Strajk w porcie lotniczym w Gdańsku. fot. PAP/Marcin Gadomski
Strajk w porcie lotniczym w Gdańsku. fot. PAP/Marcin Gadomski

Siódmy dzień strajku w LOT. Odwołane loty, związkowcy chcą dymisji prezesa

Redakcja Redakcja Transport Obserwuj temat Obserwuj notkę 193

Napięta sytuacja w PLL LOT. Związkowcy kontynuują strajk. To jego siódmy dzień. Stołeczny Port Lotniczy Chopina ciągle informuje o odwołanych lotach. Z siatki połączeń wypadło w sumie 18 lotów.

Na lotnisku Chopina w Warszawie nie wylądują samoloty ze Szczecina, Zielonej Góry, Hamburga, Amsterdamu, Berlina, Moskwy, Paryża, Chicago, Nowego Jorku, Londynu, Toronto, Tokyo i Seulu. Linie lotnicze zachęcają do sprawdzania na bieżąco statusu połączeni na stronie www.lot.com w zakładce www.lot.com/pl/pl/status-lotu.

Protest w LOT

Związkowcy protestują z powodu wypowiedzianego w 2013 roku regulaminowi wynagrodzeń z 2010 roku. Linie lotnicze zmagały się w tym czasie z dużymi problemami finansowymi i były na krawędzi bankructwa. Firma była przeznaczona do sprzedaży, ale uratowały ją zmiany w 2015 r. Przeprowadzona została restrukturyzacja. Weszły nowe, ramowe zasady dotyczące wynagrodzeń, co zdaniem związków jest mniej korzystne dla pracowników. W czwartek, 18 października, 100 pracowników protestowało w siedzibie firmy, jednak następnego dnia nie zostali wpuszczeni do budynku. Byli zmuszeni protestować na zewnątrz.

Strajk zorganizował Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy, wybrany spośród zarządów dwóch reprezentatywnych związków zawodowych: Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) na czele z Moniką Żelazik oraz Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, którego przewodniczącym jest Adam Rzeszot. Związkowcy domagają się przede wszystkim przywrócenia do pracy Żelazik, która została dyscyplinarnie zwolniona, 67 osób również dyscyplinarnie zwolnionych, oraz dymisji prezesa PLL LOT.

image

Protestujący: prezes trzyma ludzi na deszczu

Atmosfera w siedzibie PLL LOT wciąż jest napięta. Doszło do emocjonalnych wypowiedzi w trakcie kilku spotkań prezesa Milczarskiego z protestującymi.

Związkowcy zarzucili prezesowi m.in. trzymanie ludzi na deszczu, brak dostępu do toalet, zakaz wejścia do biurowca LOT. Po południu do protestujących przyjechali posłowie opozycji, m.in. Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz (PO). Milczarski, przechodząc między kompleksami budynków na terenie spółki wyjaśnił, że wśród protestujących znajdują się osoby zwolnione z LOT i ich przepustki do budynków nie działają.

Prezes poinformował protestujących, że udostępni wszystkim budynek szatni, który jest w pobliżu biurowca LOT, a także budynku A300, gdzie siedzibę mają związkowcy.

Na tę zapowiedź zareagowała Monika Żelazik. Jako chrześcijanka "bardzo panu dziękuję, że pan moich ludzi trzyma na deszczu, ale będzie dostęp do toalet" - powiedziała, po czym przyklękła przed szefem PLL LOT. Prezes również przyklęknął, mówiąc, że protestujący cały czas mieli dostęp do toalet w budynku A300.

image

Związkowcy żądają dymisji prezesa


Prezes spółki zaprosił na rozmowy posłów oraz czterech przedstawicieli protestujących związkowców, w tym dwóch z zarządów związków. Po trwającym ponad godzinę spotkaniu Kopacz przekazała strajkującym, że posłowie wystąpili do prezesa o kopię pism, które otrzymywali pracownicy, włącznie z wypowiedzeniami. - Ta dokumentacja jest nam potrzebna po to, żeby na nadzwyczajnej komisji sejmowej ds. infrastruktury, na którą zostanie wezwany pan prezes i cały zarząd, żeby mogli się do tego odnieść - powiedziała. Protestujący brawami przyjęli te zapowiedzi.

Milczarski powtórzył, że strajk jest nielegalny i dodał, że był motywowany politycznie - miał związek z niedzielnymi wyborami. Oświadczył też, że zwolniona szefowa Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) Monika Żelazik nie zostanie przywrócona do pracy (jest to jeden z postulatów strajkujących). - Nie zostanie przywrócona do pracy, bo jej obecność w firmie stanowiłaby zagrożenie dla pasażerów. Naszą decyzją do firmy nie wróci, ewentualnie decyzję sądu - oświadczył.

Jak powiedział po rozmowach z przedstawicielami załogi i posłami opozycji, ma ofertę dla wszystkich osób "zaangażowanych w nielegalny strajk, o ile nie są organizatorami - czyli nie są w zarządzie związku, który to zorganizował, jeżeli nie kierowały gróźb karalnych pod adresem innych pracowników i nie zachowywały się skandalicznie". - Zachęcamy te osoby, żeby przyszły i zaczęły rozmawiać - oświadczył.

Przekazał także, że spółka pracuje nad doniesieniem do prokuratury w związku z obawami dotyczącymi tego, że strajkujący nękają osoby, które stawiają się do pracy. - Mamy poważne obawy, ze ludziom dzieje się krzywda. Podejrzewamy, że są kierowane w stosunku do nich bardzo wrogie, noszące znamiona gróźb karalnych wypowiedzi, smsy, czy informacje zamieszczane na Facebooku - tłumaczył.

image

Strajkujący chcą interwencji premiera

- Apelujemy do premiera Morawieckiego o interwencję, domagamy się odwołania prezesa LOT-u -  mówią strajkujący od pięciu dni związkowcy z polskich linii lotniczych.

Milczarski oświadczył, że premier Mateusz Morawiecki jest poinformowany o sytuacji, ale podkreślił jednocześnie, że w poniedziałek "nie był wezwany do premiera i nie miał z nim żadnego spotkania".

Zaznaczył jednocześnie, że premier i rząd prowadzi nadzór nad spółkami za pomocą organów, które są do tego uprawnione. - To jest konkretnie departament Skarbu Państwa w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z tym departamentem. Przekazujemy na bieżąco wszystkie informacje. Pan premier również jest poinformowany o skali tej sytuacji - powiedział.

źródło: PAP

KJ

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka