fot. Pixabay
fot. Pixabay

"Jak okręt, który stracił sterowność". Jedna decyzja może zatopić samozatrudnionych

Redakcja Redakcja Pieniądze Obserwuj temat Obserwuj notkę 43
Jest problem z płacą minimalną, bo ewidentnie część ekonomistów twierdzi, i ja podejrzewam, że mają rację, że to najmocniej uderzy właśnie w małe przedsiębiorstwa. Tylko problem polega na tym, że np. politycy Trzeciej Drogi nie bardzo mogą powiedzieć „nie, my się nie zgadzamy na takie podnoszenie płacy minimalnej”. Powiedzenie dziś w Polsce, że nie zgadzamy się na coś, co ludzie mają dostać, jest obarczone poważnym ryzykiem. Oni mogą się obawiać, że to ich zatopi. Mamy fazę niewyobrażalnego wzrostu oczekiwań, roszczeń. Jesteśmy jak okręt, który stracił sterowność – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Rząd szczyci się podniesieniem płacy minimalnej, większość opozycji tego akurat nie krytykuje. Tymczasem taki ruch wpłynie nie tylko na pensje, ale też na wysokość składki ZUS dla prowadzących jednoosobową działalność. Dla najdrobniejszych firm to dramat. Ludzie są naprawdę przerażeni. Gdy rozmawialiśmy kilka tygodni temu mówił Pan, że formacja umiarkowana, wolnorynkowa, ale bez szaleństw Konfederacji mogłaby zyskać na przedstawieniu konkretnych projektów dla prowadzących działalność. Czy krytyka płacy minimalnej, pokazanie co jej podniesienie oznacza dla małych firm mogłoby być tym, co w kampanii poniesie np. mającą pewne problemy Trzecią Drogę?

Prof. Antoni Dudek: Rzeczywiście jest problem z płacą minimalną, bo ewidentnie część ekonomistów twierdzi, że to najmocniej uderzy właśnie w małe przedsiębiorstwa. I ja podejrzewam, że mają rację. Tylko problem polega na tym, że np. politycy Trzeciej Drogi nie bardzo mogą powiedzieć, „nie, my się nie zgadzamy na takie podnoszenie płacy minimalnej”.


Dlaczego? Przecież wizja ogromnych strat polskich małych, jednoosobowych firm jest realna. Są postulaty, by tę płacę minimalną podnosić w zależności od regionu. Są i tacy, którzy uważają, że należy ją znieść.

Tylko, że powiedzenie dziś w Polsce, że nie zgadzamy się na coś, co ludzie mają dostać, jest obarczone poważnym ryzykiem. Oni mogą się obawiać, że to ich zatopi. Mamy fazę niewyobrażalnego wzrostu oczekiwań, roszczeń. Każdy uważa, że mu się należy, każdy jest ważniejszy. Więc jak ktoś przyjdzie i powie: „nie, nie, sorry, ale wam się coś nie należy, bo to jest szkodliwe dla gospodarki albo dla jakiejś innej grupy” to raczej znajdzie się na spalonych pozycjach.

No tak, ale chodzi o dość liczną społeczną grupę, jaką są przedsiębiorcy?  

Tylko, że pamiętajmy, o czym rozmawialiśmy ostatnio – do tej najradykalniejszej grupy wśród przedsiębiorców dociera Konfederacja. Natomiast zgadzam się, że przedsiębiorcy, którzy nie podzielają niektórych szaleństw Konfederacji są grupą, do której można dotrzeć. Problem polega na tym, że nie bardzo wiem, co by mogło być takim tematem. Podważanie podwyżki płacy minimalnej to ogromne ryzyko.


Podobnie jak krytyka socjalnych programów PiS. Szczerze mówiąc, z niepokojem patrzę na to, co się dzieje, jeśli chodzi o debatę publiczną. Doszliśmy do etapu, w którym praktycznie już kompletnie przestała liczyć się prawda. A znaczenie ma już tylko i wyłącznie nawalanka dwóch wściekle zwalczających się baniek, które na dodatek kompletnie oderwane są od rzeczywistości.

Pytanie, w którą stronę to zmierza?

Powiedziałbym, że w wymiarze informacyjnym jesteśmy w sytuacji takiego okrętu, w którym na przemian przy mostku sterowniczym wymieniają się dwie grupy. Jedna kręci cały czas w lewo, druga cały czas w prawo. Efekt jest taki, że ten statek już stracił wszelką sterowność. I tak sobie będziemy płynąć, aż zderzymy się z górą lodową, ale na razie tego zderzenia nie widać, znaczy ono może gdzieś tam jest, ale jeszcze o nim nie wiemy. Ale jeśli go nie będzie, to będziemy sobie tak płynąć po prostu raz w lewo, raz w prawo. Stabilnego kursu nie będzie w dającej się przewidzieć przyszłości.

Zaryzykujmy może jednak prognozę, kiedy coś się z tego chaosu wyłoni?

Faktycznie jesteśmy już kompletnym w chaosie. I tak będzie moim zdaniem do końca co najmniej tego cyklu wyborczego, czyli do 2025 roku. Do wyborów prezydenckich, po których ten kurz, który spowodują te cztery kampanie wyborcze opadnie. Zobaczymy, w jakiej Polsce się wtedy obudzimy.

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka