"Nic nie będzie..." - powiedział swego czasu pan Kononowicz: co starsi pamiętają, kim on był i w jakich okolicznościach tę przepowiednię wygłosił. Przytaczam rzecz z pamięci, więc nie jestem pewien - może brzmiało to: "Niczego nie będzie"? Nie idzie tu zresztą o prawidłowość użytej polszczyzny, a o proroczy charakter tej wypowiedzi. Śmiano się z tego, że hej! - i ja, grzeszny, też się teraz biję w piersi, bo kiedyś tak właśnie sobie poczynałem nie wyczuwając profetycznego brzmienia tych słów; postać je wygłaszająca nie skłaniała do dawania im wiary, ale cóż - spiritus flat, ubi vult.
Istnieje wiele przysłów zalecających przezorność i ganiących pochopność, a wśród nich - takie: ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Sprawy tak się teraz obróciły, że Kononowicz miałby prawo rechotać całą gębą - a my, niegdysiejsi prześmiewcy winniśmy te swoje śmiszki i chichy odszczekiwać wlazłszy pod ławę. Po prawdzie, na nasze usprawiedliwienie moglibyśmy przywoływać to, że sporo spraw i rzeczy w kraju wyglądało do niedawna nieźle albo i imponująco, ale nie zmienia to faktu, że raptem owo "nic" pojawiło się na horyzoncie - i to oglądanym nie ze szczytu wysokiej góry, ale z pozycji człowieka usytuowanego, jak to w Polsce, na równinie. A więc - na horyzoncie bardzo nieodległym.
No, bo tak: Centralnego Portu Komunikacyjnego nie zobaczymy - bo i po co, skoro - wiadomo, Berlin, a z Sopotu... - nie warto dalej cytować; Odry nie uregulujemy, gdyż i tak dość już zatruliśmy ją Hg i teraz wiadoma Pani Marszałek niemało się natrudzi, żeby żadna ryba tam nie zdechła; z elektrownią atomową możemy się czule pożegnać, jako że premier zapowiedział audyt w jej sprawie - a przecie nie po to będzie on przeprowadzony, aby potwierdził słuszność pisowskich pomysłów; terminal kontenerowy - bye, bye! - a to dlatego, że nie można drażnić sąsiadów. Dałoby się długo tak wyliczać, ale wystarczy powiedzieć, że z czołgami, samolotami i dużą armią - też pewnie będzie szlus; słusznie zresztą, bo czego mielibyśmy przy pomocy tych czołgów czy innych armat ewentualnie bronić, skoro "niczego nie będzie"? Tak, tak - nic (znowu to fatalne słówko!), tylko zacytować niejakiego Puryszkiewicza, który po przejęciu władzy przez bolszewików napisał: "odno możno lisz skazat' - dożdalis', j.....a mat' ". Tak to bywa, gdy ludzie nie obejrzą się w porę, dokąd sprawy zmierzają. U nas zaczęło się niewinnie: wybory, demokracja i przejęcie władzy, jak to się w rzeczonym systemie zdarza - wszystko ok. Kto mógł przewidzieć to, co potem nastąpiło i dzieje się nadal? Byli tacy, byli - ale pewnie niewielu. Zresztą - w czym niby miało to przewidywanie pomóc? Zadecydowała większość, a to, co ona myśli i czyni - uznaje się z a normę. Tak jest pewnie prawidłowo, ale taki, na przykład, Michał Choromański - mówił o tym ciekawie: "O normie stanowi nie jakość, a ilość. Głupcy, półinteligenty, matoły, imbecyle nawet - to normalność. Bo jest tego bez liku". Wyartykułowane mocno - bez dwóch zdań. Jestem przeciwnikiem szybkiego wyciągania wniosków i formułowania opinii, natomiast należyty namysł nad zestawieniem słów znakomitego pisarza z tym, co mamy przed oczyma - uważam za pożyteczny.
Inne tematy w dziale Polityka