Stefan W. Źródło: arch. PAP/Marcin Gadomski
Stefan W. Źródło: arch. PAP/Marcin Gadomski

Matka zabójcy Adamowicza przerwała milczenie. Życie wywrócone do góry nogami

Redakcja Redakcja Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 56
"Nigdy nie przestanę go kochać. To jest przecież moje chore, dorosłe dziecko" – mówi Jolanta B., matka mordercy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Kobieta w rozmowie z portalem natemat.pl opowiedziała, jak wyglądało jej życie chwilę po tym, gdy wyszło, że to ona jest matką Stefana W.

W niedzielę 13 stycznia 2019 roku, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, prezydent miasta został zaatakowany nożem. 27-letni napastnik Stefan W. wtargnął na scenę, zbliżył się do Adamowicza i zadał mu kilka ciosów nożem. Niestety, mimo pięciogodzinnej operacji, Paweł Adamowicz zmarł.

Matka napastnika postanowiła opowiedzieć portalowi natemat.pl o trudach swojego życia po zabójstwie dokonanym przez syna.

Matka Stefana W.: To było tak silne, traumatyczne doświadczenie

Jolanta B. po tragedii postanowiła zmienić swoje nazwisko oraz kolor włosów, aby zminimalizować ryzyko, że ktoś rozpozna w niej matkę mordercy prezydenta Gdańska. Kobieta wspomina, że i tak była ogromna panika, a najbardziej w tym momencie ucierpiały dzieci. 

"Dzieci były przerażone. Zamknęli się w mieszkaniu, część znalazła schronienie u znajomych. Bały się siedzieć w domu, bo dziennikarze stali na podwórku" – tłumaczy.

B. zwraca uwagę na to, że to, co stało się trzy lata temu, nie jest jedynie tragedią jej rodziny, ale również bliskich Pawła Adamowicza.

"To było tak silne, traumatyczne doświadczenie. Po pierwsze: mój syn zabił człowieka, po drugie: mój syn trafił do więzienia, w którym przebywa w jednoosobowej celi. Nie mogłam też przeżyć tego, że dzieci prezydenta Pawła Adamowicza nie mają ojca" – mówi.

Trudna sytuacja w pracy 

Matka zabójcy Pawła Adamowicza powiedziała również, że jak prowadziła "zerówkę" to od jednej z nauczycielek usłyszała, iż jest "złą renomą" dla placówki. Więcej wsparcia natomiast okazali jej rodzice dzieci. 

"Nagle rodzice zaczęli do mnie pisać maile, wiadomości. To była ogromna troska. Dostałam od nich tyle wsparcia, że jak wróciłam do pracy, to płakałam ze wzruszenia. Jak przychodzili po dzieci, to mnie ściskali" – opowiada Jolanta B. portalowi natemat.pl.

Jolanta B. mówi również, że jej syn nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych. "Był piątym dzieckiem z ośmiorga. Nie brakowało w nim radości, nie palił, nie pił, miał dobry kontakt z ojcem, wysokie zdolności matematyczne" – opowiada. 

Jolanta B. i tak kocha syna 

Kobieta opowiedziała również o momencie, kiedy dowiedziała się, że to jej syn zamordował Pawła Adamowicza. "W niedzielę wieczorem dostałam telefon od syna z informacją, że +Stefan zabił prezydenta+. Zaczęłam strasznie płakać. Próbowałam dzwonić do dzieci, ale już nie odbierały. Policja "wjechała" im do domu. Telefony mieli powyłączane. Wydawało mi się, że to nie może się naprawdę dziać, a jednak" – mówi matka Stefana W. 

Kobieta mówi, że jej syn po skierowaniu do zakładu karnego bardzo się zmienił i wyglądał jak "kloszard", z brodą, długimi paznokciami. Obecnie żyje w "innym świecie" i myśli, że on jest zdrowy, a to cały świat ma problemy.

Mimo zła, jakie wyrządził Stefan W., matka bez zawahania odpowiedziała, że go kocha i bardzo tęskni. "I nigdy nie przestanę go kochać. To jest przecież moje chore, dorosłe dziecko" – dodała. 

MP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo