Ratownik medyczny - zdjęcie ilustracyjne.
Ratownik medyczny - zdjęcie ilustracyjne.

Szczere wyznanie ratownika medycznego

Redakcja Redakcja Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 54
Filip jest ratownikiem medycznym. Podobnie jak jego współpracownikom trudno mu pogodzić się z obecną sytuacja w systemie Państwowe Ratownictwo Medyczne, warunkami zatrudnienia oraz wynagrodzeniem, które w żadnym stopniu nie są adekwatne do odpowiedzialności, jaką niesie zawód ratownika medycznego. Podobnie jak wielu innych ratowników Filip musiał znaleźć dodatkowe źródło dochodu - przekwalifikowując się oraz poświęcając większa uwagę branży beauty.

Ratownik i żołnierz

Filip nie miał zbyt wiele czasu na rozmowę, ponieważ oprócz tego, że pracuje jako ratownik, jest zawodowym żołnierzem, a od niedawna spełnia się również w branży beauty. Zgodził się jednak na rozmowę z nami, ponieważ podobnie jak inni ratownicy nie zgadza się z tym, w jaki sposób traktuje się ten zawód w Polsce.


- Ratownictwo od zawsze było moją pasją. Medycyna to zresztą u mnie rodzinne zajęcie, mama była pielęgniarką, a brat, tak jak ja, jest ratownikiem. Studia ratownicze skończyłem dwa lata temu, więc nie jest to zbyt duży staż - zdradził nam Filip i dodał, że zdążył już wiele zobaczyć i dostrzec masę nieprawidłowości, które wiążą się z jego profesją.

Zobacz: Kłótnia dziennikarza z ludźmi Dudy. Poszło o rzekomy plan spotkania z Bidenem

- Patrząc na sytuację ratowników medycznych na przestrzeni lat, w ostatnim czasie problem związany z naszą grupą zawodową wyraźnie się pogłębił. Protesty są już w każdym mieście. Świadczyć może o tym fakt, że na chwilę obecną w skali kraju mamy nieobsadzonych 25 proc. karetek pogotowia ratunkowego. Z tego powodu do zdarzeń oraz zachorowań wysyłane są zastępy straży pożarnej oraz podrywane jest Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, co wbrew pozorom nie jest normalną sytuacja, jak próbuję się to przedstawić opinii publicznej. Myślę, że to dobry dowód na to, że od tego protestu nie ma już odwrotu - mówi FIlip.

Ratownicy zwalniają się z pracy

- W komentarzach pod artykułami związanymi z obecną sytuacją w ochronie zdrowia można napotkać się z wpisami, które winę za obecną sytuację zrzucają na ratowników, ponieważ wszyscy siedzimy na zwolnieniach lekarskich. Tak jednak nie jest. Często słyszeliśmy z ust polityków oraz niezadowolonych obywateli, że jeżeli nie podoba nam się praca, to mamy się zwolnić. Jak widać wzięliśmy [ratownicy - przyp. red.] sobie te słowa do serca i postanowiliśmy całkowicie zmienić zawód lub znaleźć dodatkowe źródło dochodów. Oczywiście, niektórzy również przebywają na zwolnieniach L4, ponieważ postanowili zadbać o swoje zdrowie w następstwie epidemii - przez całą pandemię narażali się zarówno psychicznie jak i fizycznie. Nic dziwnego, że ludziom odechciało się pracować lub najzwyczajniej reperują swoje zdrowie które poświęcili dla innych. Od samego początku pandemii pokazaliśmy swoją wartość, łatwość adaptacji oraz gotowość do działania w nowych, tak naprawdę nikomu wcześniej nieznanych warunkach pracy. Z powodu zamkniętych przychodni, braku domowych wizyt lekarskich które zostały zastąpione teleporadami, jako Zespoły Ratownictwa Medycznego dźwigaliśmy cały ten ciężar ponieważ dla wielu ludzi to była jedyna forma pomocy medycznej, na jaką mogli liczyć mimo wydłużonego czasu oczekiwania - tłumaczy nasz rozmówca. 

Zobacz: Znany polityk PiS obawia się lockdownu. "Nie uważam się za frajera"

Zdaniem Filipa, aktualny problem w szeregach ratownictwa medycznego nie wynika z ostatnich dni, tygodni ani nawet miesięcy czy lat. 

- Są to zaniedbania sprzed 30 lat - tłumaczy - Tworząc system Państwowe Ratownictwo Medyczne, nikt nie zadbał o to, by ten zawód miał zapewnione jakiekolwiek podstawy funkcjonowania. Nie mamy swoich przedstawicieli, nie mamy izb, tak jak np. pielęgniarki. Nikt nami się nie interesuje. Nikt nie wie, ilu ratowników jest tak naprawdę w Polsce, nikt tego nie kontroluje - dodaje.

- Nie potrafimy tego wywalczyć, ponieważ nie mamy jednego przedstawiciela który mógłby być głosem całej grupy zawodowej. Często w jednym pogotowiu ratunkowym działa jednocześnie 3-4 związki zawodowe - mówi - Każdy próbuje walczyć o swoje, a nie ma jednej siły, która byłaby w stanie łączyć to wszystko w całość i kontrolować sytuację, chociażby sprawdzając aktualna wiedzę medyczną oraz predyspozycje ponieważ nie każda osoba nadaje się do tej pracy.

Symboliczne wynagrodzenie

Filip tłumaczy też, że kwestia pieniędzy również jest w tym przypadku istotna. Ratownictwo stało się w tej chwili, jak to nazywa, „przychodnią na kółkach”, ponieważ lekarze, których również obarczono masą obowiązków, nie dają sobie rady. Szpitalne Oddziały Ratownicze są przepełnione, a POZ-y niewydolne i nie są to wcale problemy, za które powinniśmy winić wyłącznie covid który i tak doskonale obnażył ułomność ochrony zdrowia w Polsce.

- Jeździmy do przypadków, dla których ZRM nie powinien być pomocą i opieką pierwszego rzutu - mówi Filip.

Zobacz: TVN do Ziobry i Kalety: coś się panom pomyliło! Zarzucali stacji cenzurę

Ratownik wytłumaczył nam również, że uprawnienia, którymi dysponują polscy ratownicy, są o wiele większe niż uprawnienia ratowników w całej Europie, co również umożliwia dokładanie obowiązków ratownikom medycznym - pracują o wiele więcej za te same pieniądze. [Dalsza część artykułu na następnej stronie]

- Zważywszy na to myślę że upokarzającym jest klasyfikowanie nas jako "inny zawód medyczny" w współczynniku płac - tłumaczy Filip.

Co ciekawe na ratownikach spoczywa również obowiązek doszkalania się. Proces ten odbywa się jednak „na własną rękę”. Każdy ratownik musi ze swoich pieniędzy zapłacić za szkolenie i przeprowadzić je w swoim wolnym czasie - wykorzystując dni wolne lub urlop, ponieważ żaden urlop „na szkolenia” im nie przysługuje. Do tego dochodzą oczywiście codzienne, życiowe wydatki. 

- Wynagrodzenie ratownika nie jest wystarczające, jestem zatrudniony na umowę cywilno-prawna czyli tzw. kontrakt. Mam jednosobową działalność gospodarczą, która świadczy usługi medyczne dla pogotowia ratunkowego. Ludzie pracujący na podstawie takiej formy zatrudnienia często pracują po 300-400 h miesięcznie, ponieważ muszą samodzielnie opłacić składkę ZUS oraz odprowadzić podatek od zarobków. Utarł się mit że ratownicy zarabiają po 10 tys. zł miesięcznie, ale gdy odliczymy sobie te koszta, to wychodzi na to, że realnie za 400 godzin pracy zostaje nam 4,5 tyś. złotych, by pokryć wszystkie koszty związane z życiem - zdradza Filip - Wielu z nas pracuje w kilku miejscach naraz. Jedni na etatach w szpitalach, inni, tak jak ja, w służbach mundurowych, przez co, niestety, często jesteśmy przemęczeni i narażamy siebie i naszych pacjentów. W imię czego? - pyta Filip - Bycie medykiem często jest określane jako powołanie i uważam że wielu z nas to powołanie ma, ale określiłbym to jako zestaw cech i predyspozycji do wykonywania tego zawodu a nie krzyż, który trzeba nieść, kosztem swojego zdrowia i życia prywatnego - dodaje.

Zobacz: Kwota wolna i podwyższenie II progu podatkowego. Zapadły decyzje ws. Polskiego Ładu

Za piękno płacimy więcej niż za życie

Właśnie m.in. z tego powodu Filip, tak jak wielu innych ratowników, zdecydował się zmienić nieco swoje kwalifikacje i rozpocząć przygodę z branżą beauty.


- To jest szukanie wyjścia z całej tej sytuacji. Życie w Polsce stało się bardzo drogie - zauważa.

Filip przyznaje, że również kwestie finansowe (choć niekoniecznie na 1. miejscu) skłoniły go do tego, by zająć się branżą beauty. Zdradził nam, że za jeden zabieg, który wykonuje w salonie, jest w stanie wziąć podobne pieniądze, jak za 12-godzinny dyżur w karetce. 

Zobacz: Telewizja coraz częściej łamie standardy. Ekspert: z prasą pod tym względem jest lepiej

Zabiegi kosmetologii estetycznej są dla Filipa atrakcyjne również pod względem poszerzania wiedzy na temat zdrowotnych i terapetuycznych aspektów, które stawia przed nim nowy zawód. Mimo nowego zainteresowania i profesji Filip nie potrafi zrezygnować całkowicie z bycia ratownikiem medycznym, ponieważ ta praca, jak mówi, uzależnia.

- To jest ta adrenalina, coś z czego trudno zrezygnować całkowicie, jesteśmy pasjonatami swojej dziedziny oraz znamy swoją wartość jako specjaliści. Kiedy się już raz spróbuje, trudno jest żyć bez ratownictwa, ale niestety w chwili obecnej z samej pasji jakim jest ten zawód, człowiek nie utrzyma rodziny - zauważa Filip.

Wiktoria Pękalak

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo