ramach zadośćuczynienia za poczynione zło - w innym wypadku opowie o wszystkim, co go spotkało przełożonemu Wodniaka, czyli biskupowi bielsko-żywieckiemu Tadeuszowi Rakoczemu. Duchowny nie przekazał ofierze żadnych pieniędzy i unikał kontaktu z poszkodowanym. Szymik udał się do bp Rakoczego. 

- Od razu udałem się do bp. Rakoczego z nadzieją, że stanie po stronie ofiary, a nie pedofila. Spisałem swoje wspomnienia z okresu 1984–1989 z prośbą o interwencję w tej sprawie oraz by przekazał ks. Wodniakowi, żeby nigdy więcej do mnie nie przyjeżdżał. Jeszcze tego samego dnia odwiedził mnie mój oprawca mówiąc tylko, że „nieźle to wszystko napisałem”. Ani biskup, ani nikt inny z kurii nigdy się ze mną w tej sprawie nie skontaktowali - przypomina Szymik. 

Na tuszowaniu pedofilii przez biskupa bielsko-żywieckiego ta historia się nie kończy. W 2012 roku ks. Isakowicz-Zaleski zgłosił kardynałowi Stanisławowi Dziwiszowi informacje o przeszłości ks. Wodniaka po tym, jak skontaktował się z nim Szymik. Współzałożyciel Fundacji im. Brata Alberta uważał, że skoro diecezja bielsko-żywiecka wchodzi w skład metropolii krakowskiej, to były sekretarz Jana Pawła II musi się dowiedzieć o pedofilskich skłonnościach ks. Wodniaka.

- Wszystkie materiały osobiście wręczyłem księdzu kardynałowi w kwietniu 2012 roku. Ksiądz kardynał powiedział, że zajmie się tą sprawą i liczyłem na to, że rzeczywiście dojdzie do rozwiązania tego problemu - podkreślił ks. Isakowicz-Zaleski. Reakcji kardynała jednak nie było. 


Biskup bielsko-żywiecki Roman Pindel - następca bp Rakoczego - wydał oświadczenie w sprawie księdza Wodniaka. 

- Wyrażam głęboki ból i przeżywam cierpienie z powodu wielkiej krzywdy, jaka została wyrządzona Osobie pokrzywdzonej przez duchownego. Jest to osobisty dramat Pokrzywdzonego oraz jego bliskich. Ból, cierpienie, żal, złość, współczucie. Równie ważne są pomoc i poszukiwanie rozwiązania. Dlatego starając się jak najlepiej zrozumieć Pokrzywdzonego spotkałem się z Nim wiele razy, wsłuchując się ze współczuciem w Jego przeżycia, zachęcając do wskazania innych pokrzywdzonych oraz oferując pomoc, między innymi psychologa - stwierdził hierarcha. 

- Pokrzywdzony był informowany o toczącym się procesie i jego rezultatach. Mam świadomość, że jako Kościół ponosimy wielką odpowiedzialność zapewnienia naszym wiernym bezpieczeństwa. Właśnie dlatego zwracam się do każdego, kto był lub jest ofiarą jakiegokolwiek duchownego do skontaktowania się z Delegatem ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży Księdzem Klaudiuszem Dzikim - apelował bp Pindel. 

Wiadomo, że ks. Wodniak zgwałcił co najmniej jeszcze jedną ofiarę, która zgłosiła swój przypadek prokuraturze. Duchownym zajmie się ponownie sąd kościelny, który sprawdzi też wątek tuszowania pedofilii wśród przełożonych księdza. 

GW


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo