Rząd najpierw zgodził się na promocję szczepień przez artystów, a potem media gremialnie ruszyły na zaszczepionych poza kolejnością - w taką teorię wierzą m.in. publicyści Tomasz Lis oraz Jacek Nizinkiewicz.
PiS celowo wystawiło na ostrzał artystów i celebrytów? Takie teorie pojawiają się w publicystyce, a ich podłożem są deklaracje członków rządu ws. akcji promocyjnej wokół szczepień na koronawirusa. 27 grudnia szef KPRM Michał Dworczyk powiedział, że rusza kampania w mediach, a towarzyszyć jej będą znane osoby publiczne.
- Teraz od 27 grudnia rusza taka pełnoformatowa kampania, która będzie najpierw informować a z czasem zachęcać do tego żeby przyjąć szczepionkę. Ta kampania w pierwszej części ukierunkowana będzie przede wszystkim do seniorów - przekonywał współpracownik premiera Mateusza Morawieckiego. - Wiem, że koledzy, którzy zajmują się komunikacja mają już podpisane umowy z celebrytami czy aktorami - dodał Dworczyk.
To właśnie te wypowiedzi są dowodem dla części publicystów na spisek, jaki zawiązał obóz władzy. Po co to zrobiono w ich opinii? By odsunąć od rządu problemy wizerunkowe i tarcia w koalicji Zjednoczonej Prawicy. Jak dotąd Krystyna Janda, Krzysztof Materna, Wiktor Zborowski, Edward Miszczak czy Andrzej Seweryn nie pokazali żadnej umowy na promocję szczepień.
Z relacji m.in. dyrektora programowego TVN wynika, że zaszczepił się na COVID-19, ale sam wysunął wniosek o akcji promującej. - Zostałem powiadomiony przez szpital, w którym kiedyś byłem leczony, że jest możliwość wzięcia szczepionki pod warunkiem, że stawie się w ciągu godziny. Mam 65 lat i zdecydowałem się skorzystać, będąc przekonanym, że to części akcji promującej - tłumaczył Miszczak.
W obronę celebrytów wzięli niektórzy publicyści. - Nie dziwi ani szczepionkowa prowokacja wobec artystów ani lista ich najbardziej gorliwych krytyków, niemal w komplecie beneficjentów decyzji PiS-u lub pana Dudy, czerpiących garściami z rozmaitych decyzji władzy. Ale brak ostrożności artystów pozostaje faktem - komentował Tomasz Lis.
Według redaktora naczelnego "Newsweeka", Krystyna Janda padła ofiarą prowokacji. - Powtarzam, że artyści wykazali się niemądrą nieostrożnością. Jednocześnie martwię się o kraj, w którym w kilka godzin z najwybitniejszej żyjącej aktorki, wybitnej osoby zawsze stojącej po dobrej stronie, można zrobić wroga publicznego numer jeden - ubolewał Lis.
Jednym z pierwszych, który wysunął teorię o celowym propagandowym działaniu PiS wymierzonym w znanych artystów, był Jacek Nizinkiewicz z "Rzeczpospolitej".
- A może ktoś wmanewrował popularne osoby do wzięcia udziału w akcji zachęcającej do szczepienia, żeby zdyskredytować popularnych przedstawicieli kultury o wyrazistych poglądach, którzy po prostu chcieli dać przykład? I skończyło się na glanowaniu ich z każdej strony - zastanawiał się dziennikarz.
- Można nie lubić Jandy, Zborowskiego czy Seweryna, ale mówienie o aktorach z wielkim dorobkiem "celebryci" jest nie na miejscu. Celebryta to osoba, która jest znana z tego, że jest znana. I coś szybko przestało się mówić o politykach PiS, którzy zaszczepili się poza kolejnością - zasugerował Nizinkeiwicz.
- Dali się rozegrać ze szczepionkami jak dzieci. Zaplanowana, świetnie poprowadzona akcja - nie pozostawił wątpliwości Przemysław Pająk, redaktor naczelny Spider's Web.
Były dziennikarz i polityk PO Krzysztof Luft przypomniał z kolei o śmierci Piotra Machalicy. - Gdyby Piotr Machalica zdążył był się zaszczepić w WUM, zanim miał kontakt z wirusem, to wielu z tych, którzy wylewali łzy po jego śmierci, dzisiaj opluliby go za to, że się zaszczepił - ocenił.
- Typuję, że afera ze szczepieniami na WUM to będą nowe „ośmiorniczki”. Wyczuwam potencjał - ironizował Wojciech Czuchnowski. Redaktor "Gazety Wyborczej" udostępnił również tekst z dziennika, w którym Jerzy Sawka określa szczepienia poza kolejnością "pseudoaferą".
GW