Materią polityczną na której opiera się władza są społeczności z których składa się naród. W czasach przeszłych ambitni politycy dążąc do władzy gromadzili wokół siebie – z pośród którejś z owych społeczności – zwolenników /bojowców/ i po ich uzbrojeniu szli na czele owego zbrojnego zastępu po władzę z szablą w ręce.
W technice zdobywania władzy zmienił się tylko oręż, zaś strategia pozostała stara. Tak jak kiedyś tak i dzisiaj dążący do władzy politycy gromadzą wokół siebie zwolenników jakiejś narodowej społeczności i „uzbroiwszy” ich obietnicami przywilejów po zdobyciu władzy liczą na swoje zwycięstwo przy urnach wyborczych.
I nie mylą się. Ta bezkrwawa walka wyborcza zawsze przynosi zwycięstwo tym, którzy obiecywali więcej.
Zachodzi pytanie o obywatelsko-polityczną świadomość wyborców ulegających owym ułudnym obietnicom wyborczym.
Fenomen ten stara się przybliżyć czytelnikom TP (Nr 51/52) Andrzej Stankiewicz w eseju pt. „W jaskimi z Tuskiem i Kaczyńskim”.
Autor jest bezkompromisowy w komentarzach pisząc między innymi:
„Politycy zawsze naciągali rzeczywistość i kłamali. Ale od kilku lat sytuacja jest wyjątkowa: politycy próbują nas zwodzić systemowo i łgać w żywe oczy notorycznie”.
„Ta szczególna kampania kreacji rzeczywistości, która najzwyczajniej nie istnieje, jest dziś możliwa z kilku powodów. Po pierwsze ostry podział polityczny, w którym debata prowadzona jest pod oczekiwania twardych elektoratów, bo to oni zazwyczaj interesują się polityką. W każde kłamstwo wybrańców uwierzą, prawdy w słowach drugiej strony szukać nie zamierzają”.
„Politycy to wykorzystują. Wiedzą, że informacja to towar o krótkiej przydatności do spożycia i należy to przyrządzić tak, by wyglądał apetycznie w momencie podania. Nawet jeśli danie okaże się później niestrawne”.
Główny ciężar tego demokratycznego niechlujstwa w polskim społeczeństwie autor kładzie na karb myślowego lenistwa Polaków nie przywiązujących należytej wagi do pamiętania politykom ich wcześniejszych postaw i zachowań.
Za laboratoryjny „materiał” tej analizy autorowi służą głównie politycy obecnego układu w osobach: Jarosław Kaczyński, Donald Tusk, Zbigniew Ziobro i Antoni Macierewicz.
To „najzdolniejsi” kreatorzy polskiej sceny politycznej gigantycznie zakłamanej, zupełnie nierozpoznawanej przez wyborców. Autor jest równie surowy dla wszystkich. Za mistrza politycznej żonglerki” uznaje Donalda Tuska takim przykładem : zawsze kiedy był w tarapatach podrzucał opinii publicznej, nowy efektowny, zastępczy temat – a to In vitro, a to chemiczną kastrację pedofilów, a to zmiany w finansowaniu Kościoła, itp. Przyznaje jednak, że PiS zagonił Tuska w kozi róg: „dziś w porównaniu z politykami PiS Tusk – uważany niedawno za mistrza politycznego ślizgu – jest chłopcem w krótkich spodenkach”.
PiS – zdaniem autora – prowadzi działania propagandowe na skalę totalną (słowo z narracji propagandowej PiS przypisane opozycji), niespotykaną dotąd w polskiej polityce. Dlatego obóz władzy musiał przejąć media publiczne aby nadawać wydarzeniom swe interpretacje.
Na potwierdzenie owego lenistwa myślowego „ludu wyborczego” warto przytoczyć partyjne fluktuacje wielu posłów w imię poszukiwania czytelnego, osobistego karierowiczowskiego interesu. Takim „rasowym” przykładem jest Adam Andruszkiewicz – polityczny „Jasio wędrowniczek” – działacz Ruchu Narodowego, b. przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej, poseł z ramienia Kukiz15, uciekinier do koła poselskiego Kornela Morawieckiego „Wolni i Solidarni” najbardziej lizusowski chwalca Morawieckiego juniora – premiera RP.
Tenże wyrachowany, młodzieńczy populista (rocznik 1990), bez politycznej twarzy i dorobku otrzymał w Białymstoku ponad 15 tys. głosów i został posłem.
Oto poziom świadomości politycznej i patriotycznej licznej części polskich wyborców pozbawionych politycznego instynktu samozachowawczego – zgodnie z kwalifikacją Andrzeja Stankiewicza: „w każde kłamstwo wybrańców uwierzą, prawdy w słowach drugiej strony szukać nie zamierzają”.
I właśnie do tych „nie zamierzających szukać prawdy” w słowach obecnej polskiej władzy zwraca się Jacek Żakowski w głośnym artykule „Nie było was” wytykającym antyrządowej opozycji lenistwo i świąteczne wygodnictwo zaznaczone garstką protestujących w wigilię przeciw prezydenckim ustawom sądowniczym pod jego pałacem przy Marszałkowskiej.
Jakiż gniew wywołał ten artykuł w środowiskach prorządowych, które nienawistnymi słowami głęboko znieważały protestujących nieprzypadkowo zbieżnymi z anty opozycyjną narracją oficjalnej, putinowskiej propagandy w Rosji skierowanej przeciwko głównemu opozycjoniście Putina Aleksieja Nawalnego, w słowach nieomal bliźniaczych do wyzwisk pod adresem Jacka Żakowskiego.
Zastanawia więc dlaczego w Polsce, państwie demokratycznym (póki co), gdzie abecadłem demokracji jest przecież obecność opozycji, owego bezpiecznika przeciw wypaczaniu demokracji ze świętym (konstytucyjnym ) prawem do krytyki rządzących, zawsze przecież skłonnych do jakiejś formy autorytaryzmu, jest przez rządzących i ich zwolenników tak nienawistnie postponowana?
Dlaczego owe środowiska w Polsce tak panicznie boją się opozycji? Na to pytanie czytelnik powinien odpowiedzieć sobie sam!