Naród niezdolny do patrzenia na świat własnymi oczami i w swej bezbrzeżnej naiwności zezwalający, by jego obraz kształtowały mu media rozgrywające najniższe instynkty i kompleksy w sposób tak mistrzowski, że miliony w gruncie rzeczy przyzwoitych ludzi zaczyna szczerze wierzyć, że choć może subiektywnie żyje im się coraz bezpieczniej i dostatniej, to obiektywnie jest dokładnie odwrotnie, zasługuje na sążnistego kopa w cztery litery od rzeczywistości. To wręcz naturalna kolej rzeczy.
Wiem, że mało to kogokolwiek teraz obchodzi i w ogóle niewiele już osób pamięta mnie z czasów pierwszego Salonu24. Pisałem wtedy sporo tekstów i nagle przestałem się tu udzielać. Bez konkretnych powodów. Prawdopodobnie zaczęło brakować mi czasu, a może po prostu zapału, by regularnie nie dawać zapomnieć o sobie czytelnikom.
Nieważne. Stało się i wspominam o tym teraz tylko dlatego, że biegając myślałem dziś o starych, dobrych czasach i dotarło do mnie, że gdyby było inaczej i nie zacząłbym powoli stąd znikać w okolicach roku 2017, zrobiłbym to i tak po wyborach 15 października 2023, a powodem odejścia nie byłby wcale ich wynik. Polacy mieli prawo chcieć powtórki z premiera Donalda Tuska. Naród niezdolny do patrzenia na świat własnymi oczami i w swej bezbrzeżnej naiwności zezwalający, by jego obraz kształtowały mu media rozgrywające najniższe instynkty i kompleksy w sposób tak mistrzowski, że miliony w gruncie rzeczy przyzwoitych ludzi zaczyna szczerze wierzyć, że choć może subiektywnie żyje im się coraz bezpieczniej i dostatniej, to obiektywnie jest dokładnie odwrotnie, zasługuje na sążnistego kopa w cztery litery od rzeczywistości. To wręcz naturalna kolej rzeczy. Jasne, uważam, że na ogrom burzy zasilanej wiatrem bezrefleksyjności i infantylnej przekory, która niedługo zacznie pustoszyć Polskę mimo wszystkich grzechów nie zasłużyliśmy, to jestem w stanie uznać, że tak po prostu musi być. Mamy demokrację.
Powód dla którego rzuciłbym to wszystko w cholerę zaraz po 15.X.2023 byłby inny.
Sprawiłaby to informacja, ż tylko 40% obywateli wzięło udział w referendum. Bo tak jak mogę zrozumieć, że jeden z drugim wierzy, że Donald Tusk jest gwarantem dobrobytu i bezpieczeństwa, Kosiniak-Kamysz zadba o rozwój polskiej prowincji, a Hołownia to ktoś więcej niż tylko konferansjer i oddaje na nich z przekonaniem swój głos, to nieskorzystanie z możliwości wypowiedzenia się przy tej okazji w referendum nie mieści mi się w głowie. Byłem przekonany, że co jak co, ale i tutaj z łatwością osiągnięta będzie pięćdziesięcioprocentowa frekwencja. Gdy więc okazało się, że jednak wcale nie, poczułem jak uchodzi ze mnie cała wiara w nasz naród. W jego instynkt, mądrość, legendę o umiłowaniu wolności, w jego prawo do samostanowienia.
Po raz pierwszy w moim dorosłym, politycznym życiu poczułem szczere obrzydzenie do P0lactwa.
Właśnie P0lactwa. Z zerem po literze P. Ja, pomstujący kiedyś na Ziemkiewicza, że zatytułował książkę "Polactwo", nagle nabrałem ochoty, by takim epitetem raczyć każdego, kto nie wziął tej nieszczęsnej karty referendalnej. Z brutalną siłą dotarło bowiem do mnie, że my po prostu dokładnie na to zasługujemy. Że jesteśmy zbieraniną mniej lub bardziej wyedukowanych głąbów, skoro można nam wmówić, że pytania o wyprzedaż majątku, wiek emerytalny, barierę na granicy i emigrację są polityczne. Mało, że polityczne... Stronnicze! Służące interesom znienawidzonego Prawa i Sprawiedliwości! Jacie, miliony P0laków naprawdę łyknęło to bez specjalnej popitki! To właśnie była ta słomka, która złamała mój wielbłądzi, czy raczej ośli grzbiet. To ta skala obłędu nie pozwala mi dłużej myśleć o moich rodakach z szacunkiem i nazywać ich inaczej niż P0lactwem; to właśnie świadomość tej skali wariactwa nie pozwoliłaby mi trwonić dłużej czasu na pisanie czegokolwiek w nawet tak niszowej formie jak blog w Salonie24. Dlatego po 10-tym października i tak stąd zniknąłbym. Czynię to niniejszym teraz, oficjalnie. Nara, P0lactwo. Am, am. Już macie namiastkę, a za chwilę dostaniecie pełną chochlę papu, o które prosiliście.
#P0lactwo
dzierzba