Andrzej Ro Andrzej Ro
350
BLOG

Chiny nie upadają dlatego, że Zachód je blokuje – lecz dlatego, że...

Andrzej Ro Andrzej Ro Gospodarka Obserwuj notkę 21
"Chiny nie upadają dlatego, że Zachód je blokuje – lecz dlatego, że wracają do własnych autorytarnych błędów." Niniejsza analiza strategiczna oparta jest na twardych danych gospodarczych oraz wnioskach inspirowanych książką „Zmierzch Wschodu. Jak Chiny stały się potęgą i czy grozi im upadek” autorstwa prof. Yashenga Huanga z Massachusetts Institute of Technology (MIT) – trzeciej najlepszej uczelni świata według rankingu szanghajskiego. Wbrew oficjalnej narracji Pekinu i mitom powielanym na Zachodzie, Chiny nie znajdują się na prostej drodze do dominacji globalnej, lecz wchodzą w najpoważniejszy kryzys od czasów Mao. Jednoczesne załamanie sektora nieruchomości, kryzys zadłużenia wewnętrznego, demograficzny kolaps, presja sankcyjna USA i wojna celna ogłoszona przez administrację Donalda Trumpa stawiają Pekin nie w roli nowego hegemona, ale petenta zmuszonego do gorączkowych negocjacji w celu ratowania własnej stabilności wewnętrznej. Dane i wydarzenia gospodarcze ostatnich miesięcy potwierdzają tezę Huanga: fundamenty chińskiego sukcesu okazały się kruchą konstrukcją opartą na długu, państwowym sterowaniu i systemowym zakłamaniu. Jeśli świat naprawdę chce zrozumieć, co dzieje się dziś w Chinach – musi porzucić złudzenia.

„Zmierzch Wschodu” Huanga Yashenga to intelektualny kubeł zimnej wody na dwie wielkie iluzje: że chiński sukces był produktem genialnego centralnego planowania oraz że ten sam model jest reprodukowalny w nieskończoność. Huang pokazuje, że prawdziwy motor wzrostu uruchomiono nie w biurach Partii, lecz na peryferiach – przez liberalizację Denga, eksplozję małego biznesu, township & village enterprises, swobodę eksperymentu lokalnego, napływ wiedzy i kapitału ludzkiego. Gdy państwo cofało się z drogi, produktywność i przedsiębiorczość wykonywały resztę. Od 2012 r. zaczęła się wsteczna transformacja: centralizacja decyzyjna, ideologizacja celów, rosnący udział państwowego właścicielstwa i „polityka bezpieczeństwa” jako filtr dla każdej innowacji. To jest zasadnicza teza Huanga: Chiny nie zwalniają dlatego, że Zachód je „blokuje”, tylko dlatego, że system wraca do rozwiązań, które wcześniej spowodowały stagnację.

W wymiarze gospodarczym widać to w trzech sprzężonych pętlach. Po pierwsze, osłabienie sektora prywatnego – kampanie „regulacyjne”, kary dla platform, arbitralne nadzory i wymuszona „altruistyczna filantropia” sygnalizują, że własność prywatna jest warunkowa, a prawo – uznaniowe. Efekt to spadek inwestycji prywatnych, ucieczka talentów i premia za bierność. Po drugie, nieefektywna alokacja kapitału: państwowe banki i samorządy pchają środki w beton i podmioty powiązane politycznie, co skończyło się bańką i delewarowaniem całego ekosystemu nieruchomości. Po trzecie, demografia oraz regres produktywności – malejąca podaż pracy i starzenie podnoszą koszty, a centralizacja dławi oddolną innowację, której nie da się zastąpić planem pięcioletnim. „Dual circulation” w praktyce oznacza więcej autarkii ideologicznej niż realnej przebudowy popytu; bez zaufania, silnego prawa własności i przewidywalnej polityki fiskalno-społecznej konsumpcja krajowa nie podniesie się trwale.

W wymiarze technologicznym Huang rozbija mit „nieuchronnej dominacji”. Przewagi kosztowe i integracja łańcuchów dostaw nie są substytutem dla swobody badań, konkurencji idei i ryzykownych start-upów chronionych prawem, a nie przychylnością urzędnika. Tam, gdzie państwo definiuje „bezpieczną” wiedzę, powstaje imitacja i szybka dyfuzja, ale trudniej o przełomy. W dodatku rosnące ryzyko sankcji i kontroli eksportu przenosi część wartości poza Chiny. Geopolityczne „usieciowienie” z Rosją i Globalnym Południem nie kompensuje utraty najbardziej wymagających klientów, standardów i kapitału reputacyjnego z rynków OECD.

Najważniejszy wniosek strategiczny Huanga brzmi: to instytucje, nie slogany, niosą wzrost. Chińska gospodarka wchodzi w okres, w którym przewagi skali i logistyki będą coraz częściej zjadane przez koszty niepewności, zadłużenia i demografii. Dla samych Chin realna ścieżka odnowy wiedzie nie przez kolejne programy „koordynowanego rozwoju”, lecz przez re-liberalizację: odbudowę ochrony własności prywatnej i rządów prawa, powrót do decentralizacji fiskalnej i konkurencji jurysdykcji lokalnych, odideologizowanie edukacji wyższej i nauki, przejrzyste upadłości zamiast „miękkich” ratunków zombie-firm. Bez tego „przesunięcie na usługi i innowacje” pozostanie hasłem.

Dla Zachodu i Polski przesłanie jest trzeźwe. Po pierwsze, nie należy mylić siły eksportowej z odpornością systemu – polityczny zwrot do bezpieczeństwa nad efektywnością tworzy luki, które warto wykorzystać: dywersyfikować łańcuchy, odtwarzać kompetencje krytyczne, wzmacniać badania i standardy, budować koalicje regulacyjne. Po drugie, nie chodzi o „odcięcie się”, lecz o mądre ograniczanie ryzyk: kontrolę inwestycji przychodzących i wychodzących, mechanizmy due diligence technologicznego, wymogi przejrzystości i odpowiedzialności prawnej w dostawach. Po trzecie, geopolityka nagradza tych, którzy szybciej przekształcą instytucje – Europa musi wrócić do proinnowacyjnej konkurencji, egzekwować prawo i chronić rynek przed dumpingu bez zabijania własnej przedsiębiorczości.

Scenariusz bazowy w duchu Huanga to „długi płaski szczyt”: brak gwałtownego załamania, ale dekada niższego, nierównego wzrostu z okresowymi interwencjami ratującymi układ. Scenariusz pozytywny wymaga politycznej odwagi do rekursu do lekcji lat 80.–90.: mniej Partii w firmach, więcej prawa w relacjach gospodarczych. Negatywny – utrwalenie kursu „bezpieczeństwo ponad wszystko” – przyniesie dalej idącą stagnację, rosnące koszty kontroli i przyspieszoną fragmentację łańcuchów. Moral jest prosty: chińska „złota era” narodziła się z wolności ekonomicznej i rozproszenia decyzji. Jeśli logika państwa wygra ostatecznie z logiką rynku, „zmierzch” będzie nie dramatycznym upadkiem, lecz długim zmarnowaniem potencjału. I to jest ostrzeżenie również dla nas: przewagi cywilizacji nie wygrywa się deklaracjami, tylko jakością instytucji, które pozwalają ludziom budować, ryzykować i spierać się bez strachu.

Chińska ofensywa samochodowa

Przez lata chiński sektor motoryzacyjny – szczególnie w obszarze pojazdów elektrycznych – przedstawiano jako symbol niepowstrzymanego wzrostu i dowód technologicznej przewagi Pekinu nad przemysłem Zachodu. Jednak rzeczywistość, którą coraz trudniej ukryć pod propagandą sukcesu, jest znacznie bardziej złożona. W Chinach w latach 2018–2024 powstało ponad 500 firm produkujących samochody elektryczne, ale ponad 80% z nich upadło lub faktycznie zaprzestało działalności. Dziesiątki marek – takie jak WM Motor, Singulato, HOZON, czy Byton – zakończyły działalność mimo miliardowych inwestycji i państwowych dopłat. Nawet ci „zwycięzcy”, którzy przetrwali, nie są w dobrej kondycji finansowej. BYD – uznawany za chińskiego lidera i głównego konkurenta Tesli – operuje na marży netto rzędu zaledwie 4–5%, czyli poniżej progu długotrwałej rentowności, a jego model biznesowy przypomina agresywną wojnę cenową napędzaną masowymi subsydiami. W praktyce oznacza to, że sektor samochodowy w Chinach nie rozwija się organicznie ani zdrowo – jego potęga jest w dużym stopniu sztuczna, oparta na dopłatach, dumpingowych cenach i rosnącym zadłużeniu producentów. Granice tej strategii właśnie zaczynają być widoczne: rynek jest nasycony, firmy nie zarabiają, konkurencja jest destrukcyjna, a realne zyski wypiera presja polityczna „utrzymania wzrostu za wszelką cenę”. Masowe bankructwa – o których w Europie się nie mówi – nie są przypadkiem. To efekt modelu gospodarczego, który próbuje budować globalną dominację kosztem długoterminowej stabilności.

BYD pozostaje numerem 1 w Chinach, ale operuje na coraz ciaśniejszym marginesie i z rosnącą presją płynnościową. Według analizy GMT Research finansowe fundamenty BYD są znacznie słabsze, niż wynika to z oficjalnych sprawozdań spółki. Realne zadłużenie netto koncernu może sięgać nawet 323 miliardów juanów, czyli około 44 miliardów dolarów, co jest kwotą znacznie wyższą niż deklarowane w raportach 27–30 miliardów dolarów. Firma stworzyła skomplikowany system finansowania operacyjnego, zrzucając koszty na dostawców poprzez tzw. „D-chain” – elektroniczne weksle i odroczone płatności, które zamiast gotówki oferowały wierzycielom instrumenty IOU wymagalne dopiero po wielu miesiącach. Oficjalnie poprawiało to płynność BYD, lecz w rzeczywistości ukrywało zadłużenie i przerzucało presję finansową na łańcuch dostaw. Jednocześnie wyniki operacyjne firmy zaczęły wyraźnie słabnąć: w drugim kwartale 2025 roku BYD zanotował spadek zysku netto o około 30 procent rok do roku, co natychmiast odbiło się na gwałtownym spadku wartości akcji i zaniepokoiło inwestorów instytucjonalnych. Na kondycję finansową firmy nakładają się również problemy strukturalne całego chińskiego rynku samochodów elektrycznych – nadprodukcja, rosnące zapasy, spowolnienie popytu i brutalna wojna cenowa wymuszająca cięcia cen sięgające nawet 34 procent w wielu modelach BYD. Taka agresywna polityka cenowa prowadzona przy niskich marżach (około 5 procent, nieporównywalnie mniej niż w przypadku zachodnich koncernów) sprawiła, że wielu dealerów i poddostawców BYD balansuje na granicy bankructwa z powodu zatorów płatniczych i braku wsparcia serwisowego. Sam model biznesowy BYD okazuje się wyjątkowo wrażliwy na zmiany sytuacji rynkowej, ponieważ jego globalna ekspansja zależy wciąż od sprzedaży krajowej oraz wsparcia państwowego systemu subsydiów w Chinach. Oznacza to, że każdy ruch Pekinu w stronę ograniczenia dopłat, kontroli zadłużenia czy wymuszenia konsolidacji branży może zachwiać pozycją nawet największego chińskiego producenta aut elektrycznych.

Analiza strategiczna 

Chińska gospodarka wchodzi w najbardziej niebezpieczną fazę od czasów reform Deng Xiaopinga. Połączenie dwóch gigantycznych kryzysów – finansowego załamania sektora deweloperskiego oraz widma wojny handlowej z USA – stawia Pekin w położeniu, w którym agresywna retoryka propagandowa musi ustąpić zimnej kalkulacji politycznej. Wbrew pozorom Chiny nie są dziś globalnym hegemonem pewnym swojej pozycji, lecz państwem, które rozpaczliwie próbuje uniknąć gospodarczego wstrząsu mogącego doprowadzić do niestabilności wewnętrznej.

Fundamenty chińskiego wzrostu zaczynają pękać

Rynek nieruchomości – odpowiadający nawet za 25–30% chińskiego PKB – wszedł w fazę zapaści, jakiej nie znał żaden współczesny kraj. Upadek Evergrande (z długiem ponad 330 mld USD), niewypłacalność Country Garden, dramatyczne restrukturyzacje Sunac i dziesiątek innych gigantów uwidoczniły skalę kryzysu systemowego. Około 90 milionów pustych mieszkań, tysiące porzuconych placów budowy, dziesiątki milionów strat dla rodzin z klasy średniej – to realny obraz skutków chińskiego modelu „urbanizacji na kredyt”. Próby ratowania sektora poprzez wykup nadwyżek mieszkań przez państwowe firmy czy lokalne rządy to jedynie desperackie przesuwanie problemu – gigantyczne zadłużenie zamienia się teraz z długu prywatnego w dług publiczny.

USA uderzają w najsłabszy punkt Chin – eksport

Na to nakłada się drugi cios: presja Waszyngtonu. Prezydent Trump nałożył 100% taryfy celne na chiński eksport, obejmujące m.in. auta elektryczne, elektronikę i stal. To nie jest już spór handlowy – to strategia ekonomicznego osłabienia Chin i ograniczenia ich możliwości technologicznych. Amerykanie zaczęli konsekwentnie odcinać Pekin od kolejnych sektorów: chipów AI, infrastruktury telekomunikacyjnej, a teraz także logistyki energetycznej. Pekin dobrze wie, że utrata dostępu do rynku USA oznacza utratę jedynego klienta, który wciąż ma globalną siłę nabywczą. Eksport do ASEAN czy Afryki tego nie zrekompensuje – to rynki ubogie, chłonne, ale bez globalnego kapitału.

Pekin w natarciu propagandowym – ale defensywie strategicznej

Dlatego właśnie, mimo agresywnej narracji o „historycznym starciu z USA”, Chiny są dziś w defensywie i wchodzą w negocjacje z pozycji słabości. Dowód?

  1. Pekin ograniczył zakupy rosyjskiej ropy, wykonując cichy gest w stronę Waszyngtonu.
  2. Rozpoczęła się tajna runda negocjacji między wicepremierem Chin He Lifeng a sekretarzem skarbu USA Scottem Besantem w Kuala Lumpur.
  3. Xi Jinping usiłuje łagodzić napięcia przed pełnym uruchomieniem ceł w listopadzie, bo wie, że chiński eksport nie ma alternatywy.

Wbrew pozorom to nie USA są dziś najbardziej zagrożone konfliktem gospodarczym – to Chiny rozpaczliwie walczą o czas, próbując uniknąć zderzenia kryzysu mieszkaniowego, bankowego i eksportowego. Jeśli Trump utrzyma presję, może doprowadzić do największej przebudowy globalnego systemu gospodarczego od 50 lat – a Chiny będą musiały wybierać między konfrontacją a kompromisem.

Za fasadą propagandowej siły Chiny stały się krajem ryzyka, stojącym na krawędzi największego kryzysu gospodarczego od 1978 roku. Pekin już nie gra o ekspansję. Gra o przetrwanie stabilności wewnętrznej. Dlatego będzie negocjował – bo alternatywą jest utrata eksportu, załamanie systemu finansowego i niepokój społeczny na skalę, której reżim Xi może nie przetrwać.

Andrzej Ro
O mnie Andrzej Ro

Przekazuję realistyczne scenariusze strategicznie

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Gospodarka