Bazyli1969 Bazyli1969
1172
BLOG

W sprawie tumultów polsko-żydowskich w II RP

Bazyli1969 Bazyli1969 Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Lepiej potknąć się o prawdę, niż ją ominąć.
M. Łukaszewicz

image

Odkąd sięgam pamięcią zawsze uczono mnie zasady: uczyniłeś źle - to przeproś! Zostało mi to do dziś i uważam, że ten sposób tonowania napięć oraz sporów między ludźmi jest niezwykle skuteczny. Pamiętam jednak, iż zdarzały się sytuacje, w których przeprosiny miały charakter rytualny i nie były efektem oceny faktów czy też głębokiego przeświadczenia o osobistej winie. Konieczność takiego postępowania wynikała albo z wieku oponenta, albo z jego płci, albo „tak wypada”, albo… Burzyła się we mnie krew, a młodociany umysł wrzał z powodu niesprawiedliwości tego świata. Przyrzekałem sobie wtedy, że gdy dorosnę nie będę w tej materii ulegał chorym konwenansom. Prawdę powiedziawszy nie jestem pewien czy wytrwałem w tym postanowieniu przez wszystkie lata swego życia, ale uraz do nieuzasadnionego bicia się w piersi i ekspiacji pozostał mi do chwili obecnej. Pewnie dlatego reaguję alergicznie na każdy przypadek mentalnego masochizmu. Bez względu na to czy wynika on z cynicznej kalkulacji, mody lub umysłowej słabizny. Niestety, coraz częściej natykam się na alergeny.

Jako szczególnie imunnogenna jawi się potężniejąca z każdym rokiem, a właściwie z każdym miesiącem, narracja o polskim antysemityzmie. Czy występowały wśród Polaków nastroje antyżydowskie? Oczywiście! Czy występowały wśród Żydów nastroje antypolskie? Oczywiście! Z tej przyczyny pomijam bzdurne ankiety, których autorzy szyją ciasne buty wyłącznie naszej nacji albo wypowiedzi dyżurnych aktywistów ukierunkowanej nienawiści. Sensu w tym mało i można te wykwity propagandy skwitować uśmiechem politowania.  Dużo bardziej szkodliwymi są narratorzy operujący w centrum lub na obrzeżach nauki. Przywykliśmy już do tego, iż o to aby rzeka kłamstw nie wyschła troszczą się krajowi i zagraniczni „ludzie z nazwiskami”. Nie zwracamy jednak zwykle uwagi, że aspirantów chętnych do wstąpienia w ich szeregi jest całkiem sporo. To błąd! W tym bowiem biznesie liczy się nie tylko jakość, lecz również ilość. Na ciekawy przykład takiego pretendenta natknąłem się całkiem niedawno. Wydaje się naprawdę interesujący bo pokazuje, że do chóru oskarżycieli polskich przywar dających dotąd koncerty w najważniejszych ośrodkach naukowych dołączają głosy z tzw. prowincji.

Mateusz Pielka, magister historii z UMK, a obecnie doktorant na UKW, raczył popełnić artykuł pt. „Radykalizacja nastrojów antysemickich w latach trzydziestych w drugiej Rzeczypospolitej”. Praca ta jest tylko jedną z wielu poświęconych przez niego tematyce żydowskiej, ale za to wyjątkowa. Ukazuje bowiem brzydką stronę relacji polsko-żydowskich, a jako przyczynę tej brzydoty podaje „ideowe nastawienie, uprzedzenie i niechęć” Polaków wobec swych żydowskich współobywateli. Dla wzmocnienia przekazu przywołuje tumulty polsko-żydowskie z lat trzydziestych XX w., które uporczywie nazywa „pogromami”. Przyprawiania gęby Polakom nie dokonuje jednak w oparciu o rzetelną analizę zdarzeń, ale poprzez zabiegi publicystyczne oraz niegodne doktoranta pomijanie niezwykle istotnych okoliczności. Być może p. Mateusz sądzi, że wystarczy stwierdzić, iż „na ten temat napisano już wystarczająco dużo” i z marszu przejść do chłostania rodaków, lecz to nad wyraz porażająca naiwność. Są przecież jeszcze ludzie, którzy nie zadowolą się łopatologiczną erystyką.

Kanoniczne przykłady „pogromów” przeprowadzanych przez ciemną polską tłuszczę w czasach II RP to wydarzenia w Grodnie (czerwiec 1935 r.), Przytyku (marzec 1936 r.) oraz Brześciu n/Bugiem (maj 1937 r.). O tych wydarzeniach rozpisywano się szeroko w dobie międzywojennej i dzięki temu każdy chętny i bardziej dociekliwy człowiek może przekonać się o tym, że p. Pielek niezbyt rzetelnie potraktował zawód badacza dziejów. Cóż bowiem możemy powiedzieć o przyczynach i przebiegu ww. „pogromów”? Całkiem sporo.

Nie ulega wątpliwości, iż animozje polsko-żydowskie targały przedwojenną Polską – z różnym nasileniem - nieustannie. Nie miały one jednak podłoża rasistowskiego i nie wynikały z irracjonalnej nienawiści trawiącej wątpia ludności polskiej. Główny powód to rywalizacja ekonomiczna, a także różnice polityczno-kulturowe. Bez wchodzenia w szczegóły należy przyjąć, że atmosfera była dość elektryczna i wystarczała iskra by tłumione emocje wybuchły z olbrzymią siłą. Tak też się stało we wszystkich ww. przypadkach.

W nocy z 4 na 5 czerwca 1935 r. na ulicy Brygidzkiej w Grodnie, nieco ponad dwudziestoletni Władysław Kuszcz, pobił się z dwoma Żydami. Pod koniec bójki jeden z mężczyzn narodowości żydowskiej uderzył Polaka nożem w plecy i uciekł. W ciągu kilku godzin ranny skonał w szpitalu. Po pogrzebie część osób w nim uczestniczących ruszyła do miasta rozbijając witryny żydowskich sklepów i tocząc bójki z napotkanymi Żydami. Policja zareagowała ostro i aresztowała kilkadziesiąt osób (w większości narodowości polskiej), w tym sprawców morderstwa Mejłacha Kantorowskiego i Szmula Stejnera. Okazało się, że Stejner był znanym w mieście nożownikiem i prócz  mordu na Kuszczu miał na sumieniu niejedno wykroczenie przeciw prawu.

„ [W Przytyku] 9 marca 1936 wczesnym rankiem doszło do pierwszego incydentu. Żydowscy kupcy przewrócili i uszkodzili kram polskiego czapnika, który zajął miejsce ich kolegi. Zwaśnionych rzemieślników natychmiast uspokoiła policja, wyznaczając im ściśle określone miejsca. Około godziny 15 przed straganem żydowskiego piekarza pojawił się chłopski sprzedawca, członek Stronnictwa Narodowego Józef Strzałkowski. Okrzykami „swój do swego!” agitował przeciwko handlowaniu z żydowskimi kupcami. Zdenerwowany handlarz kopnął laskę pokrzykującego, na której ten się opierał, a ten niewiele myśląc uderzył go nią w ramię. Piekarz od razu poszedł ze skargą na komisariat, skąd dwuosobowy patrol natychmiast udał się w miejsce zajścia w celu wyjaśnienia sprawy. Wobec odmowy wylegitymowania się Strzałkowski został aresztowany. W jego obronie stanęła kilkudziesięcioosobowa grupa włościan, która zmusiła policjantów do wycofania się na posterunek, gdzie zostali zablokowani. Wezwano telefonicznie posiłki z Radomia. Po około 20 minutach nerwowa atmosfera uspokoiła się znacznie i ludzie zaczęli się rozchodzić. Resztę, zarówno okupujących komisariat chłopów, jak i zbierające się w różnych miejscach rynku grupki żydowskiej młodzieży, rozpędzili policjanci. […].

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy skończyła się awantura pod posterunkiem, na drugim końcu rynku, u wylotu ulicy Warszawskiej, rozpoczęła się kolejna. Tam na dźwięk gwizdka Icka Frydmana, nie czekając na interwencję policji, uzbrojona w rewolwery, kamienie, kastety i pałki grupa Żydów z „zelbszucu” zaatakowała polskich chłopów. […] Samoobrona zaczęła atakować również włościan uciekających ulicą. Wielu zostało dotkliwie pobitych i poranionych, w tym kobiety i dzieci. Jak ustalił Sąd Okręgowy w Radomiu do ataku przyłączyli się spontanicznie inni przedstawiciele żydowskiej części mieszkańców Przytyku, w tym miejscowa elita (Żydzi doskakiwali do wozów, a kobiety na wozach zasłaniały się chustkami przed padającymi razami ze strony Żydów, kamieniami i uderzeniami pałek). Wtedy to, do przechodzącego obok Stanisława Kubiaka, strzelił Luzer Kirszencwajg, trafiając go w plecy i postrzelono w łopatkę Stanisława Popiela. Oddano w sumie kilkanaście strzałów. Przerażeni strzałami chłopi zaczęli gromadzić się pod kościołem, po drugiej stronie rzeki Radomki. Świadomi swojej przewagi liczebnej i domagający się rewanżu zaczęli powracać zwartą grupą w kierunku rynku pod kierownictwem Szczepana Zarychty. W okolicach mostu doszło do kolejnej bójki. Zaatakowano stragany Żydów, bijąc sprzedających i niszcząc towary. Policja, po przybyciu na miejsce targu, zastała tam obie grupy obrzucające się kamieniami. Żydzi rzucali z okien i bocznych uliczek, a Polacy z ulicy Warszawskiej, usiłując przedrzeć się do centrum. Interweniowały oddziały policji. Pierwszy rozpędzał chłopów pod kościołem, a drugi (pięcioosobowy) usiłował poradzić sobie z Żydami wciąż atakującymi Polaków na rynku za pomocą kamieni i żelaznych narzędzi. Wkrótce w centrum pojawił się oddział policji spod kościoła, a za nim coraz liczniejszy tłum rzucający po drodze kamieniami w szyby żydowskich mieszkań. W reakcji na to policjanci zawrócili, starając się wypchnąć obie walczące grupy z centrum miasta.

Kiedy policja usuwała chłopów z miasteczka, powoli opanowując zamieszki, z wybitego okna jednego z domów padły strzały. Jeden z niebiorących w ogóle udziału w zamieszkach chłopów – Stanisław Wieśniak, został zastrzelony przez Żyda o nazwisku Szulim Chil Leska, członka nacjonalistyczno-religijnej partii Mizrachi, który strzelił z okna swojego mieszkania. Policjanci wymierzyli z karabinów w okno, lecz Leska oddał pistolet koledze i zbiegł. Strzały spowodowały natychmiastową ucieczkę chłopów z rynku na drugą stronę rzeki. Śmiertelnie rannego Wieśniaka zaniesiono do domu lekarza, znajdującego się w pobliżu kościoła, gdzie ponownie gromadzili się uciekający Polacy. W tym momencie policja straciła całkowicie kontrolę nad sytuacją. Rozwścieczony zabiciem kolegi tłum chłopów, liczący około 1000 osób, zaatakował i zdemolował kilkadziesiąt żydowskich domów, bijąc ich mieszkańców kłonicami, drągami i kamieniami. W trakcie ataku zniszczono m.in. dom Sury Borensztajn, w którym schroniło się kilkanaście osób. Trzech napastników weszło do środka po wyłamaniu okna, pobiło właścicieli i zniszczyło wyposażenie domu. Zniszczono też kilka sklepów i warsztatów rzemieślniczych, m.in. sklep Fajgi Szuchowej, którą kilku napastników pobiło pałkami. Całkowicie zniszczono mieszkanie Altera Kozłowskiego, które, po wyłamaniu okien, obrzucone zostało kamieniami przez grupę około 30 osób. Część domów i warsztatów zniszczono pod nieobecność właścicieli.”

Starszy posterunkowy Stefan Kędziora pełniący służbę w Brześciu n/Bugiem był osobą znaną i poważaną przez lokalna społeczność. Po pierwsze dlatego, że postępował uczciwie podczas wykonywania swych obowiązków, a po drugie wsławił się uczestnictwem w rozbiciu bandy złodziei i morderców, podczas którego to wydarzenia został poważnie ranny. W dniu 13.05.1937 r. przeprowadzał wraz z drugim funkcjonariuszem policji przeszukanie w posesji Ajzyka Szczerbowskiego. Podczas czynności okazało się, że żydowski rzeźnik posiadał sporą ilość niestemplowanego  mięsa z nielegalnego uboju. Zgodnie z przepisami policjanci dokonali rekwizycji towaru i dla jego przewiezienia na posterunek wezwali dorożkę. Grupa żydowskich rzemieślników niezadowolonych z obrotu sprawy napierała na funkcjonariuszy i głośno protestowała. Policjanci pozostawali nieustępliwi. W pewnym momencie „Welwel Szczerbowski [syn Ajzyka] wyskoczył zza drzewa do Kędziory, pochylonego przy nakrywaniu mięsa i zadał mu cios nożem rzeźnickim w prawy bok w plecy, przebijając płuco i tętnicę.” Wieść o zabójstwie rozeszła się po mieście  lotem błyskawicy. Wzburzony tłum Polaków składający się głównie z młodzieży i „ludzi luźnych” głośno wyrażał swe niezadowolenie, a następnie ruszył w miasto dewastując liczne punkty handlowe należące do wyznawców judaizmu. Żydzi nie pozostawali dłużni i w zorganizowanych grupach ścierali się z ludnością chrześcijańską oraz demolowali należące do niej obiekty (np. gimnazjum). Służby porządkowe zareagowały dość szybko i po pewnym czasie wydawało się, iż zamieszanie zostało spacyfikowane. Po południu pojawiły się jednak większe grupy okolicznych chłopów (prawosławnych), które na nowo podnieciły atmosferę. Dopiero noc przyniosła spokój.

Przywołane wydarzenia dowodzą, że tzw. pogromy, mające rzekomo miejsce w II RP, są li tylko wymysłem ludzi złej woli. Nie tylko nie wypełniają akceptowanej powszechnie definicji (pogrom to: zadanie komuś zupełnej klęski, wymordowanie wielu ludzi, unicestwienie, wybicie), ale w samej swej istocie mają o wiele więcej wspólnego z powszechnymi w dziejach tumultami rozgrywającymi się pomiędzy dwoma (lub więcej) społecznościami, niźli z fizycznymi prześladowaniami dowolnej mniejszości narodowej lub religijnej. Gdy porównamy je z rzeczywistymi pogromami Żydów w Jassach (1941 r. – ponad 13 tysięcy ofiar), pogromem ludności chrześcijańskiej w Stambule (1955 r. – co najmniej kilkadziesiąt ofiar) czy reakcją Brytyjczyków na zamach przeprowadzony przez syjonistów na hotel King David (1946 – spalona synagoga w Edynburgu i kilka ofiar śmiertelnych), to wnioski nasuwają się same. Dodać bezwzględnie trzeba, że zarówno w Grodnie i Brześciu n/Bugiem  ludność polska była względną mniejszością, gdyż liczyła mniej niż 50% populacji. W przypadku Przytyku ok. 85% mieszkańców stanowili żydowscy obywatele RP! No i najważniejsze… Bezpośrednią przyczyną wszystkich wymienionych tumultów były naruszające prawo i przestępcze zachowania przedstawicieli ludności żydowskiej. Takie są fakty!

Zdaję sobie sprawę z tego, że prostowanie przysłowiowego banana nie ma świetlanej przyszłości. Nie mogę wszak przejść obojętnie nad gwałceniem prawdy. Dla wyostrzenia obrazu dodam, że tzw. pogromy, dokonujące się rzekomo na obszarze Polski w dwudziestoleciu międzywojennym, stały się pożywką nie tylko dla światowej prasy (głównie amerykańskiej i brytyjskiej) , która pisała o próbach zniszczenia 3,5 miliona Żydów polskich przez duchowieństwo i narodowców, ale także dla osobników, którzy ówcześnie bez skrupułów piekli pieczeń na nieszczęściu innych. Cytuję: „Zbiórkę datków, głównie od diaspory amerykańskiej, firmowały nazwiska żydowskich polityków, wybitnych naukowców i profesorów uniwersyteckich. Według lokalnych społeczności żydowskich pomoc ta (żywność, krowy mleczne i stałe zasiłki pieniężne) przybrała takie rozmiary, że wkrótce stopa życiowa mieszkańców była znacznie wyższa niż przed zamieszkami. Według Gontarczyka ta i podobnego typu zbiórki pieniędzy dla zubożałej ludności żydowskiej wpłynęły bardzo negatywnie na opinię o Polsce w USA, gdyż zbierający je ochotnicy (licząc na zwiększanie darowizn) malowali tam obraz Polski jako „dzikiego kraju pogromów”, w którym nie robi się nic innego, jak tylko prześladuje Żydów.”

Skreśliłem powyższe zdania nie dlatego, iżbym lekceważył tragedie i śmierć jakiejkolwiek osoby. Bez względu na to czy była Polakiem czy Żydem. Pragnę jedynie nadać opowieści historycznej prawdziwy sens i uwidocznić fakty, które dowodzą, że wzbierająca na mocy hagada o polskim zezwierzęceniu jest zwyczajnym kłamstwem i postępowaniem niegodnym człowieka uczciwego. To co zdarzało się w czasach II RP, choć smutne, nie wykraczało poza zdarzenia wynikające z rywalizacji dwóch świadomych swej odrębności  narodów.  Z dzisiejszej perspektywy wydają się one barbarzyństwem i takim z pewnością były, ale przy okazji dowodzą, iż istnienie w obrębie jednego państwa obcych sobie i wrogich społeczności jest bardzo niebezpiecznym. To taka sugestia na przyszłość…

Ostatnią rzeczą, o której chcę wspomnieć to smutna konstatacja. Jeśli doktorant, Mateusz Pielka, ma ochotę umoralniać Polaków, to bezwzględnie winien pamiętać o Żydach, którzy w żadnym razie nie pozostawali bez winy. Odgłos bicia się piersi – jeśli już  -  musi być stereofoniczny. Jeśli p. Pielka tego nie zrozumie, to w żadnym razie nie powinniśmy dopuszczać go do nauczania naszych dzieci  i  wnuków. A władze Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego muszą mu w tym pomóc. W przeciwnym przypadku nasza nauka utonie w morzu ideologii i stoczy się nieodwołalnie na samo dno.


Linki:

https://sbc.org.pl/Content/239987/Goniec_Czestochowski_Nr_115_1937.pdf
http://www.legitymizm.org/mlodziez_imperium/MI0013/zasoby/12.html
https://ssh.apsl.edu.pl/baza/wydawn/ssh021/123-150.pdf




Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka