Biada narodom, które kochają więcej wolność niż ojczyznę!
H. Sienkiewicz
Co by nie mówić Roman Dmowski (1864-1939) wielkim politykiem był. Może nie genialnym, ale wielkim tak. Jeszcze jako Romek wspólnie z T. Waligórskim, Z. Balickim oraz J. L. Popławskim stworzył prawdziwie narodowy ruch, który przez cały okres swego istnienia był wolny od faszystowskiego i nazistowskiego nalotu, a przez to wyjątkowy w skali ówczesnej Europy. Głęboka i wielowymiarowa myśl polityczna, wysoki poziom intelektualny, realistyczne programy oraz umocowanie w systemie wartości chrześcijańskich przyciągały do idei polityki narodowej nietuzinkowe postacie. W gronie sympatyków poglądów dojrzałego Romana znajdowali się m.in.: W. Grabski, I.J. Paderewski, J. Haller, F. Koneczny i W. hrabia Zamoyski. Tuzy intelektu, talentów, zasobów, wiedzy... Do poglądów tożsamych lub bliskich z Ruchem Narodowym przyznawali się starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, absolwenci uniwersytetów i szkół elementarnych, przedsiębiorcy, robotnicy, chłopi i rzemieślnicy, mieszkańcy wielkich i małych ośrodków. To była prawdziwa i potężna siła.
Z powodu splotu wielu okoliczności Ruch Narodowy nigdy nie zdobył takiego zakresu władzy aby zarządzać państwem według własnych recept. Zdarzało się nawet, iż członkowie różnych organizacji politycznych, społecznych i związkowych "ukorzenionych" w myśli narodowej, doświadczali w międzywojniu szykan ze strony obozu sanacyjnego. Nie potraktowali jednak działań władz państwowych jako casus belli i nie obrażali się na Polskę. W godzinie sprezentowanej przez los próby, wspólnie z reprezentantami centrum i lewicy (nie komunistycznej) stanęli do jednego szeregu, twardo sprzeciwiając się obu okupantom. Zapłacili też największą cenę. Straty osobowe i okoliczności polityczno-militarne spowodowały, iż na kolejnych kilkadziesiąt lat dla narodowców nastała noc.
Ostatnimi czasy idee narodowe zdają się wybrzmiewać coraz głośniej i zdobywać autentyczne poparcie w społeczeństwie. Dowodów na to nie trzeba długo szukać wystarczy bowiem przypomnieć o masowym uczestnictwie obywateli w corocznych Marszach Niepodległości 11 listopada. Czyżby zatem szykował się kolejny przełom polityczny i duchowa rewolucja? Czy ludzie odrzucający model okrągłostołowy i nieusatysfakcjonowani w pełni postępowaniem obecnie rządzących, podczas następnych wyborów parlamentarnych sprawią wielką niespodziankę? Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż taki scenariusz byłby możliwy. Niestety pojawia się jedno gigantyczne "ale"...
Otóż każdy kto obserwuje z uwagą życie polityczne Rzeczypospolitej (to "nad" i "podziemne") zauważa, że szeroko pojęty ruch narodowy cierpi boleśnie na klęskę urodzaju. Nie ma już "Pana Romana", który mocą swego autorytetu potrafiłby spacyfikować lub tylko przetłumaczyć sympatykom idei narodowej, że ważniejszym od ambicji i drobnych różnic w postrzeganiu świata jest dobro Polski i Polaków. Na to liczyć nie można. W efekcie dziesiątki aktywnych środowisk skupia się wokół dziesiątek liderów. Niektórzy z nich posiadają zadatki na przywódców. Potrafią bez tremy zabrać głos na kameralnym spotkaniu i na wiecu. Mówić ciekawie o sprawach ważnych. Myśleć analitycznie i budować koncepcje. Nie trwożyć się i nie zapominać języka w gębie w obecności głów państw poważnych. Skupiać i organizować ludzi energicznych, odważnych i uczciwych. Sprawnie poruszać się po salonach politycznych. Wykorzystywać swą wiedzę oraz kontakty nie w celu ulokowania szwagra w spółce komunalne,j ale dla spraw najważniejszych... Gdyby tylko chcieli i potrafili odrzucić animozje, uzyskanie efektu synergii mieli by jak w banku, a ludzie na nich głosujący własną reprezentację w parlamencie. Eeech... Marzenia...
A może jednak się mylę? Mam nieprawdziwy ogląd zdolności do kompromisu wspomnianych wyżej liderów? Być może potrafili by zacisnąć zęby i przed kamerami podać sobie dłonie w imię wyższych celów? W porządku. Przyjmijmy na chwilę, iż realizowany jest scenariusz pozytywny i środowiska narodowe zdobywają sporo miejsc w parlamencie zyskując status o którym marzyli od dawna. Wytrwanie w zgodzie przez kolejne miesiące i lata przypominało by jednak wyzwanie jakiemu musiał sprostać Herkules podczas wykonywania przysłowiowych dwunastu prac. O ile bowiem bez trudu wyobrażam sobie płynną i owocną współpracę L. Żebrowskiego z R. Winnickim oraz R. Ziemkiewicza z K. Bosakiem, o tyle moja wyobraźnia jest zbyt uboga by zwizualizować szczerą kooperację S. Michalkiewicza z M. Kowalskim czy A. Zawiszy z R.J. Nowakiem. Obawiam się, że nawet w przypadku ewentualnego sukcesu środowisk narodowych już po niewielu tygodniach z reprezentacji "Ruchu Narodowego" wyłoniła by się grupa pod sztandarem "Prawdziwego Ruchu Narodowego". Po niedługim czasie powstało by koło "Najprawdziwszego z Prawdziwych Ruchu Narodowego", które na Wielkanoc podzieliłoby się na cztery frakcje skłócone ze sobą na noże. W okolicach Świąt Bożego Narodzenia na konferencji prasowej trzech innych posłów zadeklarowało by chęć integrowania "narodowców pozaparlamentarnych" i ogłosiło powołanie do życia stronnictwa o szlachetnej nazwie "Tylko My Jesteśmy Ruchem Narodowym Pomiędzy Odrą i Bugiem". Itd. itp.
Jestem głęboko przekonany, że dla skutecznego uzdrowienia Rzeczypospolitej i stworzenia takich fundamentów ustrojowych, których nie będą w stanie rozbić reprezentanci ogłupiałych obrońców starego porządku, niezbędnym jest współpraca na niwie parlamentu "Zjednoczonej Prawicy" z "Ruchem Narodowym". Wiem, wiem... Dwa brytany na jednym podwórku to ryzyko.Widzę jednak istotne pozytywy. Bo mogą one skutecznie chłodzić zapędy kooperanta, a prócz tego proszę sobie wyobrazić ryzykanta, który spróbuje wejść nieproszonym na strzeżony przez nie teren. Dlatego krokiem na tej najeżonej przeszkodami drodze winno być zaprzestanie jałowego pajacingu, schowanie mniej lub bardziej śmiesznych animozji w buty i stworzenie rasowego tworu politycznego. Tego oczekuje narodowy elektorat.
Jeśli liderzy opinii i organizacji narodowych niebawem tego nie uczynią, to pozostanie im już tylko wyprawa w poszukiwaniu różowego jednorożca, którego łzy są podobno antidotum na kłótnie, swary, kłopoty i bolączki. Przyznam, że w tym przypadku nie będę miał wielkich nadziei, bo jak wiedzą wtajemniczeni trudno na naszym globie o jednorożce. A już o różowe szczególnie...
Inne tematy w dziale Polityka