Bazyli1969 Bazyli1969
2400
BLOG

Tym, którzy pozjadali wszystkie rozumy i wieszają psy na T. Sommerze

Bazyli1969 Bazyli1969 Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 150

Głupiec nie widzi tego samego drzewa, co mędrzec.
William Blake

image
Z całym szacunkiem, ale nie podoba mi się nagonka na Tomasza Sommera. Nie tylko dlatego, że zabeczał baran i całe stado zabeczało wraz z nim. Takie sytuacje zdarzają się przyrodzie i trudno z tym polemizować. Dużo poważniejszym problemem jest to, iż chóry krytyków wyciągają wysokie „C” bez zrozumienia partytury. Czym bowiem zasłużył redaktor naczelny Najwyższego Czasu na seryjne i masowe policzkowanie go przez rzesze podnieconych oponentów? Że niby napisał to co napisał? Że swoim wpisem zachęcił potomków Hitlera do zajęcia Wrocławia i Szczecina? Że nieprzystojnie  popsuł atmosferę miłości wobec białoruskich opozycjonistów? Że nie uszanował standardów demokratycznych? By-zy-dura! Totalna by-zy-dura!

T. Sommer z pewnością powinien ugryźć się w język. Dlatego między innymi, że poważni ludzie (jak zauważył jeden z tutejszych i bystrzejszych blogerów) powinni pamiętać o słowach francuskiego męża stanu, który po wstydliwej klęsce poniesionej w wojnie z Prusami i utracie dwóch bardzo bogatych prowincji, upomniał gorące głowy prące do ich odzyskania, iż „Nie wolno o tym gadać, nie wolno przestać o tym myśleć”. To święta zasada i każdy, kto ją narusza musi liczyć się konsekwencjami. Rzecz w tym, że trzymanie języka za zębami stanowi obligo dla urzędników, polityków i ministrów. Oni to bowiem odpowiadają za rozpylanie mgły w relacjach z ościennymi podmiotami. Ich zadaniem jest zachowanie kurtuazji oraz zwodzenie przeciwnika czy rywala. Czy takie same obowiązki posiadają publicyści i komentatorzy spraw publicznych? Odpowiem jednoznacznie: nie!

Aby pojąc istotę rzeczy trzeba pamiętać, iż opinia naczelnego Najwyższego Czasu  nie jest niczym ekstraordynaryjnym w medialnym świecie. Mamy wolność słowa, więc powinniśmy to szanować. Przestrzeń Internetu pełna jest kontrowersyjnych opinii prezentowanych przez niemieckich, amerykańskich, brytyjskich, francuskich, rosyjskich, hiszpańskich czy izraelskich publicystów. Czasami pojawiają się one z niejawnych inspiracji czynników rządowych, a czasami są po prostu wyrazem przemyśleń autorów wpisów. Tak już zwyczajnie jest. Gdyby było inaczej, byłby to dowód na to, że wszelka debata i wolność wypowiedzi zwiędła, sczezła, umarła…

Z wpisem Sommera można się zgadzać lub potępiać go w czambuł. Nie wolno jednak pod żadnym pozorem apelować o wysłanie autora wpisu do psychiatryka lub na tamten świat. Podobnie, żadne zdroworozsądkowe rozumowanie nie pozwala przyjąć, iż wspomniany publicysta popełnił taki a nie inny wpis z powodu przelewu dokonanego na jego konto z centrali FSB. To wierutne bzdury! Każdy kto choćby liznął tylko jego publicystyki, obejrzał jego filmy i zapoznał się z jego życiorysem musi zgodzić się z takim wnioskiem. Zresztą gdyby było inaczej p. Sommer dawno już jadłby posiłki z aluminiowej miski.

Wreszcie kwestia merytoryczna… Niedawno pozwoliłem sobie na krótką analizę wpisu T. Sommera. Okazało się, iż fala krytyki wylewająca się nań ze wszystkich niemal  stron jest pokłosiem nieuważnego czytania. Nie znalazłem bowiem tam żadnego nawoływania do marszu na Grodno. Autor nie zalecał zrobienia Białorusinom kęsim. Nie zachęcał Wojska Polskiego do dokonania inwazji na Grodzieńszczynę. Zgodnie z prawidłami sztuki geopolitycznej stwierdził, że w razie „rozpadu” Białorusi, państwo polskie winno wykazać się aktywnością. To wprawdzie geopolityczne abecadło, ale w tak zdefiniowanej sytuacji przestrzeń państwa upadłego ktoś przecież zajmie. Wiedzą o tym w Moskwie, Waszyngtonie, Paryżu, Londynie, Berlinie…  I tylko my, Polacy, z jakiejś niezrozumiałej przyczyny twierdzimy, że to brednie.

Reasumując, uznaję krytykę wpisu Sommera za przesadzoną. Do tego okrutną, nierozsądną i – momentami  – grubiańską. Żyjemy w wolnym kraju i każda, nawet najgłupsza wypowiedź, ma prawo wybrzmieć w przestrzeni publicznej. Gdyby było inaczej, to ¾ polskich polityków, dziennikarzy, celebrytów i dyżurnych autorytetów winno paradować na co dzień w kaftanach bezpieczeństwa. Tak się jednak nie dzieje, bo swobodna wymiana myśli oraz idei jest kwintesencją demokracji. Kto tego nie rozumie winien cofnąć się czasie i zatrudnić za dobre pieniądze w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk przy ulicy Mysiej. Howgh!


Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka