Kiedy byłem małym chłopcem mieszkałem w wysokim bloku z wielkiej płyty. Takim typowym, zupełnie nieśląskim familoku. Tysiące podobnych, szpecących krajobraz paskudztw Polska zawdzięcza pośrednio Le Corbusierowi, a bardziej wprost pewnemu gorolowi, który ma nawet rondo swojego imienia w centrum stolicy czerwonego Zagłębia - tak zwanym Altreichu czyli Sosnowcu.
W każdym razie mieszkałem w takim smutnym miejscu na tyle wysoko, że chcąc nie chcąc musiałem korzystać z dźwigu osobowego, czyli mówiąc po ludzku windy. Góra, dół, góra, dół. Codziennie, do znudzenia. Ten drugi kierunek wprawdzie rzadziej, bo dziecku o zdrowych nogach raczej nie chce się czekać, tym niemniej winda była w tym czasie stałym elementem mojego nieletniego życia, bo chociaż teoretycznie nie mogłem korzystać z niej bez opieki dorosłych, wszyscy mieli to w .upie. Zresztą to nie dzieci w windzie stanowiły kłopot. Zdecydowanie gorsi byli dewastatorzy z zapałkami oraz palacze.
Po tym przydługim wstępie właśnie o jednym takim typie chciałem dzisiaj napisać.
Mieszkał wysoko, chyba na siódmym piętrze, starszy człowiek z ratlerkiem i „Popularnym" w ustach. Każdy go znał, ale nikt nie mówił mu dzień dobry, bo nie miał zwyczaju odpowiadać. Wydawało się, że pali bez przerwy, a w każdym razie nie uważał za stosowne, by powstrzymać się od tego w windzie. Zawsze było wiadomo, że niedawno nią jechał z tego prostego powodu, że w tej małej klatce śmierdziało potem nie mniej niż w piwnicy kocim moczem. Taki folklor bloku, taki właśnie był pan Zdzichu.
Nie potrafię teraz stwierdzić, czy nikt nigdy nie zwrócił mu uwagi, pewnie próbowano niejednokrotnie. W każdym razie na pewno nie zrobił tego mój ojciec, który wtedy już od dawna nie palił papierosów i dym bardzo go drażnił.
Pewnego dnia jechałem z nim na dół, gdy dosiadł się do nas opisany z grubsza wcześniej Zdzisław. Z nieodłącznym petem oczywiście. Widziałem, że ojciec, człowiek kulturalny i miły, ma ochotę go trzasnąć, ale nawet nie mruknął. Dojechaliśmy na dół i tam dopiero zaklął brzydko dając upust swej złości.
Nie mogłem wtedy tego zrozumieć, bo przecież nie miał najmniejszego powodu, by bać się smrodzącego Zdzicha, a jednak nie zareagował. Zapytałem go wtedy wprost. Pamiętam doskonale odpowiedź wyczerpującą i jasną: „Widzisz synku, na tym polega właśnie tolerancja, że dla świętego spokoju znosi się również i *!#^&*!takiego typa".
Przypomniałem sobie o tym wydarzeniu dzisiaj, gdy słuchałem w radiowej Trójce dyskusji o tolerancji dla mniejszości seksualnych. Pomyślałem sobie, że wiem już dlaczego geje domagają się tej właśnie formy uznania, a nie wolą zwyczajnej i zupełnie neutralnej obojętności. Muszą chyba doskonale rozumieć, że ludzie czują do nich niechęć, bo w przeciwnym wypadku nie mówiliby akurat o tym uczuciu.
Czy nie jest zatem z nimi podobnie, jak z tym zasmradzającym windę prostakiem, bo przecież warunkiem koniecznym wystąpienia tolerancji jest niechęć?
Po prostu Zdzicha można było tolerować albo opi...erdolić, ewidnetnie drażnił wszystkich. Nie było raczej innej opcji. Trochę inaczej jest w przypadku wspomnianych wcześniej homoseksualistów. Mogą przecież być nam obojętni.
Ale chyba nie chcą.
W takim razie, skoro tolerancja nierozerwalnie związana jest ze zgodą na coś przykrego, a przecież głośno domagają się jej sami homoseksualiści, może faktycznie wolą być traktowani jak wtryniające się windę naszego życia szkodniki?
Więc może zróbmy im na złość i i zamiast tolerować zignorujmy tak po ludzku i zwyczajnie. Pokrzyżujmy te homoseksualno-martyrologiczne szyki! :-)
"Dzierzba mimo bliskiego pokrewieństwa z wróblami, sikorami czy kanarkami, zachowuje się jak ptak drapieżny. Aktywnie poluje na duże bezkręgowce (głównie owady) oraz drobne płazy, gady, ssaki, a nawet inne gatunki ptaków. Po złapaniu zdobyczy często nie zjada jej od razu, lecz zawiesza na kolczastych krzewach, drutach lub wkład między rozwidlenia gałęzi drzew."
Tak powstają tzw. spiżarnie dzierzb.
ADRES E-MAIL
- Czy już Ci pisałem, że to oto miejsce jest symbolem mojej niezależności i wiary w wolność jednostki?
- Jakieś pięćdziesiąt razy... /Veszett a világ/
motto: Mówisz, że chcesz zostać pisarzem, to po prostu zwykły egoizm; chcesz wyróżnić się spośród marionetek i zostać ich animatorem. W istocie nie ma różnicy między tym, co chcesz robić, a malowaniem się kobiet... /Abe Kobo. Kobieta z wydm./
motto2: W każdej epoce, w każdym kraju zawsze istniały dwa stronnictwa: reakcji i postępu./Maurice Druon. Król z Żelaza/
Ludzie najczęściej stają się biegaczami, ponieważ tak ma być./O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu. Haruki Murakami/
spiritus flat ubi vult
Zapraszam do zwiedzania mojej spiżarni
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka