Migranci na polsko-białoruskiej granicy. fot. Twitter/MON
Migranci na polsko-białoruskiej granicy. fot. Twitter/MON

Migrant z Iraku: Nasze miejsce jest w Europie, w Niemczech!

Redakcja Redakcja Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 96
Białoruski portal opozycyjny Zerkalo.io przeprowadził wywiad z migrantem przebywającym na granicy polsko-białoruskiej. "Ja, moja mama i bracia wierzymy, że nasze miejsce jest w Europie, w Niemczech, gdzie chcemy żyć” – zdradził Amir dziennikarzom Zerkala.

Portal Zerkalo.io (redagowany zza granicy przez białoruskich opozycyjnych dziennikarzy) zamieścił fragmenty wypowiedzi z wywiadu przeprowadzonego z 21-letnim Kurdem, obywatelem Iraku, Amirem, którego nazwisko nie zostało podane ze względów bezpieczeństwa. Amir przyleciał na Białoruś wraz z matką i dwoma braćmi. Nie ukrywa, że celem jego rodziny jest dotarcie do Niemiec, ponieważ poszukują lepszych warunków do życia niż w Iraku. Niemcy określa jako marzenie swojej matki.

„W moim kraju brakuje jedzenia i wody. Dlatego ja i tysiące moich braci wybraliśmy tę tułaczkę – próbę przedostania się do Unii Europejskiej" - tłumaczy Amir. 

Czytaj też: Służby białoruskie zastraszają migrantów oddając strzały w ich obecności!

Na Białoruś migranci dostali się legalnie

Amir zapewnia, że on i jego rodzina dostali się na Białoruś legalnie. Przylecieli samolotem, a organizacja niezbędnych dokumentów zajęła im sześć dni. Opłata wyniosła 3000 dolarów od osobę.

Amir przyznaje, że od początku chciał dostać się legalnie do Polski, jednak czekał na wydanie wizy przez władze irackiego Regionu Kurdystanu przez cztery miesiące. Zdecydował się więc dostać do Unii Europejskiej przez Białoruś. Dziennikarze portalu Zerkalo.io dodali, że nie udało się wyjaśnić, dlaczego w tej sytuacji Amir nie zwrócił się do polskiej jednostki dyplomatycznej bądź innego kraju UE.

Rodzina Amira dostała się z Mińska do przygranicznych miejscowości taksówką, podobnie jak inni migranci, którzy wylądowali na Białorusi. Następnie udali się dalej pieszo. Migranci założyli obóz w pobliskich lasach, w którym, według słów Amira, przebywa obecnie od 2500 do 3000 ludzi. Nie są agresywni.

Czytaj też: Morawiecki już po spotkaniu z szefem Rady Europejskiej. Padły mocne słowa

"Chcemy, żeby polska policja i polski rząd nam pomogli i otworzyli granicę"

W dalszej części wywiadu opowiada o braku żywności i chłodzie, jakiego doświadczają on, jego rodzina i inni migranci przebywający przy granicy polsko-białoruskiej.

„Po prostu stoimy przy granicy – stwierdza Amir. – Chcemy, żeby polska policja i polski rząd nam pomogli i otworzyli granicę. Polscy strażnicy często zachowują się niewłaściwie. Kiedy podeszliśmy, aby poprosić o wpuszczenie nas do Polski, zaatakowali nas gazem łzawiącym. Jednocześnie białoruscy pogranicznicy zmuszają nas do wyjazdu do Polski, dlatego nie możemy zostać na Białorusi”.

Amir nie jest jedynym migrantem na polsko- białoruskiej, który marzy, aby dostać się do Niemiec. Nagrania z innymi wypowiedziami można znaleźć w mediach społecznościowych.

Czytaj też: Państwowe spółki wspierają żołnierzy na granicy

Niemieccy aktywiści chcieli zabrać migrantów

Polska policja zatrzymała autobus niemieckich aktywistów uchodźczych, którzy zmierzali do granicy z Białorusią. Niemieccy aktywiści inicjatyw Seebruecke Deutschland i LeaveNoOneBehind pierwotnie planowali zabrać migrantów ze sobą w drogę powrotną do Niemiec. Zostali zawróceni kilka kilometrów przed przejściem granicznym w Kuźnicy.

Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ostrzegło jednak, że "nieuprawniony transport i ewentualny nieuprawniony wjazd" mogą pociągnąć za sobą konsekwencje karne. Rzecznik grupy, Ruben Neugebauer, powiedział: "Chcemy wysłać tutaj znak solidarności. To dzień, w którym upadł mur (berliński), i ważne jest, abyśmy wybrali prawa człowieka, zamiast murów". Europa nie powinna pozwolić sobie na szantaż ze strony "dyktatora".

Czytaj też:




KJ


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka