PAP/EPA/MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN / SPUTNIK / POOL
PAP/EPA/MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN / SPUTNIK / POOL

"25 lat temu Polski nie słuchano". Dziś Europa odczuwa konsekwencje własnej arogancji

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 48
Polskie kolejne rządy na przestrzeni lat ostrzegały, że należy jak najszybciej odejść od uzależnienia od rosyjskich surowców, ropy naftowej, gazu ziemnego. Przekonywaliśmy, że Rosja nie jest w żadnym względzie wiarygodnym partnerem handlowym. A finansowanie jej surowców prowadzi do wzmocnienia imperialnej polityki Moskwy. Wiele krajów nie brało tych ostrzeżeń poważnie pod uwagę – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhof, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka (1997-2001).

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden powiedział w Warszawie, że nie ma mowy o powrocie do uzależnienia się od rosyjskich surowców i że odchodzenie od nich jest priorytetem. Polska mówiła to od lat. Czy gdyby ten głos został wysłuchany w krajach zachodnich, Rosjanom nie przyszłoby tak łatwo doprowadzenie do wojny w naszej części Europy?

Janusz Steinhof: No niestety, polskie kolejne rządy na przestrzeni lat ostrzegały, że należy jak najszybciej odejść od uzależnienia od rosyjskich surowców, ropy naftowej, gazu ziemnego. Przekonywaliśmy, że Rosja nie jest w żadnym względzie wiarygodnym partnerem handlowym. A finansowanie jej surowców prowadzi do wzmocnienia imperialnej polityki Moskwy. Wiele krajów nie brało tych ostrzeżeń poważnie pod uwagę.

Przeczytaj też:

Korekta Polskiego Ładu. Minister Soboń tłumaczy, skąd nagła zmiana planów

Rząd, w którym był Pan wicepremierem i ministrem gospodarki już przeszło 20 lat temu próbował doprowadzić do dywersyfikacji źródeł energii?

My byliśmy wtedy w dramatycznej sytuacji. W latach 90-tych Polska była całkowicie zależna od energii rosyjskiej. Strona moskiewska doskonale o tym wiedziała. Dlatego też naliczała nam bardzo wysokie ceny gazu, co miało się nijak do warunków rynkowych. Bo Polska jest położona znacznie bliżej złóż gazu niż Niemcy i inne kraje Europy Zachodniej. A nam naliczano ceny znacznie wyższe niż państwom zachodnim. Drugą sprawą, która była przedmiotem konfliktu, był sposób naliczania za korzystanie z Gazociągu Jamalskiego. Polska zbudowała go razem z Gazpromem. Po 48 proc. udziałów w gazociągu mieli Polacy i Rosjanie – PGNiG oraz Gazprom. Ale jedynym beneficjentem gazociągu, który zarabiał na korzystaniu z niego, była strona rosyjska. Polacy nie mieli z tego nic. Wiedzieliśmy, że z tym partnerem nie można normalnie współpracować, stąd już wtedy zaczęliśmy starania o dywersyfikację. Zawarliśmy po dwuletnich negocjacjach umowę z Norwegami, przy jej parafowaniu między Statoilem i PGNiG obecni byli premier RP Jerzy Buzek i ówczesny premier Norwegii, obecny Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg. Mieliśmy otrzymywać 5 miliardów metrów sześciennych gazu za pięć lat. Niestety tamta umowa wywołała ostry sprzeciw ówczesnej opozycji z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. I po dojściu SLD do władzy rząd Leszka Millera od razu się z tej umowy wycofał. Szkoda.

Właśnie zmiany te miały miejsce po dojściu do władzy lewicy. Także wtedy miały miejsce dziwne akcje służb wobec całych grup polskich przedsiębiorców, którzy byli oskarżani w dziwnych procesach, tracili majątki. W jednym z procesów oskarżony był Marek Karp, twórca i dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Wtedy OSW nie był typowym think tankiem, zajmował się też analizą ekonomiczną. Czy z perspektywy lat polityka uderzania na przykład w OSW może być uznana za planowe działania Moskwy?

Przede wszystkim ja bardzo ceniłem Ośrodek Studiów Wschodnich. Powstał on już na początku lat 90-tych, pamiętam go za rządów Hanny Suchockiej. A w czasie rządu Jerzego Buzka ja nadzorowałem jego pracę, jako minister gospodarki. Bo wbrew powszechnej opinii faktycznie OSW nie podlegał wtedy pod MSZ, choć były zakusy, żeby tak się stało. OSW podlegał pod Ministerstwo Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, a potem pod Ministerstwo Gospodarki. Współpracę z Markiem Karpiem oceniam bardzo wysoko. Wtedy był poważny problem z rosyjskim światłowodem przy gazociągu jamalskim. I eksperci OSW bardzo wtedy rządowi pomagali. Potem, za moją zgodą podjęli współpracę z Amerykanami. Bo umiejętności, wiedza, fachowość, zostały przez Waszyngton docenione.

Czy można uznać, na przykład po sprawie wspomnianego światłowodu, że już wtedy ze strony Rosji mieliśmy do czynienia z próbą prowadzenia imperialnej polityki?

Rosjanie wobec niemal wszystkich partnerów, czy to z dawnego bloku wschodniego, czy dawnej ZSRR stosowali szantaż gazowy. Jego ofiarą padała nie tylko Polska, ale na przykład Gruzja, Ukraina. To była stała strategia rosyjska, polegająca na wykorzystaniu swojej pozycji. Szantażowano kraje, które były od rosyjskiego gazu zależne. Rząd Leszka Millera doprowadził do redukcji ilości zakupionego gazu, Leszek Miller poczytywał to sobie za wielki sukces. Jednocześnie polskie władze wycofały się z kontraktu norweskiego. Tłumaczono to tym, że rzekomo – wg naszych następców – ten gaz z Norwegii miał być bardzo drogi. Ale to nie była prawda. Ceny były ustalone według zasad rynkowych. Tymczasem redukcja dostaw gazu była zbyt daleko idąca. Tego surowca w pewnym momencie zabrakło. I Rosjanie zaproponowali sprzedaż, ale już za cenę dużo wyższą. Zawarto umowę na dwa lata, po kolejnych dwóch latach znów negocjowali cenę niekorzystną dla nas. Podobnie było z Gruzją, Białorusią, Ukrainą. Zawsze Rosjanie stosowali ten szantaż wobec słabszych. I jak przychodziła jesień, zaczynał się sezon zimowy, zaraz była obawa, że może wyłączą. I ja to mówiłem wiele razy publicznie – to, że dochodzi do sporów, różnic, w kwestiach finansowych, jest rzeczą normalną. Ale w cywilizowanym świecie nie do pomyślenia jest, by ktoś zakręcał komuś kurek z gazem, odcinał od źródeł energii. Spory rozstrzyga się w cywilizowany sposób.

Pod kątem bezpieczeństwa Polski, to oprócz obaw militarnych od lat była ta wizja zakręcenia kurka. W ostatnim dwudziestoleciu starania o dywersyfikację zostały podjęte. Czy dziś o ropę i gaz możemy być spokojni, czy przeciwnie jest czego bać?

Jeśli chodzi o ropę naftową, to i przed laty było trochę lepiej. Mamy naftoport, zbudowany jeszcze za Gierka. I chwała Bogu. Mieliśmy nawet swoje tankowce. Możemy w każdej chwili sprowadzić ropę z dowolnego miejsca na świecie. Jest odpowiednia infrastruktura, jest naftoport i linia przesyłowa między Gdańskiem i Płockiem. Nie jesteśmy podwieszeni pod ropociąg przyjaźń ani w żaden sposób zależni od Rosji. Jeśli chodzi o gaz to dziś sytuacja jest znacznie lepsza. Jeśli faktycznie w tym roku ukończony zostanie Baltic Pipe, po raz pierwszy w historii będziemy mieli możliwość sprowadzenia całego potrzebnego gazu spoza Federacji Rosyjskiej. Mamy gazoport, chcemy budować pływający gazoport, jesteśmy współwłaścicielami koncesji na morzu w okolicy Norwegii. Także ta sytuacja zmienia się zdecydowanie na korzyść.

Trzaskowski komentuje słowa Grodzkiego: Ta retoryka poszła za daleko

Biały Dom musiał prostować słowa z przemówienia Joe Bidena

Duda o polityce Orbana wobec Rosji i Ukrainy: Trudno mi tę postawę zrozumieć


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo