Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz.
Bob Marley

źródło: https://www.reddit.com/r/Polska/comments/86a10r/ho%C5%82d_pruski_ad_2018/
W ciągu kilku ostatnich dni, znaczącą część wolnego czasu poświęciłem na szperanie w sieci. Jak powszechnie wiadomo, można w niej znaleźć sporo ciekawych rzeczy. Nie będę oryginalnym gdy przyznam, że do grupy najbardziej ekscytujących "skarbów" internetu zaliczam rankingi. Rzecz jasna nie wszystkie, bo o ile klasyfikacje uczelni lub klubów futbolowych wywołują u mnie lekki dreszczyk emocji, o tyle np. top 10 "innych niż jedzenie rzeczy spożywanych przez ludzi" albo "najpiękniejszych nie-Amerykanek w Hollywood" jakoś nie wzbudzają mego zainteresowania. Może jestem dziwny? Mniejsza z tym. W każdym razie moja ostatnia aktywność była ukierunkowana na sprawy nieco poważniejsze. Nie, nie... Nie mam ambicji zbawiania świata, ale jako osoba na bieżąco (w miarę możliwości) śledząca życie polityczne w skali mikro i makro, postanowiłem zgłębić nieco zagadnienie wagi ciężkiej o nazwie "potęga państwa". Zainspirowały mnie do tego m.in. ostatnie wydarzenia związane z delegacją reprezentantów opozycji w Polsce za Odrę oraz wymianą gróźb pomiędzy administracją Trumpa i drużyną Putina na tle przesuwania potencjalnie śmiercionośnych rakiet, w tę lub w tamtą stronę. Widać bowiem wyraźnie, że są tacy co wyprawiają się do obcych stolic bo muszą i tacy, którzy jeżdżą do nich bo chcą. Czy istnieje jakiś klucz do wytypowania czyniących to z własnej i nieprzymuszonej woli oraz tych robiących to pod naciskiem przyczyn obiektywnych? Jestem głęboko przekonany, że tak. Podstawowym kryterium w tym zakresie jest siła danego państwa.
Ostatnimi czasy wyniki rozważań poświęconych kategoryzacji krajów ze względu na ich siłę, wydostały się poza ukryte w lasach bunkry sztabów generalnych i funkcjonujące pod przykrywką gabinety siwowłosych profesorów. Obecnie, praktycznie każdy głodny wiedzy na ten temat może ją zdobyć - a przynajmniej ważną jej cząstkę - bez wychodzenia z domu. Czego więc przeciętny internauta dowie się o mocy państw świata? W pierwszym kroku winien zapoznać się z definicją potęgi. Choć jest ich sporo, to jako wysoce przyjazną dla umysłu i oddającą sens zagadnienia należy sparafrazować tę, którą zamieszczono w Wikipedii: siłę państwa określamy jako sumę wszystkich zasobów jakimi dysponuje naród lub państwo w osiąganiu narodowych celów. Koniec i kropka. Wszystko jasne? Niby tak, lecz jak to zwykle bywa bies ukrywa się w szczegółach. Trudność bowiem polega na tym, że nie ma zgody co do tego jakie faktory trzeba uwzględniać aby wspomnianą siłę zmierzyć. Bez zbędnego wchodzenia w fachowy dyskurs zaznaczę jedynie, iż najczęściej bierze się pod uwagę:
- siłę gospodarczą,
- siłę wojskową,
-ludność i terytorium,
- sprawność instytucji państwowych i pozarządowych,
- determinację narodową,
- kulturę (wysoką i niską, kulturę polityczną, naukę, edukację),
- zasoby naturalne,
- poziom rozwoju cywilizacyjnego.
Ponadto w wielu projekcjach włącza się do tego zbioru m.in.: potencjał intelektualny, atrakcyjność kultury danego kraju dla innych społeczeństw, sprawność dyplomacji, podziały religijne i etniczne oraz relacje z sąsiadami. Wyżej wymienione składowe dzieli się z kolei na przynależne do zestawu tzw. twardej siły (ang. "hard power") i siły miękkiej (ang. "soft power"). Po dodaniu obu sił i porównaniu wyniku z sumą siły dla całego świata, uzyskuje się współczynnik potęgi danego państwa. Ufff!
Gwoli jasności obrazu... Nie trzeba prowadzić skomplikowanych obliczeń aby bez pudła stwierdzić, iż pierwszoplanową potęgą naszego globu są Stany Zjednoczone. Jeszcze! Na zdrowy rozum, jeśli nie wydarzy się jakiś przypadkowy lub planowy armageddon, wspomniane "jeszcze" najprawdopodobniej potrwa kilkanaście, no niech tam!, kilkadziesiąt lat. W tej bowiem chwili nawet najbardziej "kozackie" kraje nie są w stanie poważnie zagrozić dominacji USA. Różnicę w potencjałach dość dobrze obrazuje poniższa kompozycja.

źródło: https://joemonster.org/art/42398
Jest jednak oczywistością, że na tym ziemskim padole nic nie jest na zawsze. Prócz tego dobry Bóg albo - jak kto woli - siły natury, dbają o to by w przyrodzie panowała jako taka równowaga. Tak jak nie istnieją metrowe modliszki i ważące dwie tony lwy, które byłyby w stanie dokonać rzezi osobników swego gatunku, tak też w relacje pomiędzy krajami wpisane są nie dostrzegane na co dzień bezpieczniki. Ich istnienie przejawia się m.in. w staraniach kilku innych organizmów państwowych do - jeśli nie zajęcia miejsca USA w porządku dziobania, to przynajmniej do stania się podmiotem traktowanym przez Waszyngton śmiertelnie poważnie. W gronie aspirantów do zdobycia jak najwyższego i trwałego miejsca na podium widzimy: Chiny, Indie, Brazylię, Indonezję, Meksyk, Turcję, Nigerię... Zaraz, zaraz... Czy kogoś nie brakuje? Oczywiście, Europy! Wprawdzie rozwiązaniem gwarantującym krajom naszego kontynentu ponadczasowy udział w pierwszej lidze miała i ma być Unia Europejska, ale wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje na to, iż jest ona tak naprawdę kolosem na glinianych nogach. Najpewniej nigdy nie stanie się super-państwem, a więc w przyszłości nie będzie liczyć się w głównej stawce. Wynika z tego również, że do grupy dotychczasowych liderów doszlusują niebawem kolejni uczestnicy, którzy nie zadowolą się jedynie wyższą pozycją w akademickich rankingach. W sposób naturalny będą domagać się udziału w rozstrzyganiu globalnych problemów, rywalizacji o bogactwa naturalne, podziale stref wpływów, stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ itp. Jest to scenariusz raczej średnio- niż krótkookresowy, lecz jak najbardziej realny.
No dobrze, a co z Polską? Całkiem niedawno stała się głośną wypowiedź G. Friedmana (szefa ośrodka analityczno-wywiadowczego Stratfor), że Polska będzie nową potęgą XXI w. Na dowód swej tezy autor stwierdzenia przywołał ostatnie wydarzenia polegające na atakach kierowanych przeciw naszemu krajowi przez kilka nieprzyjaznych Polsce ognisk siły (UE, Niemcy, Rosja). Innymi słowy: znają wasz potencjał i dlatego was kąsają. Opinia tak doświadczonego i bogatego w wiedzę człowieka zapewne mile połechtała ego niejednego z moich rodaków. Trzeba jednak zauważyć, iż oceniając ją na chłodno, nie da się uznać jej za racjonalną. Jedyną rzeczą, która w najbliższych latach ma u nas rosnąć w przyzwoitym tempie jest... zamożność. Za jakieś dwie, trzy dekady, w porównaniu z dniem dzisiejszym, mamy stać się obrzydliwie bogaci. To raczej cieszy. Wszystko inne ma jednak wykazywać tendencje zniżkową. A to liczba ludności ma zmniejszać się co roku o 0,3%, a to nasza kultura ma powoli rozcieńczać się w innych, prężniejszych, a to gotowość do obrony terytorium Polski wśród jej obywateli ma stać się ekstrawagancją, a to... Dość ponure przewidywania. Cóż zatem począć?
Polskie doświadczenia pouczają, że nec Hercules contra plures. Przeżyliśmy to wielokrotnie. Obecnie we wszelkich klasyfikacjach dotyczących mocy państw lokujemy się w trzeciej dziesiątce, tj. bardzo daleko za naszymi wielkimi sąsiadami. Stąd też w naszym przypadku musimy bezwzględnie być częścią teamu. Tylko jakiego? Zachód Europy? To już było i wyszliśmy z tego mocno poobijani. Wyłączyć część mózgu odpowiedzialną za pamięć i spróbować z Moskwą? Marna i wysoce niebezpieczna propozycja. Międzymorze? Domek z kart. A może powrócić do przeszłości i odbudować I Rzeczpospolitą? Gdyby ten wariant wypalił, stalibyśmy się państwem z ponad 90 milionami mieszkańców, zamieszkujących na bez mała 1 200 tys. km2, a nasz nominalny PKB byłby znacząco większy od Arabii Saudyjskiej i tylko nieco ustępowałby PKB Królestwa Niderlandów. Kusząca propozycja... Tyle tylko, że prócz - jak mawiał klasyk - plusów dodatnich, zarzucilibyśmy sobie na plecy pękaty wór plusów ujemnych. I to tak wielki, iż w niedługim czasie jego ciężar mógłby przygiąć nas do gleby. Więc?
Ciekawym przykładem państwa istniejącego niejako wbrew logice jest Izrael. Otoczony przez wrogów i "przyjaciół", którzy w zmienionej koniunkturze z radością zrównaliby Tel-awiw z ziemią, dzięki sojuszowi ze światowym hegemonem uzyskał status mocarstwa regionalnego. Wprawdzie utrzymywanie się na powierzchni zawdzięcza w znacznym stopniu silnej armii, ale bez wsparcia licznej i wpływowej diaspory oraz - przede wszystkim - parasola ochronnego USA, los tego kraju byłby dawno przesądzony. Osobiście postrzegam Izrael jako bezwzględnego rywala Polski na wielu płaszczyznach. Nie zmienia to jednak faktu, iż można, a nawet trzeba, korzystać z wypracowanego przezeń modus operandi w stosunkach międzynarodowych. Wiadomym jest powszechnie, że każdy kto zechciałby zepchnąć państwo żydowskie do Morza Śródziemnego, musi liczyć się z poważną i natychmiastową reakcją Stanów Zjednoczonych.

źródło: http://geopolityka.org/analizy/anna-antczak-barzan-potega-rzeczypospolitej-w-unii-europejskiej
Rzeczpospolita jest w podobnej, choć nie tak dramatycznej, sytuacji. Sporo problemów wewnętrznych, średniej jakości gospodarka, armia i ustrój w przebudowie oraz groźni sąsiedzi. Dla dalszego rozwoju niezbędnym jest spokój i zapewnienie bezpieczeństwa. Czy stać nas na samowystarczalność w tym zakresie. Niestety nie. W światowym rankingu potęg trudno nam będzie w przewidywalnej przyszłości dogonić chociażby Italię, a o jakimkolwiek zbliżeniu się do Japonii lub Brazylii możemy tylko pomarzyć. Paradoksalnie jednak mamy wciąż coś, czego w obecnym czasie nie mają np. Niemcy, na terytorium których nadal stacjonuje kilkadziesiąt tysięcy obcych żołnierzy, gotowych w każdej chwili wyjechać czołgami na ulice niemieckich miast. Tą cenną wartością jest swoboda wyboru alianta. Z drugiej strony, sami Amerykanie niczym tlenu potrzebują solidnych sprzymierzeńców w newralgicznych geopolitycznie punktach globu. Rozgrywka o dominację wciąż przecież trwa, a jej kulminacja zbliża się nieuchronnie. Nie da się wszak wykluczyć, że pewnego dnia powstanie doraźna koalicja sił niechętnych dominacji amerykańskiej, mająca na celu wyłącznie jedno zadanie: bij lidera! Z tej przyczyny umocnienie sojuszu polsko-amerykańskiego, głównie na niwie militarnej i gospodarczej, jawi się jako wariant optymalny. Dla obu stron.
Nie należę do bezkrytycznych zwolenników obecnego rządu. Mam wobec niego wiele mniejszych i większych zastrzeżeń. Sądzę natomiast, że wariant budowania silnej pozycji Rzeczpospolitej w oparciu o współdziałanie z USA, na wzór Izraela i Korei Południowej, jest rozwiązaniem opartym o racjonalne przesłanki i potencjalnie najmniej dla nas kosztownym. I co najważniejsze - dającym widoki na powodzenie.
PS Ciekawe dane dotyczące prognozy siły ekonomicznej państw w roku 2050:
źródło: https://www.wykop.pl/wpis/20059759/najwieksze-ekonomie-swiata-w-2050-roku-ciekawostki/
Inne tematy w dziale Polityka