W Krakowie, na Rynku Głównym mieści się redakcja pewnego arcykonserwatywnego pisma. Jest ono tak arcykonserwatywne (na galicyjską modłę), że ponoć nawet sekretarka w redakcji ma wąsy a la Najjaśniejszy Pan Cysorz. Że niby nikt nie widział tej sekretarki? Redakcja chowa ją do kredensu, gdy przyjdą (niepożądani) goście.
Żeby nie trzymać czytelników w niepewności: pismo nazywa się
„Pressje”, terminowali w nim liczni prawicowi publicyści tzw. młodego pokolenia, by wspomnieć Jakuba Lubelskiego czy Michała Szułdrzyńskiego. Naczelnym jest Arkady Rzegocki, pierwszym sekretarzem Paweł Rojek, autor „Semiotyki Solidarności” (recenzja w aktualnym OBYWATELU). W ostatnim numerze (czy jak chcą sami pressjoniści „ostatniej tece”) jest kilka rzeczy, na które warto zwrócić uwagę. O tej najistotniejszej dla całej notki na koniec.
3) 3) Zbiór artykułów, czy jak kto woli wiernopoddańczy hołd młodej, prawicowej inteligencji wobec jednego z jej tożsamość-dawców, Ryszarda Legutko: „Teka Legutki”. Szczerze polecam tekst
Pavela Švanda,
„Ryszard Legutko i Czesi”. Okazuje się bowiem, że bracia Czesi też czytają „filozofa skinów”, jak czule wyraża się o profesorze część moich lewicowych braci i sióstr.
Ale wróćmy do kredensu, w którym redakcja przed wzrokiem profanów ukrywa wspomnianą już wąsatą sekretarkę. Otóż, w ostatnich PRESSJACH ukazał się wywiad inaugurujący cykl „KRAKOWSKI KREDENS”. Wywiad o tyle interesujący, chyba nie tylko dla mnie, ale każdego miłośnika zarówno idei, jak historii, że wpisuje się w słabo u nas kultywowaną tradycję „biografii intelektualnej”.
To rozmowa Krzysztofa Mazura i Pawła Rojka z „prawicowym, wściekłym psem”, czyli… Ryszardem Legutko. Tytuł notki zaczerpnąłem zresztą z ironicznej autoprezentacji filozofa w trakcie konwersacji trzech dżentelmenów. Trzeba tu przyznać redaktorom PRESSJI, że dobrze przygotowali się do wywiadu i całość przeprowadzona jest zgodnie z prawidłami sztuki. Czytelnik przechodzi z Legutką przez kawałek jego własnego życia i fragment polskiej historii. Są tam drobiazgi, dowiadujemy się np. o tym, że młody Legutko pisał pracę magisterką na filozofii z Schopenhauera, a na anglistyce z Faulknera, ale i rzeczy poważniejsze: jest opowieść o krakowskim, opozycyjnym piśmie „Arka”, o „Solidarności”, kumplu z opozycji, Lesławie Maleszce.
Sporo jest o Bronisławie Łagowskim (raczej gorzko, choć z szacunkiem); trochę o ś.p. Mirosławie Dzielskim, o. Janie Andrzeju Kłoczowskim OP, Ryszardzie Terleckim, Romanie Graczyku, o. Macieju Ziębie OP: tych wszystkich starszych panach, z których część jeszcze żyje, i których nazwiska dla moich roczników mają swój blask i swoją wagę. Jest i o GW, o „Tygodniku Powszechnym”, ciepło o Miłoszu. Wywiad wciąga, Legutko opowiada o swoich perypetiach z PRL, z III RP, z „intelektualnym salonem”, własnym pisaniem. Rozmowa nie jest przesadnie obszerna (przynajmniej dla miłośników wywiadów-rzek), ale w sam raz jak na możliwości „tołstogo żurnała”. Całość okraszona jest niezbędną dla profesora dawką narzekania na egalitaryzm, polityczną poprawność, i na co tam jeszcze konserwatyści lubią sobie ponarzekać, gdy łupie ich w kościach.
W każdym razie: kolegom po piórze gratuluję dobrej roboty. Warto było zrobić taki wywiad. Ma wartość bynajmniej nie (tylko) sentymentalną. A zdeklarowanym antagonistom krakowskiego filozofa szepnę tylko: zajrzyjcie do KREDENSU, nie taki Legutko straszny, jak go malują…
PS. Też mam na koncie wywiad z profesorem, nawet dość obszerny. Tyle że sprzed paru lat. I to do TRYBUNY. To była heca. Ale o tym może innym razem.;-)
Towarzysze z PRESSJi raczyli odnotować niniejszy tekst na swojej stronie. Jak się okazuje, samych siebie mają za sushi-konserwatystów. O czasy, o obyczaje!
Więcej tutaj.
Z dedykacją dla Pana Profesora i jego wiernych (i niewiernych) uczniów i studentów.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura