Eurybiades Eurybiades
415
BLOG

Jak to jest z demokracją - i jak to kuma Prezydent

Eurybiades Eurybiades Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

     Połowę września udało się, jak zwykle spędzić na Peloponezie;  słońce, ciepła woda, czerwone winko z beczki, ośmiornica duszona z małymi cebulkami - wiadomo, to jest to, co tygrysy lubią najbardziej.  Przynajmniej - niektóre.  Do tego różne, rozmaicie zaawansowane technicznie układanki z kamienia - od początku neolitu zaczynając, na klasyce kończąc - a po drodze to, co najlepsze:  późny brąz.  Zdarzało się też pogadać z ludźmi:  mechanik w serwisie Toyoty dowiedziawszy się, żem z Polski - podniósł kciuk i powiedział: - fine country!   A mieszkająca po sąsiedzku Holenderka ubolewała, że ona to musi żyć w kraju, w którym normalnemu człowiekowi sprawia to pewną trudność i deklarowała, że nie cierpi  "all that Europe".  Wygląda na to, że trafiałem na całkiem sensownych ludzi.

   Najciekawsze, co z mojej dwutygodniowej laby wyniosłem - to przekonanie, że jednak istnieje coś takiego, jak duch miejsca.  Gdyby nie on, to  czemu bym tyle czasu spędził na przemyśliwaniu o demokracji?  Jasne - z domu wyjeżdżałem z głową nabitą tym pojęciem;  jedni biadolą, że się demokrację niszczy - inni zapewniają, że odwrotnie - ona jest w jak najlepszej kondycji.  Wydawałoby się, że rozciągnąwszy kości pod drzewkiem cytrynowym powinienem był o tym zapomnieć, ale genius loci najwyraźniej  zadziałał.  Myśli były rozmaite, a główna, scalająca wszystkie  - ta, że cała ta przepychanka o demokrację jest tyleż dla władzy bezpieczna, ile dla totalnych nieskuteczna - i to z tych samych powodów.  Dla skuteczności sporu dobrze byłoby jego przedmiot jasno zdefiniować - a tu, jak na złość niemal każdy pod pojęcie  "demokracja" podkłada coś innego i trudno jej zasady zebrać w kanon stanowiący jednolitą i niepodważalną dla wszystkich świętość.  Ba, trafiają się tacy, co podważają jej sens i woleliby w to miejsce coś innego;  nawet przywoływana chętnie wypowiedź Churchilla, że demokracja doskonała nie jest, ale nie wymyślono systemu lepszego - bywa tłumaczona tak, że lepszego to może i nie - ale jakiś równie dobry, to by się od biedy dało.  A dawno już temu taki Pauzaniasz  wręcz wyrąbał, że to ustrój najgorszy, który nie sprawdził się nigdzie - no, może częściowo w Atenach;  to, według Pauzaniasza dlatego, że oni byli stosunkowo lepiej wykształceni.  A gdzie indziej bywało rozmaicie: demos pewnej polis potrafił w wolnych wyborach wybrać tyrana, bo wszystkim dojadły walki stronnictw;  to jeszcze była demokracja (wolny wybór),  czy już nie?  Periander, tyran Koryntu został zaliczony do grona tzw. Siedmiu Mędrców - obok m.in. Talesa i Solona;  tak, tak - nie zawsze demokrację ceniono najwyżej.  Nie zmierzam, rzecz jasna, do dowodzenia, że demokracja jest do niczego - lecz do stwierdzenia, iż nawoływanie do jej obrony nie musi być równie nośne w odniesieniu do wszystkich - nawet, gdyby je traktować serio.  A gdyby wypadało rozstrzygać, czy traktować serio - to dość spojrzeć, kto nawołuje. 

   Czy mamy demokrację, czy jej brakuje - da się rozstrzygnąć przy pomocy czegoś w rodzaju dowodu nie wprost:  w wyniku swoich rządów demos chce przecież osiągnąć cele akceptowane przez wszystkich  - równość wobec prawa, bezpieczeństwo, sprawiedliwość, wolność w zakresie nie przeszkadzającym współobywatelom oraz to, żeby było co do garnka włożyć;  to uproszczenie, bo oprócz tego cała masa spraw będących pochodnymi tych celów podstawowych.  Jeśli życie pokazuje, że te cele są osiągane lub przynajmniej widać je na horyzoncie - czy to nie dowód na istnienie rządów demosu?  Poprzednia władza także te cele starała się realizować - z tym jednakowoż zastrzeżeniem, że zasięg tej realizacji miał granice ściśle zarysowane:  wolni, zasobni itd. mieli być nieliczni, czyli - z grecka nazywając - oligoi;  pachnie to znajomo, ale z pewnością nie demokracją.  Jeśli więc ze strony tych właśnie oligoi słychać głosy w obronie władzy demosu, nie jest trudno puszczać je mimo uszu.

   A wracając do kwestii, jak rozmaicie bywa rozumiana demokracja - to obecnie szczególnie istotne wydaje się to być w odniesieniu do Prezydenta;  on powiada na przykład, że wybór sędziów do KRS winien się opierać na porozumieniu ponadpartyjnym.  To jak to jest?  - wypadałoby zapytać:  demos już raz zdecydował, kto ma kierować państwem - a teraz każda poszczególna sprawa miałaby być rozstrzygana tak, jakby nic nie zostało postanowione, lecz każdorazowo z dopuszczeniem przegranych?  Oni wprawdzie nadal mają prawa, ale ograniczone już tylko do możności udziału głosowaniach;  także - do proponowania pomysłów i przekonywania do nich;  według mnie - niech by tak zostało.

I jeszcze to, co się dzieje wokół ustaw sądowych:  w porządku - prawo veta jest dla Prezydenta zapisane w Konstytucji.  Czy użył go z sensem - to inna sprawa, ale doszło teraz do tego, że PiS pokazuje Prezydentowi swoje propozycje poprawek i pyta, czy tak może być.  Wygląda na to, że Prezes, jako bardziej doświadczony i rozsądny polityk ustąpił dla dobra sprawy - bo trudno dyskutować z argumentacją typu: - takie jest moje przekonanie i takie są moje prerogatywy.  Ale gdyby taka praktyka miała się utrwalić - nie byłoby dobrze;  nigdzie nie zapisano obowiązku uzgadniania z Prezydentem każdego pomysłu przed jego ogłoszeniem, a wychodzi na to, że on to poniekąd wymusił.  Kiedy w Mytilene na Lesbos demos wybrał sobie Pittakosa na tyrana, to on sobie mógł potem rządzić po uważaniu;  my się tak z Andrzejem Dudą nie umawialiśmy.  Nawiasem mówiąc, gdyby teraz PiS przeprowadziło przez Sejm projekty prezydenckie ze swoimi poprawkami  bez pytania Prezydenta o zdanie - to nie jestem pewien, czy on by zaryzykował powtórne veto.  Wysokie zaufanie - to fakt, ale wynik w wyborach - to sprawa całkiem inna:  B.K. w swoim czasie miał poparcie nie gorsze i wcale zakonnicy nie przejechał, a mimo to wyszło, jak wyszło.

   Żeby nie było zbyt poważnie:  wylegując się pod cytrynowym drzewkiem przeczytałem tekst Łysiaka Juniora, w którym on dzieli się spostrzeżeniem, że w totalnej opozycji nader częste są nazwiska na  "B":  Budka, Boni, Balcerowicz, Bolek ...  Ja też dokonałem odkrycia - takiego mianowicie, że niewiele dobrego umiałbym powiedzieć o ludziach z nazwiskami wywodzącymi się z dni tygodnia.  Dlaczego tak jest - nie mam pojęcia, ale proszę tylko spojrzeć: Poniedziałek, Środa, Piątek ...

Eurybiades
O mnie Eurybiades

Konserwatysta

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka