Bazyli1969 Bazyli1969
2450
BLOG

Wojny Rosji ze światem, czyli panta rhei a… wciąż tak samo

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 84

Nasz kodeks moralny jest absolutnie nowy. (…) nam wszystko wolno, ponieważ jako pierwsi na świecie wyciągamy miecz nie w celu zniewolenia, lecz w imię wolności i wyzwolenia spod ucisku.
W.I. Lenin

image

Być może Państwa zaskoczę ale w całej naszej historii, jako państwo niezależne i dysponujące zasobami całego lub prawie całego narodu polskiego, nie przegraliśmy żadnej wojny z Moskalami. Może inaczej… Jeszcze  bardziej interesująco… Nigdy Rosja nie wygrała sam na sam wojny z niepodległą  Rzeczpospolitą (Polską). Zaskakujące? Sądzę, że tak. Co prawda można wskazywać na bolesne porażki poniesione przez naszych antenatów na przykład w trakcie Konfederacji Barskiej, Powstania Listopadowego i zrywu z 1863 r., lecz  konflikty te toczył Chanat Moskiewski z kadłubowym organizmem politycznym lub rozbitymi wewnętrznie, aż do granic wyobraźni,  społeczeństwem. W każdy inny przypadku wydarzenia na polach bitew dawały nam zwycięstwo albo prowadziły do zawarcia kompromisu. Czy ta – jakby nie było mało znana i budująca - konstatacja może świadczyć o naszej wyjątkowości? Nie! Pozwala jednak spojrzeć na potęgę Rosji bez bagażu mitów oraz mrożących krew w żyłach imaginacji.

Byłbym nieuczciwym gdybym pominął okresy, w których nasz największy wschodni sąsiad był prawdziwym, choć względnym, mocarzem. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia przez kilka dekad XVIII stulecia, po odparciu inwazji napoleońskiej, a także w dobie zimnej wojny (choć co najwyżej do końca lat 70.). Wszystko co wcześniej, pomiędzy i później to czas pozowania Moskwy na giganta. Oczywiście wszechmocnego w zakresie przemocy. Czy jednak to adekwatne do rzeczywistości spostrzeżenie? Moim zdaniem absolutnie tak! Pozory, pozory, pozory… Dowody? Proszę!

Nie ma chyba na świecie poważnego analityka, który poddawałby w wątpliwość stwierdzenie, iż moc Moskwy wyrosła w oparciu o geografię i demografię. Zaznaczę, że istnieje jeszcze jeden czynnik wykorzystywany z pełną świadomością przez gospodarzy Kremla, ale o nim za chwilę. Otóż tak się składa, że Rosjanie niemal wszystkie wiktorie odnieśli nad przeciwnikami znacznie lub nieporównywalnie słabszymi. Z natury. Trudno bowiem zaliczyć do gigantów gospodarczo-polityczno-militarno-ludnościowych takie twory jak Chanat Kazański, Republikę Nowogrodzką, Chanat Chiwy, księstwa Meszczerców i Mordwińców, ludy Dagestanu, zapomnianych przez Boga Tuwińców, Czerkiesję czy liczący w XVI stuleciu ok. 35 tysięcy mieszkańców Chanat Syberyjski. O ludach za Uralem, na dziedzinach których wyrosła współczesna potęga Rosji, nawet szkoda gadać. Mówiąc krótko: Moskwa wypasła się i dojrzała ujarzmiając drobne lecz bardzo liczne ludy. Wprzęgła je w rydwan imperialnej polityki, częściowo wynarodowiła, pozbawiła ojcowizn, spacyfikowała, w znacznej mierze wyrugowała ich tradycje, ukradła im zasoby… Dodatkowo całą tę pstrokaciznę ubrała w kamasze i dała kałasznikowy w łapy. Tu poszło bardzo łatwo, ale…

Zostawmy dawne dzieje i przystańmy na chwilę w XX wieku. Na poczet zwycięstw Rosji (i jej mutacji, czyli ZSRR) w tej dobie możemy zaliczyć jedynie interwencję na Węgrzech (1956 r.) i w Czechosłowacji (1968). No ok., dodajmy jeszcze konflikt z Chinami nad Ussuri (1969 r.),  drugą Wojnę Czeczeńską (1999/2000) oraz wojnę z Gruzją (2008 r.). W tych przypadkach Rosjanie zdemolowali przeciwników, chociaż jeśli chodzi o czasy „demokracji socjalistycznej” to mogli liczyć na tzw. V Kolumnę zakotwiczoną w zaatakowanych krajach. W pozostałych przypadkach, a więc: wojna rosyjsko-japońska (1904-05), I Wojna Światowa (1914-18), wojna polsko-bolszewicka (1919-21), konflikt o Kolej Wschodniochińską (1929 r.), wojna w Afganistanie (1979-89 r.), Moskale dostawali po łapkach. Niekiedy boleśnie. Pozostałe, mniejsze lub większe,  zwycięstwa „niezwyciężonej” armii dokonywały się dzięki współpracy w ramach koalicji lub na skutek nieprawdopodobnie wielkiego wsparcia państw rozwiniętych. Dla zobrazowania istotności pomocy udzielanej „wszechpotężnej” Rosji w trakcie II Wojny Światowej pozwolę sobie zacytować bardzo interesujący passus:

Według aktualnych szacunków rosyjskich historyków, ZSRR [w latach 1941-44] otrzymał w ramach pomocy 427 tys. samochodów, 22 tys. samolotów, 13 tys. czołgów, 9 tys. traktorów, 2 tys. lokomotyw, 11 tys. wagonów, 3 mln t benzyny lotniczej, 350 tys. t materiałów wybuchowych, 15 mln par butów, 70 mln m² tkanin ubraniowych, 4 mln opon oraz 200 tys. km drutu telefonicznego.

Taką pomoc Anglosasi udzielili ZSRR w ciągu czterech  lat konfliktu z Niemcami oraz ich satelitami. Chyba – per saldo- na szczęście, bo bez niej mogłoby i nas nie być. Zostawmy to… W każdym razie wydaje się bardzo uzasadnionym twierdzenie, iż w oparciu wyłącznie o własne zasoby ZSRR wojnę z III Rzeszą… przegrałby z kretesem. Bez dwóch zdań! Przecież „Ojczyzna Proletariatu” nie była nawet w stanie zabezpieczyć obuwia dla swoich wojaków. Może wydawać się to nieistotnym, ale przypomnę, że taki „bóg wojny” jak Napoleon Bonaparte, po serii błyskotliwych zwycięstw na froncie włoskim, zaoferował Cesarstwu Austriackiemu rozejm po tym, gdy na własne oczy ujrzał całe kompanie bosonogich francuskich żołnierzy.

W czym zatem tkwi tajemnica sukcesów Rosji na przestrzeni dziejów? Wszak w rywalizacji z porównywalnym pod względem siły przeciwnikiem Moskale właściwie ponosili same klęski. Sądzę, że odpowiedź na to pytanie ukryta jest w liście Katarzyny II do Nikity Panina, ministra spraw zagranicznych Rosji w latach 1764-1780…

Istnieją różne narody, a raczej różne narody mają różnego ducha. Jedne można podbić i przesiedlić w celu zagarnięcia ich ziem, a świat nie podniesie wrzasku – to małe narody, plemiona. Z innych można uczynić małym wysiłkiem niewolników i będą chętnie lizali rękę Pana – to narody o podłej duszy, od kolebki niegodne samostanowienia, w wielkich obszarach Azji roztopią się bez śladu. Z trzecimi wreszcie nie można zrobić ani tego, ani tego, przynajmniej nie od razu – to Polacy.


Nie można zaanektować ich państwa, bo trzeba byłoby się dzielić z Prusami, Austrią, Turcją i Bóg wie jeszcze z kim; narzuca to europejska równowaga sił. Po drugie nie można tego zrobić od ręki, gdyż są to znakomici żołnierze, a cały naród gdy otwarcie zagrożony, przypomina wściekłego wilka w nagonce. Zbyt dużo by to kosztowało, należy więc zdemoralizować ich do szpiku kości. Trzeba … rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność… Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu… Trzeba mu wszczepić zarazę, wywołać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę… Trzeba nauczyć brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu.
Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będą Oni walczyć długo, bardzo długo, nasze prochy przepadną, ale przyjdzie czas gdy sami sprzedadzą swój kraj, sprzedadzą go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczniemy ten proces Panin! Korupcją „milczących psów”, którzy będą nimi rządzić. Bogactwem i głodem, które biednych podjudzą przeciw możnym, tych drugich zaś napełnią takim strachem i podłością, że uczynią wszystko dla zachowania swego bogactwa.


Zepsujemy ich kultem prywaty, złodziejstwa, rozpusty, wszelaką demoralizacją i wiodącym ku niej alkoholem. Stworzymy tam nową oligarchię, która będzie okradać własny naród nie tylko z godności i siły, lecz po prostu ze wszystkiego, głosząc przy tym, że wszystko co czyni, czyni dla dobra ojczyzny i obywateli. Niższe szczeble tych krwiopijców będą uzależnione od wyższych w nierozerwalnej strukturze formalnej i nieformalnej piramidy.


Trzeba będzie starać się, by w piramidę wpasowany był każdy zdolny i inteligentny człowiek, by zechciwiał w niej i spodlał. Niedopasowywalnych szaleńców, nieuleczalnych fanatyków, nałogowych wichrzycieli i każdą inną wartościową jednostkę wyeliminujemy operacyjnie. Zadanie to jest wielkie Panin, lecz i efekty będą wielkie. Polska zniknie w samych Polakach! Wtedy właśnie, gdy będzie wydawało się im, że mają wolność. Ale ja tego nie doczekam Panin, zaczniemy jednak ten proces.

Jak widać powielana przez wieki metoda nie zadziałała w przypadku Ukrainy. O dziwo! Stąd też należy przyjąć, że słowa prezydenta RP skierowane do władz rosyjskich i zaczynające się od słów „nie strasz, nie strasz, bo się…” mają jak najbardziej poważne uzasadnienie. Taką mam nadzieję. Moskwa to potencjalnie ogromna moc i pierwszorzędna siła. Problem w tym, że na nic zda się odpalenie międzykontynentalnej  rakiety „Sarmat”, gdy 30% mieszkańców największego kraju świata nie ma dostępu do bieżącej wody, a jednym z najbardziej pożądanych łupów wojennych są mikrofalówki. To tylko nieco bardziej łagodna kopia Korei Północnej. I tam, i tam, wszystko powiązane na sznurek…

Jestem głęboko przekonany, że mimo ogromnej różnicy potencjałów pomiędzy Federacją Rosyjską a Ukrainą, ta druga ma spore szanse obronić swą niepodległość. To wymaga nie tylko heroizmu, pomyślunku i sprzętu ze strony obrońców Kijowa. Ważnym jest także to, aby Rosja w żadnym razie nie pokusiła się o sanację metod, obyczaju i stosunków panujących nie tylko w życiu politycznym i społecznym od Królewca po Władywostok,  ale także w „niezwyciężonej” armii. Do tego – jak sądzę – wystarczy tylko łut szczęścia, a tradycji stanie się zadość.


-------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura