Celebrytka i dziennikarka Beata Pawlikowska. Źródło: YouTube/Beata Pawlikowska
Celebrytka i dziennikarka Beata Pawlikowska. Źródło: YouTube/Beata Pawlikowska

Beata Pawlikowska może nie ponieść konsekwencji za słowa o lekach. Adwokat rozkłada ręce

Redakcja Redakcja Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 8
Beata Pawlikowska to dziennikarka, która stwierdziła, że antydepresanty nie działają. Jej stwierdzeniem oburzyła się lekarka Maja Herman, która zapowiedziała wytoczenie postępowania karnego przeciwko Pawlikowskiej. Adwokat Maciej Ślusarek w rozmowie z Wirtualnemedia.pl przyznał jednak, że "nie ma przepisów, które mówią o karze za szerzenie nieprawdziwych informacji na przykład na temat leczenia depresji".

Beata Pawlikowska o lekach na depresję 

Dziennikarka Beata Pawlikowska jakiś czas temu zamieściła w sieci film, w którym stwierdziła, że leki stosowane w depresji nie mają udowodnionego działania. Jej wypowiedź wywołała oburzenie w sieci. Z tego też powodu celebrytka postanowiła przeprosić wszystkich oburzonych oraz zmieniła ustawienia filmu na na prywatne i zapowiedziała, że nie będzie już więcej podejmować tematu.

Sprawa jednak nie została zamknięta, ponieważ Maja Herman, lekarz psychiatra, prezeska Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych rozpoczęła zbiórkę 30 tys. zł na pozew sądowy przeciwko dziennikarce. Pieniądze udało się zebrać. 

Nie ma przepisów, które mogą ukarać Pawlikowską 

Okazuje się jednak, że Maja Herman może mieć problem z wygraniem procesu, który zamierza wystosować przeciwko Beacie Pawlikowskiej. Adwokat Maciej Ślusarek w rozmowie z Wirtualnemedia.pl twierdzi, że nie widzi on przepisów, które mogłyby zakazać komuś głoszenia konkretnych treści. 

– Nie ma bezpośredniego zapisu, który dawałby prawo do występowania przeciwko osobom o zakazanie rozpowszechniania pewnych informacji. Zawsze trzeba wykazać się interesem i naruszeniem dóbr osobistych: jak ktoś pisze o mnie źle w książce, mogę wystąpić, jak ktoś mówi źle o mnie, mojej rodzinie czy środowisku, też mogę występować – dodaje Ślusarczyk w rozmowie z portalem. 

– O ile ktoś nie mówi czegoś groźnego, wykorzystując pozycję zawodową czy społeczną, na przykład "pijcie Domestos, bo to was wyleczy”, to jest to udział w debacie, przedstawienie jakiejś strony. Nawet jeśli ona nie jest naukowa, nie czepiałabym się, zostawiłabym wolną rękę, możliwość wypowiedzi. Rynek wolnych idei powinien mieć odpowiedź: jeżeli na to, co ona mówi, jest odpowiedź psychiatrów, wywołuje to debatę publiczną, tym lepiej. Wtedy naukowcy mają przestrzeń, by powiedzieć o drugiej stronie medalu – tłumaczy z kolei mec. Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

MP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka