Dziennikarz tropi afery we wrocławskim ratuszu. Ujawnia, jak chciano go skorumpować

Redakcja Redakcja Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 92
Marcin Torz to dziennikarz "Super Expressu", który często pisze o biznesach Jacka Sutryka, prezydenta Wrocławia. W środę rozległa się plotka, że Torz miałby zostać wiceprezesem Śląska Wrocław. Sam zainteresowany wyjaśnił, że była to prowokacja dziennikarska, a dziś ma on przedstawić więcej szczegółów na próbę politycznej korupcji.

Miasto chciało "uciszyć" dziennikarza? 

W środę media sportowe zelektryzowała nieoficjalna informacja, że wiceprezesem Śląska Wrocław ma zostać Marcin Torz. Prywatnie - kibic klubu, od wielu miesięcy krytyk jego władz i Jacka Sutryka. Torz ujawnił, że prezydent Wrocławia zapłacił 1,5 mln złotych za zabytkowy dom w mieście. Innym razem podał, że samorządowiec zapłacił kilkadziesiąt tysięcy złotych za pozytywny dla siebie wywiad na stronie "Rzeczpospolite".

Sutrykowi dostało się też od Torza, gdy opisywał, jak radni postanowili przeznaczyć 4 mln złotych na rzecz Śląska Wrocław z funduszy przeznaczonych na miejskie zoo. Teraz dziennikarz "Super Expressu" pisze, że otrzymał propozycję pracy na rzecz klubu w zamian za odejście z mediów.  


Wiceprezes za 34 tys. złotych brutto 

- Game over. Nie będę wiceprezesem Śląska. A oto historia, jak władze Wrocławia próbowały wyeliminować i skorumpować niezależnego dziennikarza, czyli mnie. To wszystko jest niewiarygodne, a wyglądało tak. W sierpniu dostałem od ważnego urzędnika propozycję objęcia posady wiceprezesa klubu Ekstraklasy za 15 tysięcy miesięcznie. Była absurdalna. Szokująca - napisał Torz. 

- Nie mam przecież żadnego doświadczenia w prowadzeniu klubu ani w jakiejkolwiek innej działalności gospodarczej. Zero wiedzy na ten temat. Nic. Bo jestem „tylko” dziennikarzem. Odmówiłem. Potem jednak zacząłem się zastanawiać jak dalece władze Wrocławia są w stanie się posunąć, żeby wyeliminować mnie z rynku medialnego. Mnie, dziennikarza, który ujawnił wszystkie afery prezydenta Jacka Sutryka:

- zakup domu od prezesa klubu, który dotuje gmina

- rady programowe jako narzędzie do wyciągania kasy dla kumpli

- rady nadzorcze dla siebie i swoich w innych miastach Polski

- afery w TBS, Zoo i wiele, wiele innych... - tłumaczył dziennikarz. 

Jak opisuje Torz, "wszedł w grę" i czekał na efekty propozycji ze strony wrocławskiego ratusza. Najpierw zaproponowano mu 15 tys. złotych miesięcznie za bycie wiceprezesem klubu PKO Ekstraklasy. Potem stawka wzrosła do 34 tys. złotych. - Pierwsza propozycja była „niska”. Czyli wspomniane 15 tysięcy netto miesięcznie. Nie odzywałem się kilka dni. Sami więc zapytali, jaka jest moja opinia (skrin). Nie zmartwiło ich to jednak. Szybko wrócili z nową GIGANTYCZNĄ ofertą. 34 tysięcy brutto, czyli jakieś 27 tysięcy miesięcznie! (skrin). „Chcemy, żebyś był po naszej stronie” – usłyszałem. Szybko też okazało się, że zaoferowanie mi takich sum to dopiero początek. Ale o tym, już w kolejnym odcinku - ujawnił Torz. 

  


Sutryk nie skomentował afery

Jacek Sutryk nie odniósł się jeszcze do stawianych zarzutów, z których wynika, że dziennikarz ujawniający samorządowe patologie otrzymał intratną propozycję pracy, choć nie ma ani doświadczenia, ani wiedzy, jak kierować piłkarskim klubem. 


Fot. Marcin Torz/Youtube: Telewizja Echo24

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka