O wojnie naszej i nie naszej. Rosjanie nie będą pytać, kogo popierasz

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 64
Gdy już tu przyjdą i będą strzelać Polakom w tył głowy, nie będą z uśmiechem pytać: „czy szanowny pan głosował na PiS, czy na PO. Czy szanowna pani jest za Kaczyńskim, czy Tuskiem?”. Przed wyborami możemy mieć różne poglądy, szczerze (i często słusznie) nie znosić polityków niechcianej opcji. Jednak żądza odwetu także na milionach sympatyków drugiej strony, nienawiść do tych, co są pośrodku lub są zdystansowani, wywoływanie polsko-polskiej zawieruchy, będzie na rękę tylko jednej „partii”. Działającej - ponad podziałami - formacji rosyjskiej.

O marszu opozycji powiedziano i napisano już wszystko. Strona opozycyjna ogłosiła sukces. I trudno z tym polemizować. Komentatorzy ze strony rządowej albo (ci rozsądniejsi) wskazują, że triumf Donalda Tuska nie musi być sukcesem całej opozycji, zyska Koalicja Obywatelska, ale inni gracze opozycyjni mogą stracić. Albo (ci, którym chwilowo lub na stałe odcięło rozum) usiłują wmawiać, że marsz miał słabą frekwencję, bo na pewno było maksymalnie 100 tysięcy.


A jeśli było pół miliona, to przecież i tak nie dużo, bo półmilionowy marsz nie zmieni wyborów. No nie, jak było, wszyscy widzieli. Zaklinanie rzeczywistości jest głupie. Można podczas ulewy twierdzić, że świeci piękne słońce, jest upał. Nawet wyjść na plażę i się opalać. Ale naiwnością jest wiara w to, że się nie zmoknie. I mówiąc szczerze, u części tzw. komentariatu partii rządzącej, także jej medialnych zwolenników, można zauważyć coś, co widoczne było aż nadto w roku 2015 po stronie PO.

Teraz to PiS mówi o potrąconej zakonnicy


Osiem lat temu obóz PO i sprzyjające mu media cechowała totalna pewność wygranej, „bo przecież przegrać nie mamy z kim”. Gdy Andrzej Duda zmierzał po zwycięstwo w wyborach prezydenckich w wiodącej gazecie obozu ówczesnej władzy jakieś dwadzieścia pierwszych stron poświęcono zaklinaniu rzeczywistości, że Bronisław Komorowski na pewno wybory wygra. O wygłoszonych kilka miesięcy wcześniej słowach pewnego redaktora o potrąceniu zakonnicy w ciąży nie ma co wspominać. I dziś pewne rzeczy są oczywiste – PiS, niezależnie od oceny tej partii – rządzi od ośmiu lat. Badania pokazują, że nawet rzeczy, które działały cztery lata temu, dziś już nie robią wrażenia. Osiem lat temu zmęczeni byli z kolei wyborcy PO. I nie byli specjalnie zmobilizowani. Dziś elektorat opozycyjny jak najbardziej się zmobilizował, co pokazuje frekwencja na marszu. A jednocześnie wśród zwolenników prawicy widać spore zniechęcenie, często zmęczenie. Tak to działa.

Podział na dwa bloki, trzeci potrzebny, ale go nie będzie


Polityczna scena w naszym kraju podzielona jest na dwa ostro rywalizujące ze sobą bloki. A politolodzy dawno opisali zjawisko polegające na tym, że każda z sił politycznych próbuje maksymalnie zmobilizować swoich i zniechęcić tych drugich. Jest wielu takich, którym to nie odpowiada – wskazują na to sukcesy czy to przed laty Kukiza, czy Nowoczesnej, czy Konfederacji i Hołowni. Ale za każdym razem ci zniechęceni prędzej czy później wracają do „swoich” partii. Bo choć na trzecią siłę jest ogromne zapotrzebowanie, oferta jak dotąd okazuje się mizerna. Po prostu, nowe ruchy polityczne zazwyczaj organizują popularni celebryci, ale garną się do nich często nieudacznicy, którzy do PiS i PO się nie załapali. A system finansowania partii wspiera te, które istnieją od lat. Dziś mamy więc setki tysięcy ludzi na marszach przeciwko władzy i duże zniechęcenie po stronie rządzących. Ale mamy też, i to jest chore – ogromną niechęć do „tych trzecich”. 



Ten, kto nie z nami, ten przeciw nam


Największy hejt po stronie komentariatu z obu stron budzą ci, którzy mają czelność nie maszerować w równym marszu. W zasadzie można uznać, że z nienawiści do nich po latach mógłby odrodzić się PO-PiS. Obóz Zjednoczonej Prawicy reaguje alergicznie na każdą krytykę, nawet drobną, czy życzliwą. A rzeczywistość (co widać na przykładzie marszu 4 czerwca) usiłuje zaklinać. Komentatorzy ze strony PO wściekle atakują krytycznego wobec rządu publicystę tylko za to, że nie pojawił się na marszu 4 czerwca (choć pewnie gdyby poszedł, byłby atakowany za to, że maszeruje, bo jako konserwatysta do ich środowiska nie pasuje). Najbardziej wściekle atakowani przez obie strony, odsądzani od czci i wiary, godni ognia piekielnego, są tzw. symetryści, choć nie ma jasnej definicji tego słowa. Symetrystą jest więc ktoś o poglądach antypisowskich, kto jednak bierze od rządu kasę i w związku z tym niuansuje przekaz (faktycznie, nieładnie).

Zły symetrysta. Ale kto to u licha jest?


Symetrystą jest też jednak zwolennik PiS, który w jakiejś sprawie z partią rządzącą się nie zgadza. Definicję tę spełnia też jednak komentator, który nawet szczerze partii rządzącej nie lubi, wspiera PO, ale ośmieli się zauważyć błędy swojego środowiska. Na przykład: nie akceptuje skrętu w lewo, nie neguje afery reprywatyzacyjnej. „Platformy krytykować nie można, bo to służy PiS-owi” – brzmi przekaz.

W znienawidzonej przez internetowych fanatyków grupie znajdzie się osoba dzieląca przy każdej sprawie włos na czworo, co faktycznie jest bez sensu – bo nie ma symetrii między mordercami z Buczy a tymi, co przed atakiem się bronią. Ale atakowany jest każdy, kto po prostu stara się pisać zgodnie z prawdą. Upraszczając – stawianie znaku równości między mordercą a drobnym złodziejaszkiem jest bez sensu. Ale zabójstwo jest zawsze zbrodnią, niezależnie czy popełnił ją ktoś „z naszych”, czy „onych”. Niestety takie podejście obu internetowym hordom jest obce.

Wojna polsko-polska naszą być nie może


Ewidentne przestępstwo jest rzeczą nieakceptowalną, pod warunkiem, że popełnią je „ci oni”. „Nic się nie stało, kolesie, nic się nie stało”, gdy zrobią to „nasi”. W sumie nie byłoby sensu zajmować się hołotą, gdyby nie dwa drobne szczegóły. Przede wszystkim, za naszą wschodnią granicą toczy się prawdziwa, krwawa wojna. W przeciwieństwie do jatki polsko-polskiej jest to wojna jak najbardziej nasza, bo po prostu możemy być następni. Ruscy bandyci strzelając w tył głowy nie zapytają z uśmiechem „przepraszam szanownego pana, czy głosował pan na PiS,czy PO? Co sądził pan o symetrystach, co o PSL”. Raczej strzelą w potylicę, kobiety na oczach dzieci zgwałcą. Dlatego wojna polsko-polska naszą zwyczajnie być nie może, interes z jej podgrzewania czerpie jedynie Moskwa. A ruskie wpływy, konotacje, czy zwyczajnie przykłady naiwnej polityki, znajdziemy po wszystkich stronach politycznego sporu. Błędy robiły wszystkie rządy, od lewa do prawa. Przykłady można mnożyć.




Rząd SLD zerwał kontrakt gazowy z Norwegami, rząd PO wspierał politykę resetu z Rosją, za rządów PiS zdecydowano, że ambasadę w Berlinie buduje firma oligarchy Putina. PiS współpracował z prorosyjskimi prawicowymi partiami, a PO należała do ugodowego głównego nurtu w UE. Jednocześnie to za prezydenta z SLD Polska weszła do NATO, SLD to wspierał. I było to wbrew władzom Rosji. W rządzonej przez PO Warszawie udało się wygonić ruskich z ważnych nieruchomości. A poparcie rządu PIS dla Ukrainy jest realne, nie wymyślone. I w tej sprawie wszystkie środowiska mówią jednym głosem. Partia rosyjska oczywiście istnieje i działa ponad podziałami, podsycając konflikt. Aby nie było tak pesymistycznie – znam wyborców różnych partii. Głosujący na PiS, zazwyczaj mają tej formacji dość, są wściekli ale popierają ją z zatkanym nosem, bo nie chcą powrotu Donalda Tuska. Wyborcy liberalni też głosują z zatkanym nosem, po rządach PO nie spodziewają się cudu, chcą odsunięcia PiS.

Liderzy opinii dawno odlecieli


Idąc dalej, szukający innych rozwiązań, jak PSL, czy Konfederacja, to nie fanatycy ruchu ludowego, czy korwinizmu, ale wyborcy niezadowoleni z oferty, jaką przedstawiają im główne partie. O jakimś odwecie wobec wyborców przeciwnej formacji nie myśli nikt. Stąd można mieć cichą nadzieję, że bezkrytyczni internetowi harcownicy są zauważalnym, ale jednak marginesem. I, że szefowie polityczni mają tego świadomość. Bo medialni liderzy opinii już dawno odlecieli – brnąc w fanatyzm, propagandę i kłamstwa.

Rzecz w tym, że po wyborach w Polsce jedna partia wygra, druga przegra, ale wielomilionowi wyborcy tych przegranych nagle nie wyparują. Życie w kraju albo można jakoś ułożyć. Albo zamienić w piekło. Wojnę, w której wygranych nie będzie, szampana mrozić będą na Kremlu. Bo podsycanie nienawiści będzie na rękę jedynie Moskwie.  


Fot. Marsz 4 czerwca/PAP 

Przemysław Harczuk

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka