Rok szkolny 2022/2023 to wyzwanie dla systemu edukacji w Polsce. Fot. Pixabay
Rok szkolny 2022/2023 to wyzwanie dla systemu edukacji w Polsce. Fot. Pixabay

"Większość nauczycieli jest bardzo dobra". Polskie szkolnictwo zdaje ważny test

Redakcja Redakcja Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 39
Ten rok szkolny ma wiele elementów podobnych do przeciętnego polskiego roku szkolnego, czyli: nerwówkę, szukania nauczycieli, niepewność ws. programów. Tyle tylko, że przy niektórych minusach, teraz trzeba postawić plus. Króluje przekonanie, że jest gorzej niż rok temu, a w kolejnych latach będzie jeszcze gorzej – mówi Salonowi 24 Jan Wróbel pedagog, publicysta.

Minęło kilka pierwszych dni nowego roku szkolnego. Czym różni się on od poprzednich?

Jan Wróbel: Ma wiele elementów podobnych do przeciętnego polskiego roku szkolnego, który wyróżnia się nerwówką, szukaniem nauczycieli, niepewnością co do programów. Tyle tylko, że przy niektórych minusach charakterystycznych dla roku szkolnego, w tym roku trzeba by postawić plus.

Przeczytaj też:

Odwołanie Kurskiego. Kwiatkowski zwraca uwagę na ważny szczegół

To zaskoczenie, jednak są pozytywy?

Plus w znaczeniu, że jest czegoś więcej - nerwówki i niepewności. W większym stopniu dyrektorzy polskich szkół mają przekonanie, że nie chodzi już o problem, który zawsze się pojawia, jakoś można sobie z nim radzić. Dziś sądzą, że będzie coraz trudniej. W poprzednich latach można było sobie powtarzać, że raz jest gorzej, raz jest lepiej. Teraz króluje przekonanie, że jest gorzej niż rok temu, a w kolejnych latach będzie jeszcze gorzej.

Skąd bierze się tak pesymistyczne nastawienie, skoro w poprzednich latach aż tak złego nastawienia nie było?

Rośnie poziom niepewności. Zarówno w kwestii finansowania jak i zarządzania przez arogancką, zarazem niezbyt skuteczną władzę. To w zestawieniu z tym, że sytuacja międzynarodowa i gospodarcza Polski uległa pogorszeniu, daje poczucie niepewności. Niczym w starym, a niezbyt mądrym powiedzeniu: „lepiej już było”.

Wspomniał Pan o sytuacji międzynarodowej i gospodarczej, a więc czynnikach obiektywnych. W tym roku do szkół idzie wiele dzieci uchodźców z Ukrainy. A problemem, z którym szkoły do niedawna musiały sobie radzić była pandemia i nauka zdalna. W jaki sposób te czynniki wpłynęły na polską edukację?

Akurat pandemia jest problemem, który trudno omówić jednym zdaniem. Z jednej strony pokazała ona ogromne pokłady możliwości samoorganizacji polskiej szkoły. A zarazem w wielu miejscach pokazała, że jest pewien nonsens uczenia w systemie zdalnym dzieci w wieku 10-11 lat. Więcej odnotowaliśmy sukcesów niż porażek.

Jeśli chodzi o ukraińskie dzieci, to zawsze taka adaptacja jest trudna. Ale jak na skalę wyzwania i trudności, polska szkoła dość dobrze sobie poradziła. Gdybyśmy nagle mieli kilkadziesiąt tysięcy polskich dzieci, które wyszłyby zza mgły, to też organizacja roku szkolnego byłaby wyzwaniem. Paradoks zarządzania polską oświatą polega na tym, że cała masa rozwiązań, które szkoła w praktyce stosuje to rozwiązania oddolne, wprowadzana jest dzięki zaradności i inteligencji zatrudnionych w szkołach osób. Kiedy tylko jakieś problemy przechodzą, wraca monstrum centralnego zarządzania przez bardziej bądź mniej nieudolnych ministrów i kuratorów. Czyli jak jest źle, to odpowiedzialność moralna spada głównie na szkoły. Jak jest dobrze, to przypominają sobie o zarządzaniu szkołą ci, którzy są w tej szkole najmniej potrzebni.

W portalach społecznościowych są opinie o przeładowanych klasach. O planach lekcyjnych, wg których dzieci muszą spędzać w szkole po 9 godzin. Obok wynagrodzeń to główny problem, a na początku roku szkolnego chyba nawet poruszany częściej niż kwestie płac?

Jeżeli chcemy w warunkach trudnych i polowych łączyć roczniki i dokonywać organizacyjnych rewolucji w szkole, musimy się spodziewać, że system, który ma ograniczoną wydolność, będzie pękał. I pęka. Cenę za dyskomfort pracy płaci słabsza część systemu zarządzania systemem oświaty, czyli nauczyciel. Ministrom się nie pogarsza. Nam się pogarsza.

Płaci nauczyciel, ale też chyba uczeń?

„Dzięki” temu, że mamy wojnę i pandemię znika największe wyzwanie polskiej oświaty. Lawinowo rośnie odsetek uczniów, którzy potrzebują psychologicznego i pedagogicznego wsparcia. Dzieci, dla których najważniejsze nie jest to, ile nauczą się z geografii i polskiego, ale czy dadzą radę psychicznie się pozbierać mając lat 12 czy 15. Najbardziej rzucającą się w oczy jest grupa transpłciowa.

Ale to wierzchołek góry lodowej. Młodym ludziom w Polsce w wieku lat 12, 15, czy 18 lat naprawdę kręci się w głowie. Nie wiedzą do końca, jak żyć. A szkoła po staremu stara się nauczyć ich geografii i polskiego, nie zwracając uwagi na to, że to jest epoka. I myślę, że byśmy ciężko radzili sobie z wyzwaniami, gdybyśmy musieli, jako szkoła, je podjąć. Ale ponieważ mamy pandemię, wojnę, „na szczęście” szkoła nie może zająć się tym, co stanowi dziś największe wyzwanie.

Gdy dzisiejsi 40-latkowie wspominają szkołę, to różnica jest taka, że w latach 90-ych wielu nauczycieli traciło pracę. Dziś odwrotnie – pedagogów brakuje. A jednak pozostałe problemy – przeładowany program, bardzo ciężkie tornistry, ślęczenie od rana do nocy w szkole i czasem bzdurne prace domowe – są takie same. Z czego to wynika?

W szkole, w odróżnieniu od lat 90-ych, jest znacznie więcej nauczycieli zaangażowanych, którzy chcą coś zrobić. Wbrew narzekaniom na polską kadrę, tylko część z niej jest do niczego. Zdecydowana większość jest dobra, a nawet bardzo dobra. Wystarczyłaby, aby zrobić dobrą szkołę. Niestety system jest sklerotyczny, nastawiony na to, by eksperci pisali podstawy programowe, które niezmiennie są za duże. Żaden ekspert nie jest na tyle bystry, żeby połączyć podstawy programowe w jedną. Bo dopiero wtedy widać by było skalę problemu.

Tu nie chodzi o pojedyncze kłopoty z biologią, chemią, czy językiem polskim, ale o całość. Ten sklerotyczny system wymaga odgórnej zmiany. Wyłączenia paru bezpieczników i zamontowania ich w inne miejsca. Od lat nie ma kto tego zrobić. Przeciętny minister edukacji narodowej to człowiek, który zarządza fabryką oświatową. Dba o to, żeby były lekcje, żeby pojawiło się dużo ocen. A nie ktoś, kto byłby wizjonerem polskiej oświaty.

Przeczytaj też:

Jacek Kurski do dymisji, a Joanna Kurska dostaje ważną posadę w TVP

Morawiecki w trasie po Polsce. Zaostrza retorykę i coraz mocniej bije w Tuska


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo