Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas
917
BLOG

Jedyny chłop w PSL, czyli o niszczeniu polskiej wsi

Krzysztof J. Wojtas Krzysztof J. Wojtas PSL Obserwuj temat Obserwuj notkę 49


Jedynie do PSL odnoszę się z podświadomą sympatią, co szczególnie sobie uświadamiam, gdy spotykam się z medialną pogardą mediów „głównego nurtu” dla stanu chłopskiego, a co jest podkreślane rzekomą chłopską pazernością na „stołki”, przy braku , podobno, kwalifikacji.

 Nasza wieś jeszcze funkcjonuje – ale chyba tylko dlatego, że nie poddaje się komunizacji wsi – najpierw sowieckiej, a teraz brukselskiej. Budowany zaś pejoratywny obraz ludzi związanych z ziemią bazuje na tym, że w tej branży raczej nie uświadczy się przedstawicieli „nadzwyczajnej kasty” – wiadomo, tu niewiele można zyskać, bo ziemi nie da się oszukać.

Niestety, moje nastawienie do tej partii systematycznie poddawane jest negatywnej weryfikacji i to wg zasady, że „ryba psuje się od głowy”. Bo już Pawlak, wykazał się niezwykłą szkodliwością dla Polski, chociaż starał się chronić wieś. Jego następca, Piechociński, to już totalna likwidacja wsi, a obecny prezes PSL – kontynuuje tę linię – chyba chroniąc jedynie własną pozycję i grona zaufanych współpracowników. Bo żadne działania celowe na rzecz wsi nie są podejmowane.

Niedawno zamieściłem notkę ["Malachitowa szkatułka" (notka nie do Żydów)],traktującej o pomidorach – odmianach stosowanych w uprawach przydomowych. To z tej racji, że „zajmuję się” tym tematem – produkuję m.in. rozsady pomidorów. Przy okazji powiązań – pojawił się temat rolniczy o szerszym charakterze.

Otóż – wystąpiła w tym roku nadprodukcja rozsad – chyba dlatego, że rok ubiegły był mokry, uprawy „diabli wzięli”, to i zainteresowanie było mniejsze w tym roku. Taki cykl. Wola boża i skrzypce.

Trochę żal niszczyć tę pracę – więc aby tego nie robić wysadziłem nadwyżkę na pole i to dając nawóz ekologiczny. Żadnej sztuczności. To nie jest wielka produkcja, ale przy dobrym roku i właściwym zadbaniu pewnie mogę mieć ze dwie tony owoców. Trochę za dużo na własny użytek, a i sprzedaż we własnym zakresie – to samobójstwo. Tylko w TV można reklamować taki model sprzedaży własnej produkcji, ale tam pracuję głównie ludzie z „nadzwyczajnej kasty”, co to żyją wyobrażeniami, a nie kierują się zdrowym rozsądkiem.

Czyli – jest problem zbytu hurtowego małego producenta rolnego.

Rynek hurtowy koło Warszawy? Oczywiście – Bronisze. Zajrzałem na stronę i mnie „powaliło”; koszt wjazdu na to targowisko jest ustalony tak, aby wyeliminować małych producentów.

Powiedzmy, że jednorazowo zbiorę 500 kg pomidorów. Cena w sierpniu będzie niska, może 1 PLN/kg, może 2 PLN/kg. Tymczasem koszt wjazdu samochodem – busem do 3,5 tony ładowności wynosi 75 PLN. Biorąc pod uwagę inne koszty związane z taką „wyprawą” , to średnio „prawo sprzedaży hurtowej” będzie mnie kosztowało około 20 % wartości towaru. A przecież nie jest tak, że wszystko się sprzeda, część może zostać „przeterminowana” itd.

Cóż. Taka jest rzeczywistość. Nie skorzystam raczej z tej oferty – prędzej przeznaczę owoce na „wojnę pomidorową” – to i tak będą mniejsze koszty niż sprzedaż.

Problem jaki zarysowałem ma jednak wymiar szerszy.

Organizacja dystrybucji towarów rolnych ogranicza, a z czasem wyeliminuje z rynku małych producentów zapewniających zaopatrzenie w żywność dobrej jakości; bo tylko przy małej skali produkcji da się utrzymać dobrą jakość i bezpośrednią odpowiedzialność za parametry sprzedawanych produktów. Tu nie da się sprzedać złej żywności – jeśli wie się od kogo się kupiło – to nieuczciwy producent szybko jest eliminowany z rynku.

Można spotkać narzekania, że będąc na wsi trudno, albo nawet niemożliwym jest nabycie produktów bezpośrednio „od chłopa”. Nie produkują, albo nie chcą sprzedawać.

Powodem są „unijne dotacje”. Obecnie nie ma opłacalności produkcji bez dotacji. Do tego dotacje w Polsce są na poziomie 50 % dotacji „zachodnich”, co w efekcie drenuje polską wieś. Podaje się, że wynika to z niższych kosztów produkcji, co jest tzw. „trzecią prawdą”, czyli „g… prawda”. Ceny maszyn, nawozów i innych środków są na poziomie zachodnim, a nawet je przewyższają. Jedyna różnica – to cena pracy ludzkiej. A kto będzie harował za darmo?

No, teraz są Ukraińcy – ale to nie jest rozwiązanie.

Dochodzi druga sprawa. „Mali” producenci, czyli znane zjawisko „babci handlującej pietruszką”, czyli ludzi zbywający nadwyżki żywności z produkcji przydomowej – są eliminowani z rynku właśnie tymi dotacjami. Ci „mali” nie dostają dopłat – to nie są producenci rolni. W efekcie rynek nie jest zasilany ich towarami – można to robić na swoje potrzeby, gdy chce się mieć zdrową żywność, ale nie opłaca się sprzedawać; koszt produkcji jest za wysoki w stosunku do ceny.

Zjawisko pogłębiło się z racji „500 +”. Sporo ludzi było w tragicznej sytuacji, zmuszonych do sprzedawania takich produktów za wszelką cenę – choćby po to, aby kupić dzieciom zeszyty itp.

(Na marginesie: żądania i ich forma „opiekunów niepełnosprawnych”, w świetle sytuacji jaka była na wsiach, budzi przynajmniej niesmak).

Obecnie, to tak krytykowane przez niektóre środowiska „500 +”, spowodowało bardziej racjonalne podejście – ta produkcja jest przeznaczona na własne potrzeby – nie ma przymusu zbywania jej „za psie pieniądze”. Tyle, że miejski nabywca zmuszony jest do kupowania „przemysłowo wyprodukowanej żywności” w supermarketach – często naszpikowanej chemią.

Zmniejszy się zdrowotność populacji, więcej będzie wad genetycznych u dzieci itd., itp. Coś za coś.

Przedstawiłem w tej notce zarys problemu: drogę stopniowej eliminacji wsi z życia społecznego. Zerwanie więzi między producentem żywności, a konsumentem. W znacznym stopniu dzieje się to za przyzwoleniem, a nawet wsparciem PSL. A na pewno partia ta nie przeciwdziała zjawisku.

Zarysowany trend może być groźny, gdyż przestawienie na produkcję wielkotowarową w rolnictwie już stanowi zagrożenie. Choćby sprawa afrykańskiego pomoru świń, która prowadzi do eliminacji coraz większych obszarów Polski z produkcji tuczników. Do tego należy liczyć się z pogorszeniem jakości żywności produkowanej przemysłowo, co odbije się na zdrowiu społeczeństwa. Czy to się opłaca jeśli policzyć koszty powiązane?

A jak się ma ten wywód do tytułu notki?

Otóż kiedyś jedna z pań ministrów z PSL –owskiego nadania, zwróciła się do długoletniego ministra rolnictwa, którego „zasługi” w przedstawionym procesie są niezaprzeczalne, znamiennym słowem  „spierdalaj”.

I to był jedyny chłop w PSL.


członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka