doku doku
102
BLOG

Inflacja - kilka koniecznych uściśleń

doku doku Inflacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Za dużo mamy ględzenia o inflacji bez zrozumienia. Ostatnio przeczytałem np. że trzeba było wcześniej podnieść stopy procentowe. Znów ten sam błąd mądrali., którzy nie rozumieją, że nie można poruszać się wstecz w czasie. Nie rozumieją oni, że nie wolno oceniać decyzji na podstawie obserwacji przyszłości. Prawidłowość decyzji można oceniać tylko na podstawie danych dostępnych w trakcie podejmowania decyzji. 

Nie będę jednak dłużej pastwić się nad "ekspertami", którzy nie rozumieją zjawiska inflacji i potrafią tylko żonglować liczbami. Przejdę od razu do konstruktywnej treści - obowiązek napisania wstępu spełniłem. Oto więc, co trzeba rozumieć (poza tym, co już napisałem w poprzednich notkach):

1. Jakie są nieuchronne skutki niskich stóp procentowych? Niskie stopy procentowe oznaczają niskie wypłaty odsetek dla klientów oszczędzających w bankach oraz tanie kredyty (niskie odsetki o pożyczek). Co robią ludzie, kiedy z roku na rok obniżają się lub pozostają bez zmian niskie stopy procentowe? Ludzie wycofują oszczędności, bo nie opłaca się trzymać pieniędzy w banku oraz zaczynają brać kredyty konsumpcyjne, bo zawsze lepiej kupić coś pożytecznego i mieć to, niż nie mieć tego i marzyć. Skutek niskich stóp procentowych jest więc oczywisty - wzrasta popyt na towary, a więc ceny zaczynają rosnąć.

2. Dlaczego bankierzy nie lubią wysokich stóp procentowych? Bo wtedy mało zarabiają - ludzie oszczędzają i nie biorą pożyczek - zniechęcają ich do tego wysokie odsetki. Bankierzy najbardziej lubią niskie odsetki od oszczędności i wysokie odsetki od kredytów. Optymalny scenariusz dla nieuczciwych bankierów, to obniżyć stopy procentowe, aby ludzie wzięli pożyczki, a potem podnieść stopy procentowe, żeby ludzie zaczęli płacić wyższe odsetki od tych pożyczek. Ludzie muszą wtedy szukać lepiej płatnej pracy lub wywierać presję na pracodawców, aby podnosili płace. Skutek wysokich stóp procentowych jest taki, że rosną płace.

3. Przypomnę teraz zwięźle to, co wyłożyłem szczegółowo w poprzednich notkach: Inflacja jest zjawiskiem naturalnym, więc zawsze jest obecna. Jedynym trwałym sposobem na to, aby ceny i płace nie rosły, jest wprowadzenie automatycznego mechanizmu obniżającego codziennie ceny towarów w sklepach w tempie, w jakim się one starzeją i psują. W takiej utopii inflacja jest niewidoczna dla ludzi nierozumiejących, czym jest inflacja - ceny nie rosną, płace nie rosną, więc im się zdaje, że inflacji nie ma. To podstawowy błąd. Jeżeli jednak ceny na starzejące się towary nie spadają, wtedy inflacja kumuluje się w postaci coraz większych zapasów niesprzedanych towarów i długów sprzedawców, którzy nie sprzedali tych towarów. Taka skumulowana inflacja musi w końcu wybuchnąć na rynku gwałtownym wzrostem cen.

4. Ponieważ opisana wyżej utopia na razie nie ma szans na implementację, to możemy uznać za prawdziwe twierdzenie, że jeżeli mamy niewidoczną inflację (czyli taką bez wzrostu cen i płac), to znaczy, że polityka władz jest oszukańcza - władze kłamią, że nie ma inflacji i po kryjomu kradną pieniądze (podnosząc płace dla biurokracji) i publikują fałszywe raporty o tym, że ceny nie rosną, a kiedy ludzie pokazują, że ceny rosną, bo takie są fakty, to władza twierdzi, że tylko niektóre rosną, podczas gdy inne spadają - i to się wyrównuje. Złodziejska biurokracja nie przyznaje się do wzrostu zarobków - ukrywają go pod postacią różnych nagród lub dodatkowych dochodów z udziału w projektach albo w postaci rotacji zatrudnienia na lepiej płatne stołki... albo po prostu GUS preparuje fałszywe raporty.

5. Kiedy wreszcie inflacja wybucha na rynku, wtedy widać dokładnie, kto został okradziony przez biurokrację. Ofiarami są pracownicy sfery budżetowej, których naturalnie nie obejmuje wybuch inflacyjny - ich płac nie kształtuje rynek. Płace sfery budżetowej są regulowane przez tę właśnie biurokrację, która kradła kłamiąc, że nie ma inflacji. Im większa jest sfera budżetowa, tym więcej frajerów można oskubać w ramach wybuchu inflacyjnego. Pielęgniarki, nauczyciele, policjanci... i zwyczajni pracownicy, pomocniczy czy techniczni - oto są oskubane przez cwaniaków ofiary inflacji.  Rząd, który nie chce indeksować płac w sferze budżetowej, to rząd złodziei, który mówi: "tak, kradliśmy i zyskaliśmy, więc ktoś musi stracić, żeby bilans się wyrównał".

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka