Bazyli1969 Bazyli1969
2165
BLOG

Czy Chanat Moskiewski przesunie granicę Azji nad Bug?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 92

Gdzie urzędnik bije lud, ojciec syna, a mąż żonę – tam nie ma wstydu
Przysłowie chińskie

image

Jeszcze całkiem niedawno w niektórych rosyjskich mediach pojawiało się hasło: „Serce Rosji bije w Europie”. Pozornie nie ma się do czego doczepić, bo zarówno pod względem geograficznym jak i politycznym centrum największego państwa świata leży na naszym kontynencie. Ba! Swego czasu,  jeden z czołowych polskich geopolityków (nie pomnę jednak który) stwierdził, iż Rosjanie to istotnie Europejczycy, lecz… troszkę inni. Zaznaczę, że zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale pod tym wszakże warunkiem, iż dotyczy to pragnień, ocen i opinii samych Rosjan. W ich rozumieniu państwo moskiewskie i zaludniający je lud(y) przynależą do ekumeny europejskiej w sensie religijnym, kulturowym, gospodarczym i ustrojowym. Patrząc na ten problem obiektywnie sprawa wygląda inaczej.

Bez głębokiego wchodzenia w szczegóły warto zaznaczyć, iż nasi odlegli przodkowie nie uznawali Moskali za nację pokrewną narodom europejskim. Taką jak Włosi, Szwedzi, Anglicy, Francuzi, Portugalczycy, a nawet Islandczycy, Finowie, Wołosi czy Grecy. Był to dla nich świat osobny, chmurny, ponury, groźny, dziki i po prostu obcy. Aby nie być posądzonym o przesadę lub polonocentryczną niechęć do Ruskich przywołam tylko wspomnienia legata papieskiego, który z sukcesem mediował pomiędzy Stefanem Batorym a Iwanem IV Groźnym podczas wojny z lat 1577-1582. Wprawdzie Antonio Possevino kręcił i wił się niczym piskorz, chcąc ugrać jak najwięcej dla Stolicy Piotrowej,  to pozostawił po sobie wspaniały i mięsisty opis Rosji w memuarach zwanych współcześnie „Moscovią”. Nie będę przywoływał fragmentów dzieła, gdyż uczyniłem już to jakiś czas temu. Zaznaczę tylko, że nawet niezwykle bystrego i jedzącego chleb z niejednego pieca, uderzały stosunki panujące w tym regionie świata. Zimny i inteligentny jezuita z odrazą wspominał o pogardzaniu przez władców Moskwy życiem ludzkim, chamstwem, powszechnym terrorem, licznych  i bezwzględnych szpiclach, przekupstwie, oszustwie, totalnej centralizacji, rozwiązywaniu problemów społeczny za pomocą brutalnej siły, bylejakością i czołobitnością. Ta ostatnia jawiła się jako szczególnie ważna cecha, ponieważ była wszechobecna i symptomatyczna. W naszym rozumieniu „czołobitność” to zachowanie negatywne, a nawet godne pogardy. W Moskwie nieodzowne i naturalne. Było ono swoistym symbolem i rytuałem poświadczającym, iż w państwie carów lud uznaje władcę (cara/wielkiego księcia) za istotę nie z tej ziemi, ponadnaturalną, nieomylną, immunizowaną, z wszelkimi tego konsekwencjami. U nas, choć król był pomazańcem bożym, to wciąż pozostawał człowiekiem. Z takich założeń wynikały konkretne konsekwencje. Król musiał liczyć się z opinią poddanych, był wprawdzie szczególnie „ukochany” przez Pana Wszechrzeczy, ale nie był wolny od wad i nieomylny. Car mylić się nie mógł. Wola gospodarza Kremla była świętą. Stąd też mordy dokonywane przez właściciela Czapki Monomacha zdobywały akceptację elit i mas. Jego najbardziej antyludzkie zarządzenia zyskiwały status dogmatu. Któż jest w stanie zabronić czegokolwiek „bogu”?

Skąd wzięła się taka aberracja? Odpowiedź jest stosunkowo prosta. Otóż lud rosyjski jest zlepkiem różnojęzycznych mas, odmiennych pod względem tradycji, wiary, ustroju, języka, kultury i gospodarki. Tym co od samego początku jednoczyło ludność międzyrzecza Wołgi, Moskwy, Kamy i górnego Dniepru była osoba panującego. To on, przy pomocy bezwzględnych silnorękich,  narzucał schematy, dzięki którym Słowianin, Mordwin, Golędzianin, Muromiec, Połowiec stawał się trybikiem w procesie tworzenia ruskiego miru. Nie było miejsca na dyskusję, wymianę poglądów, negocjacje. Z biegiem czasu włączano do „narodu rosyjskiego” kolejne społeczności. Karelów, Tatarów, Czuwaszów, Iżorów, Baszkirów, Tuwińców, Inguszów… Dlaczego ten misz-masz ostatecznie nie eksplodował, sczezł, zniknął niczym kaganat Chazarów? Wydaje się, że panowie Moskwy znaleźli rozwiązanie podsunięte im przez najeźdźców ze wschodu.

Niewola mongolska na Rusi Zaleskiej trwała co najmniej dwa wieki. W tym czasie Moskale zapożyczyli od potomków Czyngis-chana wszystko to, co z naszego, europejskiego, punktu widzenia cuchnie zbrodnią, bezczelnością i jawi się jako antyludzkie. O ile bowiem aż do schyłku XV stulecia losy przyszłego ustroju Rosji nie były rozstrzygnięte (Nowogród Wielki i Psków), o tyle po tym okresie metodyka rządzenia rodem z mongolskich stepów zdobyła absolutna przewagę. Jednostka niczym, kolektyw (spacyfikowany i gwałcony przez ustawionych na jego szczycie) wszystkim. Zero personalizmu! Dominuje siła. Siła jest wszystkim.

Trzeba dodać, iż źródła obecnego ustroju państwa rosyjskiego i stosunków w nim panujących w żadnym razie nie biją nad Tybrem, Sekwaną/Yonne, Dunajem, Ebro czy nawet Wisłą. Podobnie – wbrew pozorom – nie są zlokalizowane nad Chałchyn Gol lub Orchonem. Bakcyl, którym zarazili się Rosjanie „wybuchł” nad… Jangcy i Żółtą Rzeką. To tam wielowiekowa tradycja porządków polityczno-społecznych, „ubogacona” przez dzikich Hunów, Mongołów, Dżurdżenów, Mandżurów, zakwitła i została przeniesiona w świat na grzbietach superwytrzymałych koników. Nie ma w niej miejsca na zdania odrębne, indywidualizm, wolność słowa, swobodną wymianę poglądów, równość wobec prawa. To tam po raz pierwszy palono nieprawomyślne książki i zakopywano żywcem niezależnych myślicieli. Ten właśnie model funkcjonowania społeczeństw i państw próbuje nam dziś „sprzedać” Putin-chan. Być może tego nie widzimy jeszcze wyraźnie. Łudzimy się, żyjemy nadzieją, wątpimy. Że tylko Ukraina. Że w czasach wojny zdemoralizowani ludzie dokonują jednostkowych zbrodni. Że to tylko ekstraordynaryjne postępki. Że Rosja to Dostojewski, Gogol, Mendelejew i petersburski balet. To jednak nierozsądne i – sorry! – głupie podejście. Dlaczego? Bo wszystko to, co czyni dziś „moskiewski car” i jego podwładni nie jest wybrykiem, ale standardem. Standardem stanowiącym DNA „ruskiego mira”. Jeśli tego nie zrozumiemy, to niebawem słupy graniczne wyznaczające linie rozdziału pomiędzy Europą i Azją zostaną wbite przez ruskich sołdatów w dnie Bugu. Wraz z nimi nadciągną obyczaje dla nas plugawe i wstrętne. A za chwilę, za cuchnącymi gorzałką i wygłodzonymi żołdakami, staną tysiące i miliony świetnie uzbrojonych i pałających nienawiścią do białego człowieka rekrutów z Szanghaju, Pekinu i Wuhan. A potem… Nie możemy do tego dopuścić. Ufam, że nasz świat wreszcie się zreflektuje.


Link:
Profetyczną opinię o największym narodzie „słowiańskim” pozostawił nam, w świetnej na swe czasy pracy, Aleksander Gwagnin… Warto!


https://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/120750/PDF/Aleksander_Gwagnin_kronika_o_panstwie_ruskim_i_kronika_o_ziemi_tatarskiej.pdf


https://www.youtube.com/watch?v=vPVMCYa6Um4

----------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura