doku doku
78
BLOG

Łagodzenie kompromisów - polska polityka unijna

doku doku Polityka Obserwuj notkę 6

Tytułem wstępu małe przypomnienie: Jak wiadomo, "kompromis" to coś, co z natury jest surowe i bezwzględne. Dlatego nasz łagodny rząd wymyślił ideę łagodzenia kompromisów. Idea ta służy do renegocjowania z unijną biurokracją kompromisów już zawartych. Chodzi o to, żeby złagodzić skrajne stanowisko wynegocjowane przez obie strony. Dla zobrazowania łagodności naszego rządu zacytuję słowa premiera:

"kompromis 700 metrów nie jest zły, ale jeżeli dałoby się go jeszcze dodatkowo złagodzić, np. poprzez mechanizm polegający na tym, że między 500 a 700 metrów możliwe byłoby fakultatywne referendum...".

Skoro już wstęp mam odfajkowany, przejdę do poważnej oceny merytorycznej idei łagodzenia kompromisów. Jaki sens ma renegocjowanie wynegocjowanych kompromisów? Co rząd zyskuje, kiedy zamiast zrobić to, co obiecał, nagle odmawia wywiązania się z obietnicy i proponuje nowe negocjacje w sprawie złagodzenia kompromisu?

Najprostsza odpowiedź jest taka, że strona, która proponuje "złagodzenie kompromisu" po prostu przyznaje się do głupoty i nieuwagi, ale nie chce przyznać się do tego otwarcie: "jestem głupi i olewam swoje obowiązki, więc przeoczyłem kilka zapisów drobnym druczkiem, które są dla nas niekorzystne" - prawda, że trudno przyznać się do głupoty i lenistwa?

Ale czy to cała prawda? Czy nasz rząd składa się po prostu z samych leniwych głupców? To mało prawdopodobne. Musi być więc coś jeszcze. Oto moja hipoteza merytoryczna, czyli zakładająca, że rząd robi to celowo. Co to za cel?

Podejrzewam, że celem tym jest eskalowanie konfliktu z unijną biurokracją. PiS z premedytacją prowokuje unijnych. Najpierw rząd zawiera z UE jakieś umowy i kompromisy, a zaraz potem PiS każe rządowi odszczekać te uzgodnienia i uchwala nową ustawę, na złość unijnym, aby sprowokować ich do protestów. Jaki z tego zysk ma PiS? PiS w ten sposób powiększa i umacnia swój elektorat, a to jest szczególnie ważne teraz przed wyborami. Elektorat PiS wymusza na rządzie politykę niedotrzymywania umów i obietnic, gdyż elektorat PiS składa się z ludzi, którzy mają radochę z tego, że Polska stawia się Europie. Wyborca PiS uważa, że robienie unijnym na złość, to przejaw suwerenności i dumy naszego narodu. Narody, które zgodnie ze sobą współpracują, to zdaniem wyborców PiS są narody mięczaków, które nie są dumne ze swojej wyjątkowości i narodowych tradycji. "Unijne cioty zatraciły swoją narodowość. Niemcy nie są już Niemcami, Francuzi nie są Francuzami, Holendrzy nie są już Holendrami... oni wszyscy są nijaką masą Europejczyków. Tylko Polacy pozostali Polakami, dlatego chcemy, żeby nasz rząd stale pokazywał unijnym gest Kozakiewicza".

Oczywiście, będąc dyplomatą nasz premier nie może tak po prostu skierować łokcia w kierunku swojego krocza i w tej pozycji zamachać do unijnych pięścią imitującą wibrujący wzwód. Takie gesty pasowałyby do prostej Szydłowej lub Pawłowiczowej z SZSP. Nasz dystyngowany premier siłą woli dżentelmena prostuje i rozluźnia rękę wędrującą już do krocza i z wymuszonym uśmiechem, (żeby wszyscy widzieli, że wolałby pokazać unijnym nasz ulubiony narodowy gest, ale mu nie wypada) proponuje unijnym "złagodzenie kompromisu"... a unijni znów się wściekają... a elektorat PiS się jeszcze bardziej umacnia: "nie damy się zgnoić Unii, pokażemy jej".

Zastosowanie idei referendum fakultatywnego w odniesieniu do pierścienia ziemi o promieniach 500 m i 700 m (czyli o grubości 200 m), wymaga omówienia w osobnej notce, gdyż jest to zupełnie inny temat, w dodatku bardzo złożony, szczególnie wtedy, gdy pierścień znajduje się na terytorium dwóch powiatów.

PS. Mimo, że jestem wyznawcą X Muzy i fanem Matrixa, pozostaję Polakiem i nie poddaję się unijnym modom. Wolę pokazywać nasz tradycyjny polski gest, nazwany niedawno "gestem Kozakiewicza", niż pokazywać palec, jak jakaś zachodnia ciota. Każdy polski kierowca zresztą czuje, z kim ma do czynienia. Jeżeli pieszy pokaże kierowcy palec w międzynarodowym geście "cmoknij mnie", to kierowca się zatrzymuje, wyskakuje z samochodu i bluzgając goni taką ciotę, która widząc hamowanie, od razu ucieka. Ale kiedy pokażesz kierowcy nasz polski gest, to kierowca od razu dodaje gazu i ucieka w panice... albowiem nasz gest ma też drugie znaczenie - znaczenie nadawane temu gestowi przez zaciśniętą pięść. To nie jest ciotowata zachęta "cmoknij mnie". Ten gest mówi: "powąchaj, czym to pachnie", a na to nieme pytanie trzeba dać właściwą niemą odpowiedź: "ojej, to pachnie szpitalem".

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka