eri eri
230
BLOG

Nasz KK. Gdzie przyczyna? W liberalizmie czy w tchórzostwie? Wiara na pokaz?

eri eri Społeczeństwo Obserwuj notkę 27


„Na ciekawą rzecz zwrócił niedawno uwagę Eric Sammons. Redaktor naczelny magazynu „Crisis” brał udział w listopadowym referendum aborcyjnym w stanie Ohio, które przyniosło klęskę zwolennikom obrony życia.

Sammons podczas kampanii obserwował postawę tamtejszych biskupów katolickich, którzy jednoznacznie opowiedzieli się przeciw wprowadzeniu prawa legalizującego aborcję aż do dziewiątego miesiąca ciąży. Widział ich niezłomną determinację w obronie życia nienarodzonych. A jednak doszedł do wniosku, że hierarchowie nie zachowali się tak jak powinni. Dlaczego? Nie dlatego, że wykonali złą robotę, ale dlatego, że nie wykonali swojej pracy.

Co miał na myśli Sammons? Jak sam wyjaśnił: biskupi stanęli po właściwej stronie, ale skoncentrowali się na politycznym, społecznym, prawnym, medycznym czy demograficznym wymiarze problemu. W tych właśnie kategoriach wskazywali na szkodliwe konsekwencje przyjęcia dzieciobójczej poprawki do stanowej konstytucji. Wszystko, co mówili, było jak najbardziej słuszne, ale dokładnie to samo mówili świeccy działacze ruchów pro life. Hierarchowie pominęli natomiast zupełnie duchowy aspekt całej sprawy.

Groźba dla życia wiecznego

Misja Kościoła ma charakter nadprzyrodzony. Jego podstawowym zadaniem jest prowadzenie ludzi do zbawienia i życia wiecznego. Odwrotną stroną tego medalu jest dążenie, by nikt nie został na wieczność potępiony. W tym kontekście na biskupów spada szczególny obowiązek, nałożony na nich – jak naucza Kościół – przez samego Chrystusa. Mają troszczyć się o to, by żaden z powierzonych im wiernych nie zatracił na wieki swej duszy. To ich główna powinność. Po to zostali biskupami.

Jakie wnioski wysuwa z tego Sammons? Po pierwsze, biskupi powinni ostrzegać wszystkich, zwłaszcza ojców i matki, którzy noszą się z zamiarem zabicia swych dzieci, że narażają się na grzech śmiertelny, a w związku z tym wystawiają swoje dusze na ryzyko wiecznego potępienia. Po drugie, podobne ostrzeżenia powinni kierować pod adresem wszystkich obywateli, którzy zamierzają głosować za legalizacją aborcji, a więc za ustanowieniem prawa zezwalającego zabijać dzieci w wieku prenatalnym (w Ohio nawet do dziewiątego miesiąca ciąży). W tym przypadku udział w referendum ma wymiar duchowy, zaś głos na „tak” oznacza popełnienie grzechu śmiertelnego, dla którego nie ma żadnych okoliczności łagodzących, mogących uzasadniać przyłożenie ręki do tak haniebnego procederu. Po trzecie, hierarchowie powinni przypomnieć katolikom, którzy opowiedzieli się w referendum za legalizacją aborcji, że nie mają prawa przystępować do Eucharystii, dopóki nie wyspowiadają się z tego grzechu i nie będą za niego szczerze żałować.

Czego się bać?

Oczywiście Sammons zdaje sobie sprawę, że tego rodzaju postawa najprawdopodobniej spowodowałaby medialny atak na hierarchów, którzy zostaliby publicznie wyszydzeni lub oskarżeni o fanatyzm i nietolerancję. Można jednak zadać pytanie: jak świadczy o biskupie strach przed tego rodzaju szykanami w porównaniu z postawą wielu duszpasterzy, którzy w jeszcze niedawnej przeszłości nie cofali się w obliczu takich niebezpieczeństw, jak więzienie, tortury lub śmierć?

A sprawa jest przecież bardzo poważna – chodzi o zbawienie lub wieczne potępienie wielu ludzi, którzy popełniają grzech śmiertelny (i którym nikt nigdy być może nie powiedział, jakie mogą być duchowne konsekwencje ich czynów – a kto powinien im to oznajmić w imieniu Kościoła, jeśli nie biskup, którego zadaniem jest prowadzenie ludzi do zbawienia?). Dawniej duszpasterze, stając w obliczu realnej groźby zatracenia duszy przez swych wiernych, potrafili nieustannie nawoływać, wzywając ich do opamiętania i przestrzegając przed najgorszym, co może spotkać człowieka. Dziś takich ostrzeżeń nie słychać.

Zbawienie jako prawo człowieka

Powyższe uwagi redaktora magazynu „Crisis” dotyczą nie tylko Kościoła w Stanach Zjednoczonych – można je rozciągnąć także na inne kraje cywilizacji zachodniej. Rodzi się w związku z tym pytanie, dlaczego biskupi abdykują z roli duchowych (właśnie: duchowych) przywódców przy tego rodzaju konfrontacjach. Dlaczego nie ostrzegają przed duchowymi konsekwencjami czynów?
Wydaje się, że jedną z odpowiedzi na to pytanie jest coraz powszechniejsza niewiara w możliwość wiecznego potępienia, która w umysłach wielu katolików kłóci się z obrazem Boga Miłosiernego. Zbawienie stało się dziś niemal prawem człowieka, które należy się każdemu bez względu na wyznawane poglądy i popełnione czyny. Jeżeli zaś nie ma piekła (lub jest ono puste), nie ma też grzechu śmiertelnego. Wszelkie czyny tracą swą moralną wagę. Żaden nie wymaga ostrzeżenia przed najgorszymi możliwymi konsekwencjami dla życia wiecznego. Dotyczy to zresztą nie tylko przykładania ręki do aborcji, lecz wszystkich właściwie wszystkich czynów, które – jak niegdyś mówiono – wołają o pomstę do nieba.
Nie tak nauczał jednak Kościół przez dwa tysiące lat. Czy coś się wobec tego w jego nauce zmieniło?”

Tekst Grzegorza Górnego (ze skrótami).
https://wpolityce.pl/kosciol/679993-czy-biskupi-w-sprawach-aborcji-zachowuja-sie-jak-trzeba

A oto mój tekst (z niewielkimi zmianami), jaki opublikowałem na Salonie24 jesienią 2022r.

„Ideologia liberalizmu, w swej pokracznej postaci, na dobre zadomowiła się w naszym społeczeństwie. Skutkiem tego wiara Polaków, z której słynęli spsiała i przypomina nisko latającego ptaka. Czasy, kiedy ów wzbijał się ponad obłoki, minęły chyba bezpowrotnie.

Donald Tusk, doskonale rozumiejąc stan kondycji moralnej Polaków, deklarujących przecież w większości, swą wiarę w Boga, zdecydował się ostatnio odkryć karty. Ogłosił mianowicie publicznie, iż natychmiast po wygranych wyborach i objęciu władzy przez Platformę Obywatelską, wprowadzi w życie dopuszczalność aborcji na życzenie, do 12 tygodnia ciąży. Co więcej, zagroził iż z list wyborczych Platformy Obywatelskiej, zostaną zawczasu, usunięci ci wszyscy, którzy nie poprą tej obietnicy. Zapowiedział również modyfikację prawa w kierunku dopuszczalności małżeństw homoseksualnych. Tak przygotowaną dla Polaków perspektywę moralną, uzupełnia lansowanie od dawna seksualizacji dzieci w szkołach.

Szatan, to książę kłamstwa. To przewrotność. To chaos. Obiecanki szczęścia, bez pokrycia, bo Szatan nie może dać prawdziwego szczęścia mimo, iż zdolny jest czynić cuda, np. uzdrawiać. Jednak cena jaką musi wtedy zapłacić człowiek przyjmujący jego "dar", jest przerażająco wysoka.

W tę całą diabelską rzeczywistość, doskonale wpisuje się ostatnie publiczne wyznanie  Donalda Tuska, iż wierzy on w Boga i jest katolikiem. Ilu Polaków słabej wiary zwiódł tym zuchwałym oświadczeniem? Sytuacja jest naprawdę niebezpieczna.
Na szczęście nie jesteśmy pozostawieni sami sobie. Mamy Kościół!

Chrystus założył swój Kościół aby prowadził swe owieczki ku Zbawieniu. To powinność naszych pasterzy, z której będą rozliczeni.

Przytoczone powyżej zuchwałe i przewrotne wypowiedzi Donalda Tuska, wprowadzające w sercach i umysłach Polaków zamęt,, muszą spotkać się ze zdecydowaną reakcją pasterzy Kościoła. Wierni muszą usłyszeć pouczenie (nakazane przez biskupów), że popieranie partii głoszących program godzący w tak żywotne wartości moralności katolickiej jest grzechem śmiertelnym. Grzechem, który musi być wyznany na spowiedzi św. A, aby spowiedź św. była ważna, penitent musi w swym sercu wyrzec się grzechu i dokonać zerwania przywiązania do niego (tutaj wycofać poparcie dla takich partii). Jeśli te warunki spowiedzi nie zostaną spełnione, to przyjmujący następnie komunię św., dopuszcza się kolejnego grzechu śmiertelnego - świętokradztwa.

Są to wszystko sprawy o kapitalnym znaczeniu dla naszego zbawienia. Czas na zdecydowaną reakcję Episkopatu i wszystkich duchownych. Jeden biskup Jędraszewski, to zdecydowanie za mało!”

Czy to możliwe, bym ja, mały żuczek, dostrzegał te sprawy, a nie dostrzegali ich nasi, po studiach teologicznych , biskupi? Gdzie przyczyna: w liberalizmie (jak twierdzi Eric Sammons), czy w tchórzostwie?

Czy przypadkiem nie jest tak, że po transformacji, nasi biskupi się wycofali? Ze strachu przed utratą dużej liczby wiernych, ale tak na prawdę "wiernych", zrezygnowali z niezłomności w głoszeniu Prawd Wiary? Czy nie jest tak, że z tchórzostwa poszli na ilość, kosztem jakości? Nie ważne, JAK wiernych Chrystusowi, byleby było ich dużo w kościołach! Wiara na pokaz?



eri
O mnie eri

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo