Bazyli1969 Bazyli1969
363
BLOG

O zabawach pogody z historią…

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Parasol noś i przy pogodzie.
Aforyzm chiński

image

 I znów jednym z głównych tematów międzyosobniczych pogadanek jest pogoda. Trudno się temu dziwić, ponieważ nie często czerwiec obdarza nas takim słońcem i ponad trzydziestostopniowym upałem. Oczywiście aura nie zadawala wszystkich, bo prawdziwie szczęśliwymi mogą być tylko ci, którzy w te dni nie są zobowiązani w pocie czoła zwiększać polskie PKB. Pozostali muszą uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję na powtórkę warunków pogodowych w okresie urlopowym. Zanim to jednak nastąpi nie zaszkodzi przypomnieć, że pogoda to kapryśna bestia i nie jeden raz okazała swą potęgę krzyżując plany nie tylko plażowiczów, ale także wielkich statystów historii oraz bezpardonowo wpływała na bieg dziejów.

W IV wieku n.e. Imperium Rzymskie wciąż było pierwszorzędną potęgą. Wewnętrzne walki o władzę powodowały liczne trudności i osłabiły potencjał rzymski, ale mimo płonących nieustannie granic oraz licznych najazdów, legiony prawie zawsze wychodziły zwycięsko ze zmagań z barbarzyńcami. Przetrącenie kręgosłupa Rzymu nadeszło niespodziewanie. 31 grudnia 406 roku zamarznięty Ren został sforsowany przez luźne oddziały z różnych plemion pod wodzą – najprawdopodobniej – króla Wandalów o imieniu Gunderyk i władcy Alanów zwanego Respendialem. Różnoplemienna armia splądrowała niemiłosiernie Moguncję, Trewir i Reims, a potem rzuciła się w głąb interioru.

Armia rzymska dzieliła się ówcześnie na dwa rodzaje wojska: limitanei i comitatenses. Pierwsi, stacjonujący na granicach cesarstwa, byli rekrutowani z ludności prowincji, której bronili i zazwyczaj ich wartość bojowa była bardzo niska. Comitatenses natomiast stanowili jednostki doborowe, wchodzące w skład orszaku cesarskiego. Szkopuł w tym, że jedyną realna siłą broniąca linii Renu byli sprzymierzeni z Rzymem Frankowie (jednostki zawodowców ściągnięto na krótko przedtem do Italii). Do czasu omawianych wydarzeń Frankowie wywiązywali się całkiem nieźle ze zobowiązań, ale wyjątkowe mrozy umożliwiły masie najeźdźców przeprawę przez ściętą lodem rzekę, będącą zwykle przeszkodą nie do przebycia. To było dla obrońców limes-u sporym zaskoczeniem. Masy dzikich wojowników oszołomionych bogactwem i brakiem oporu plądrowały wzdłuż i wszerz całą Galię

image

Barbarzyńcy likwidujący Imperium Rzymskie

Taka sytuacja okazała się niezwykle bolesna dla władz imperium, gdyż w owym czasie Galia była dlań podstawowym źródłem podatków i rekruta. Ponadto wejście Wandalów, Swebów i Alanów na rdzenne ziemie cesarstwa zmusiło władze rzymskie do podjęcia próby wybicia klina-klinem. Niestety, lud rzymski oburzony i przestraszony rozwojem wypadków zareagował bardzo brutalnie dokonując pogromów wojowników i cywilów pochodzenia germańskiego. Zamieszanie jakie z tego wynikło doprowadziło do pierwszego od tysiąca lat zdobycia „Wiecznego Miasta” w roku 410 n.e. przez Wizygotów. Dla starożytnych był to potężny wstrząs. Dziś nawet trudno wskazać paralelę. W każdym razie od tego momentu mit niezwyciężonego Rzymu prysł i nic już nie było w stanie zatrzymać upadku zachodniej części imperium. Być może gdyby w noc sylwestrową 406 r. n.e. przyszła odwilż, dzieje Europy potoczyłyby się inaczej i zamiast w językach germańskich czy romańskich, w Paryżu, Madrycie, Wiedniu, Lizbonie i  Rzymie wciąż mówiono by po łacinie.

W drugiej połowie XIII stulecia na wyspach japońskich ścierały się dwie frakcje polityczne. Pierwsza –procesarska, uznająca za boskiego namiestnika na ziemi każdego z kolejnych cesarzy i przyznająca mu władzę nieomal absolutną oraz druga, opierająca się na sile wielkich rodów feudalnych, które z panującego pragnęły uczynić posłuszną sobie marionetkę.  Zmagania pomiędzy zwolennikami obu opcji były przerażająco krwawe, a sam kraj i jego mieszkańcy cierpieli  chroniczną bezsilność i głód. Stan ten dla rozszerzenia swego panowania postanowił wykorzystać pierwszy mocarz ówczesnego świata czyli Kubilaj, w prostej linii potomek wielkiego Czyngis-chana.

W roku 1274 mongolska flota zaatakowała Japonię. W skład sił inwazyjnych weszło podobno cztery tysiące okrętów i statków, mających na swych pokładach niemal 140 000 ludzi. Najeźdźcy zdobyli przyczółki na wybrzeżu i toczyli na plażach zacięte boje z tymczasowo pogodzonymi samurajami oraz masami powołanego pod broń chłopstwa. Po niedługim czasie straszliwie poturbowani obrońcy wycofali się w głąb lądu. Droga do serca kraju stanęła w ten sposób otworem. Mongołowie uznali to jednak za wojenny fortel i w celu przegrupowania sił oraz znalezienia innego, słabiej bronionego miejsca do lądowania, wsiedli na środki transportu. Zdawać się mogło, iż dni niepodległości Kraju Kwitnącej Wiśni są już policzone, a jego ludność zapłaci krwawy haracz za stawianie oporu „panu czterech stron świata”.

image

"Boski Wiatr" w akcji (1274 r.)

Tak się wszakże nie stało, bo w sukurs Japończykom przyszedł… tajfun! Jego moc okazała się tak potężna (ponad 300 km/h to prędkość wiatru wewnątrz tajfunu), iż z całej mongolskiej floty pozostały ledwo żałosne resztki. Ci, których los oszczędził wrócili w niesławie na kontynent i przed oblicze zagniewanego chana. Dla mieszkańców Nipponu katastrofa niemal całej floty agresorów przez nieujarzmiony żywioł wydała się czymś nadnaturalnym. Szczególnie, iż podobny scenariusz powtórzył się cztery lata później. Z tego powodu zjawisko atmosferyczne, które powtórzyło się dwukrotnie w dramatycznych okolicznościach, zostało nazwane „boskim wiatrem” (kami-bóg, boski, kaze-wiatr).

Dziś można tylko snuć domysły – co stałoby się z Japonią gdyby nie kamikaze? Czy gdyby nie huragan i towarzyszące mu gargantuiczne opady deszczu, to czy ludność wysp podzieliłaby los rdzennych mieszkańców Taiwanu i uległa sinizacji? Kto miałby powstrzymać na przełomie XIX i XX wieku Rosję przed rozszerzeniem wpływów na większą część Dalekiego Wschodu? Czy miałyby szansę powstać tak znane marki jak: Toyota, Toshiba, Honda, Shimano czy Makita?

Mało kto pamięta, że po szwedzkim „Potopie”, zakończeniu wojny z Siedmiogrodem i Moskwą oraz podziale Ukrainy Rzeczpospolita stała się… zawisła od Turcji. Wprawdzie utrzymywała podmiotowość, lecz spory kawał ziemi  znajdował się po turecką okupacją a Rzeczpospolita zobowiązana została do płacenia haraczu Istambułowi. W roku 1672 poseł sułtana zagroził, że w razie nie wywiązania się ze zobowiązań Osmanowie ruszą cała potęgą na Lechistan. Sytuacja Turków w ciągu kilku następnych miesięcy mocno się skomplikowała, ale wysłali na Podole licząca ok. 40 000 wojaków armię. Z tej liczby ¾ stanęło obozem pod Chocimiem przyjmując – na razie – strategię obronną, by po uporaniu się z trudnościami w innych rejonach imperium zaatakować samo serce Rzeczypospolitej.

Wśród Polaków i Litwinów zdawano sobie sprawę, że to nie przelewki i postanowiono wykorzystać kłopotu tureckie póki czas.
Rano 8 listopada 1673 r. pod obozem tureckim pojawiła się jazda polsko-litewska pod wodzą hetmana Jana Sobieskiego, a wieczorem jednostki piesze. Zajęto od razu pozycje wyjściowe i praktycznie z marszu przystąpiono do działań zaczepnych. Takie działania przyniosły pozytywny skutek, gdyż po rozbiciu przez polska jazdę znacznych oddziałów janczarów z obozu muzułmanów zrejterowali Wołosi. Nie zadowolono się tym sukcesem i wojska Rzeczypospolitej nękały obóz turecki nieustannym ostrzałem artyleryjskim i pozorowanymi atakami. Wodzowie wojsk polsko-litewskich wiedzieli, że zmęczenie będzie sprzymierzeńcem obrońców Rzeczypospolitej. Na dodatek naszym pomagały w znaczącym stopniu warunki atmosferyczne.
image

Wojska Rzeczypospolitej pod Chocimiem (listopad 16783 r.)

Jesień 1673 r. była wyjątkowo chłodna, a nawet można powiedzieć, że mroźna. W nocy z 10 na 11 listopada marznący deszcz przemienił się w śnieg. Prócz tego wiał silny wiatr, który wzmagał uczucie chłodu. Każdy z nas wie, iż taka szaruga jest czasem trudniejsza do wytrzymania od znacznego ale suchego mrozu. Rzecz jasna marzli również nasi, jednak dla zasilających -  w pewnej części - szeregi tureckie mieszkańców krain południowych (Greków, Syryjczyków czy Arabów) pogoda była nie tyle nieznośna co… zabójcza. Przez całą noc i ranek z uszykowanych do obrony oddziałów osmańskich wyciągano osłabionych i nawet martwych żołnierzy. Gdy na niewyspane i przemarznięte wojska tureckie runęły zastępy polsko-litewskie wynik starcia wydał się przesądzony.

Według wiarygodnych danych poległo ponad 20 000 tureckich wojaków, a w Istambule przestraszono się nie na żarty, obawiając się najazdu zwycięskich wojsk i powszechnego powstania ludności chrześcijańskiej. Były to obawy nie pozbawione podstaw, gdyż całkowite rozbicie dużej armii było pierwszą w tej skali porażką Turków od czasu walk z Timurem w roku 1402. Dziś wiemy, że Rzeczypospolitej już wtedy nie było stać na pójście za ciosem, jednak… Bez Chocimia nie byłoby Wiednia (1683 r.). Bez zwycięstwa w bitwie wiedeńskiej zielony sztandar Proroka mógł załopotać nad Bazyliką św. Piotra, a sama Italia, Czechy, Austria, Słowacja, część Niemiec, Ukraina i nawet Polska zostać włączona w skład Imperium Osmańskiego. To był naprawdę realny scenariusz. Całe szczęście, że listopad okazał się przyjaznym dla nas, a nielitościwym dla Turków.

Sytuacji, w których to nie królowie decydowali o losach milionów ludzi a czyniła to „Pani Pogoda” jest całe mnóstwo. Wystarczy wspomnieć o przebiegu wypadków związanych z wyprawą „Wielkiej Armady” przeciw Anglii (1588 r.), inwazji na plaże Normandii (1944), sztormie rozbijającym flotę Persów płynących na podbój Grecji (480 p.n.e.), wojnę fińsko-sowiecką (1939-1940) czy tragedię Wielkiej Armii Napoleona w Rosji (1812) itd. Te właśnie wydarzenia pokazują prawdziwe proporcje pomiędzy siłami przyrody i „mocą” człowieka. Niektórzy wielcy tego świata zupełnie o tym nie pamiętają, a powinni. Tak jak car Mikołaj I, który w obecności swych przybocznych miał wypowiedzieć paremię: „Dwaj generałowie, którym może zaufać Rosja, to generał styczeń i generał Luty”. Jakby nie patrzeć miał rację!


Linki:

https://www.colourbox.com/image/snowman-on-a-beach-image-4495278
https://historia.uwazamrze.pl/artykul/942707/kamikaze-chroni-japonie
https://pl.pinterest.com/


Dla zainteresowanych tematyką polecam książkę L. Lee, pt. Gdyby nie pogoda



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura