Mariusz Błaszczak. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Mariusz Błaszczak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

Były szef MON: To niemożliwe, żeby minister Błaszczak mógł coś ukryć

Redakcja Redakcja Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 152
Jeżeli ktoś zawiódł, to trzeba to wyjaśnić, ale nie wyobrażam sobie, żeby minister Błaszczak mógł ogłaszać rzeczy, które ukrywają faktyczny przebieg zdarzeń. Choćby dlatego, że ta sprawa będzie badana również przez prokuraturę, czyli przez czynnik całkowicie niezależny od MON-u. Moim zdaniem nie ma możliwości ukrycia czegokolwiek, zafałszowania stanu rzeczy – mówi Salonowi 24 Jan Parys, były szef MON.

Głośnym echem odbiła się konferencja ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka w sprawie rosyjskiej rakiety, która spadła pod Bydgoszczą. Szef MON wskazał winnego chaosu operacyjnego – szefa Wojsk Operacyjnych. Jak ocenia Pan zaistniałą sytuację?

Jan Parys: Jestem głęboko zasmucony, że w taki sposób opinia publiczna jest informowana o niebezpiecznym zdarzeniu, które miało miejsce w grudniu. Uważam bowiem, że nie można sprowadzać całego problemu do kwestii personalnych. Niezależnie od wewnętrznego postępowania wyjaśniającego, trwają czynności, które na polecenie premiera wykonuje prokuratura.

Moim zdaniem należy poczekać na stanowisko prokuratury, która będzie będzie przesłuchiwać wszystkich zainteresowanych. To znaczy i generała Rajmunda Andrzejczaka, szefa Sztabu Generalnego, i wspomnianego dowódcę wojsk operacyjnych generała Tomasza Piotrowskiego. Wreszcie samego ministra Mariusza Błaszczaka. Mam nadzieję, że śledczy przeanalizują wszystkie dokumenty od grudnia do teraz. Mnie się wydaje, że pod wpływem niecierpliwości, czy presji dziennikarzy nastąpił zbyt duży pośpiech w ostatecznym ogłoszeniu, co się stało.

Jak poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa stanowi wspomniany incydent?

Ja się mogę opierać tylko na oficjalnych komunikatach, innej wiedzy nie posiadam. Ale i z tych komunikatów można wyciągnąć także wnioski pozytywne. Z dokumentów jasno wynika, że po pierwsze zadziałała współpraca z sojusznikami, którzy informowali, że obca rakieta rosyjska zmierza w naszym kierunku. Byliśmy w kontakcie z wojskami amerykańskimi, podwyższono gotowość bojową, podniesiono samoloty, które miały śledzić tę rakietę. Jednym słowem cały system ostrzegania i obrony powietrznej kraju zadziałał.

Natomiast trzeba wyjaśnić czemu już po eksplozji tej rakiety w okolicach Bydgoszczy nie prowadzono dalej procedur, które by miały ją odnaleźć i określić co się stało. Zaniedbania miały miejsce w końcowej fazie. Ale sam system obrony powietrznej kraju zadziałał. Potwierdził to sam szef MON. Bo jedyny zarzut jaki postawił Mariusz Błaszczak dotyczył tego, że zawiódł system przekazywania informacji na najwyższe szczeble państwa, czyli do Kancelarii Premiera i do Kancelarii Ministra Obrony. Ale wojsko zadziałało, w całym tym zamieszaniu to optymistyczna informacja.

Czy możliwe jest, że zawiódł nie wojskowy a ktoś z cywilnej obsługi ministerstwa, a generał Piotrowski jest kozłem ofiarnym?

Jeżeli ktoś zawiódł, to trzeba to wyjaśnić, ale nie wyobrażam sobie, żeby minister Błaszczak mógł ogłaszać rzeczy, które ukrywają faktyczny przebieg zdarzeń. Choćby dlatego, że ta sprawa będzie badana również przez prokuraturę, czyli przez czynnik całkowicie niezależny od MON-u. Więc moim zdaniem nie ma możliwości ukrycia czegokolwiek, zafałszowania stanu rzeczy.

W latach 1991 – 1992 był Pan ministrem obrony. Wtedy sytuacja była diametralnie inna, gdyż nie byliśmy jeszcze członkiem NATO, a w kraju stacjonowały posowieckie wojska. Dopiero zaczynało się mówić o ich wyjściu, wojska sowieckie. Czy wtedy dochodziło do jakichś incydentów i co by się stało, gdyby doszło wtedy do jakiegoś incydentu na terenie Polski?

W czasie, kiedy byłem ministrem obrony, mieliśmy sytuację, która była owocem, można powiedzieć, odprężenia. To odprężenie w stosunkach wschód-zachód było wynikiem tego, że rozpadł się Związek Radziecki i obóz socjalistyczny. Więc takich incydentów nie było. Natomiast pragnę zauważyć, że politycy nadzorujący MON powinni zawsze reagować na incydenty militarne. Ale aby tak się stało, muszą otrzymać informację o tym, że taki incydent nastąpił. Jeżeli nie mieli informacji, to trudno oczekiwać, żeby podjęli jakiekolwiek decyzje. Absolutnie nie można ich winić za to, że nie reagowali albo, że źle reagowali. Skoro nie wiedzieli, nie mogli nic zrobić.

Źródło zdjęcia: Mariusz Błaszczak. Fot. PAP/Tomasz Gzell


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo