Na wszelki wypadek podaję to do wiadomości w związku z pogłoskami o powoływaniu speczespołów prokuratorskich przeznaczonych do walki z mową nienawiści motywowaną uprzedzeniami. A przy tym - chciałbym, aby mnie ktoś upewnił, czy dobrze rzecz rozumiem; nawykłszy do swobodnego posługiwania się mową wolałbym być niebezpodstawnie przekonanym, że nie grozi mi spotkanie z funkcjonariuszem któregoś z wyżej wspomnianych zespołów. Dotąd nie przytrafiło mi się nic podobnego ani razu i na stare lata nie zamierzam poszukiwać podobnie silnych wrażeń.
Co do mego rozumienia sprawy - to wygląda ono tak: tylko ja sam - z wykluczeniem kogokolwiek postronnego - mogę stwierdzić, czy żywię wobec kogoś nienawiść; kto, będąc stojącym na boku obserwatorem miałby być uprawniony do stawiania w tej kwestii diagnozy? Powie ktoś, że to da się wywnioskować z tego, co mówię czy piszę. Nic bardziej błędnego - można przecież przejechać się po kimś jak najostrzej nie żywiąc do niego żadnych negatywnych uczuć, a co dopiero - czegoś tak silnego, jak nienawiść; może do tego skłonić najzwyklejsza potrzeba wytknięcia czyjejś głupoty, podłości lub braku kompetencji. Rzecz nie jest prosta - może więc będzie tak, że podejrzanego o nienawiść przepyta jakiś mędrzec i następnie, zajrzawszy mu przy pomocy szkiełka w oko stwierdzi brak tego uczucia lub jego występowanie; niezupełnie tak było u poety, ale cóż... Taka diagnoza nie powinna jednak rozstrzygać o wszystkim. Nienawiść można przecież zaliczyć do uczuć wyższych; w czasie wojny, żywiona do wroga, bywa paliwem czynów bohaterskich - a i w czasie pokoju trudno mieć za złe objawianie jej wobec działających wbrew dobru Ojczyzny. Trudno też nie zauważyć, że w wielu przypadkach może ona być nietrafnie dostrzegana tam, gdzie pojawia się najzwyklejsze obrzydzenie wobec osobników złych, głupich i podłych.
Tyle o nienawiści; co do uprzedzenia - to rzecz widzę następująco: ono przydarza się tam, gdzie opinię o rzeczach lub osobach człowiek wyrabia sobie bez należytej znajomości przedmiotu; nie wie niczego konkretnego, ale coś z niesprawdzonego źródła zasłyszał lub jednym okiem dostrzegł. Swego czasu znani politycy byli zgodni co do opinii o Donaldzie Tusku; że niby - rudy, a więc mściwy. Niezależnie od tego, że ta konkluzja może być słuszna - należy zgodzić się, że pochodziła z uprzedzenia; tak też się czasami zdarza. A ja do tego, co o tym polityku sądzę dochodziłem nie pochopnie, lecz stopniowo; z początku - przychylność, bo przecież opozycjonista i zarabiał na życie łażąc po kominach. Ale potem zaczęły się schody - i one prowadziły nie tak, jak u Choromańskiego, lecz wyłącznie w dół: liczenie głosów pamiętnej nocy, zachowanie w 2005, a kilka lat później - molo, żółwiki w Smoleńsku i wszystko, co za tym poszło. Wystarczyło to do zbudowania opinii jak najgorszej bez choćby odrobiny uprzedzenia.
Biorąc to wszystko na zdrowy rozum możnaby dojść do wniosku, że gdybym powziął niecny zamiar ostrego zrugania DT za jego rozmaite dokonania - to, o ile posłużyłbym się niepodważalnymi konkretami i unikał wulgaryzmów czy obelg, włos by mi z głowy nie powinien spaść; no, bo jak wykazać to, że kierowała mną nienawiść biorąca się w dodatku z uprzedzenia? Ale jeśli tak na rzecz patrzeć - to po co ten cały trud z przygotowywaniem rozporządzenia i powoływaniem zespołów prokuratorskich? Odpowiedź na to raczej naiwne pytanie wydaje się oczywista i kryje się w dość powszechnym przekonaniu, że przepis - przepisem, a związana z nim praktyka rządzi się swoimi prawami. Nie jestem uprzedzony do ogółu polityków - podobnie, jak i do prawników; nawet - z lekka spasionych i z niechlujnym zarostem. Moje obawy co do tej wspomnianej praktyki biorą się wyłącznie z obserwacji dotychczasowych dokonań oraz uzdolnień, jakie niektórzy z nich prezentują.
Inne tematy w dziale Polityka