Mało rzeczy jest w stanie mnie zadziwić. Widziałem wiele. Za żadną jednak cholerę nie rozumiem podwójnych standardów stosowanych przez władze kościelne wobec polskich kapłanów.
Ksiądz Jacek Międlar jest zły. Gada głupoty, zbyt angażuje się w narodową narrację, mija się z Chrystusem? Natomiast "ksiądz" Krzysztof Charamsa jest li tylko błądzącą owieczką, która może wrócić na drogę zbawienia?
O wypowiedziach Międlara wiemy sporo. A o wypocinach Charamsy? Dla ciekawych poniżej:
https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/341171-tylko-u-nas-autorytet-tygodnika-powszechnego-szarga-swietosci-charamsa-zapowiada-nowa-ere-kosciola-homoseksualni-ksieza-to-dar-od-boga
Jeden - być może - ze zbyt wielką pasją, młodzieńczym ogniem i niedostrzeganiem życiowych niuansów głosi zasady cywilizacji łacińskiej czyli mimo błędów wspiera dzieło Kościoła. Drugi daje upust swojej nieprzystojnej chuci i czyni z tego sztandar, pod którym skupiać się mają wszelcy nowocześni chrześcijanie, a to oznacza że de facto niszczy wspomniany Kościół.
Ten pierwszy dostaje po głowie i spychany jest na margines. Drugi wciąż pałęta się w przestrzeni publicznej jako "nowoczesny" kapłan. A Kościół czeka...
Kurde, czy ktoś to rozumie?
Ps Pytania nie zadaję jaskiniowcom od Hartmana, Środy, Niesiołowskiego i tym podobnych indywiduów.