Ignatius Ignatius
66
BLOG

Nie słucham prawie nic... - Wywiad z Opathem (Leash Eye)

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0
Leash Eye to zasłużony zespół southern metalowy, z blisko trzydziestoletnim stażem. Od lat dostrzegany również przez słuchaczy po za granicami naszego kraju. Zespół posiada poważny dorobek fonograficzny i mimo przeciwności losu, na przekór trendom, grają to co lubią i chcą. Z okazji wydania szóstego albumu z nieukrywaną radością zamieniłem kilka słów z Arkadiuszem 'Opathem' Gruszką.

Na Destination 125 (2025) W warstwie muzycznej nadal eksplorujecie dobrze znane muzyczne rejony (za co chwała Wam wielka) również w tekstach wracacie do miejsc i bohaterów którzy uważni fani powinni kojarzyć w rock and rollu już takie patenty stosował Chuck Berry a i w różnych podgatunkach metalu seriale się zdarzały - skąd taki pomysł na sequel, było to z premedytacją kalkulowane, czy wyszło spontanicznie? 

Opath: Ja bardzo lubię takie rzeczy. Jarają mnie wszelkie nawiązania do czegoś co zrobił ktoś duży, ale również do tego co my zrobiliśmy. Na poprzedniej płycie mieliśmy utwór, którego tekst został zbudowany w całości z cytatów z Guns & Roses. Tym razem w utworze „A trap” wspominamy Jackie Chevroleta występującego na Blues, Brawls & Beverages z 2019 roku, czy choćby motyw Wyoming w „Back To Hell”, który przewija się w naszej twórczości.

Czy jesteście zadowoleni z dotychczasowego feedbacku nowej płyty? 

O: Zdecydowanie. Wygląda na to, że jest lepszy niż względem poprzedniej.

Płyta była pisana od podstaw czy może macie swój skarbiec, gdzie skrzętnie kumulujecie pomysły, teksty, riffy? 

O: Nie wiem jak chłopaki, ale ja często zapisuję jakieś pomysły i czasem sięgam do szuflady, w której się znajdują. Tym razem też tak było i kilka riffów wróciło do żywych. Częściej jednak staramy się robić wszystko z nowych pomysłów.

Z Łukaszem „nowym wokalistą" Podgórskim to już trzecia płyta, każda jednak posiada swoją tożsamość, mimo obranej stylistycznej konwencji nie popadacie w seryjność. Jak Wy to robicie?! 

O: Przede wszystkim staramy się, żeby każda płyta brzmiała inaczej. I nie chodzi tu o jakieś rewolucje, ale fajnie jest jak płyty nie są z jednej sztancy.
Reszta zespołu aż tak bardzo ze sprzętem nie szaleje, ale ja go zmieniam ciągle i siłą rzeczy przynajmniej w kwestii brzmienia gitary możemy dyskutować o zmianach. Reszta to już najczęściej spontaniczne ruchy podczas sesji nagraniowej.

Co Was inspiruje muzycznie? Bo wierności obranego azymutu odmówić nie można, a jednak daleko Wam do zjadania własnego ogona. 

O: Voltan słucha tyle różnych rzeczy, że ciężko powiedzieć co go inspiruje… chyba wszystko od jazzu po grind. Pozostali różnie.

Ja nie słucham prawie nic, a jeżeli już to starych, klasycznych rzeczy. Chętnie słucham nowości od zespołów kolegów ale to są te nieczęste sytuacje.

Reasumując, nie wiem, jak to robimy, ale cieszy mnie, że aż tak bardzo się nie powtarzamy.

Nie słuchasz prawie nic?!

O: Tak, to prawda.

W zasadzie nie ma takich sytuacji, że włączam sobie coś do posłuchania.

To zaskakujące, bo o ile wyobrażam sobie, że malarz niekoniecznie musi oglądac obrazy namalowane przez innych, tak muzyk nie mający potrzeby słuchania muzyki jest intrygujące. Tak było zawsze, czy przyszlo to z wiekiem?

O: Tak mi sie zrobilo juz kilka lat temu. Nowe rzeczy w ogóle mnie nie pociągają, a wręcz irytują. 

Okładka świetnie wpisuje się w serię dotychczasowych wydawnictw a jednak formą jest powiewem świeżości. Co jest ważniejsze, droga do tytułowego celu czy samo podążanie do niego? 125 przewija się w waszej twórczości co oznacza ta liczba, czy to numer trasy? 

O: Po tylu latach już mogę to powiedzieć, że jest to zaszyfrowana nazwa zespołu. Podłapaliśmy to od grup motocyklowych. 
Ważne jest chyba jedno i drugie, ale u nas to bardziej zabawa symboliką. Liczba 125 występuje na wszystkich naszych płytach, tym razem zagrała rolę enigmatycznej destynacji.  

Za wami udział w Bloodstock 2 the Metal Masses co to wydarzenie dla was oznaczało? Jak tego typu przedsięwzięcia przekładają się na promocję zespołu? 

O: Nasz udział tam to przede wszystkim wiara w to, że nasza nazwa zespołu dotrze do tych, którzy jej nie znają. Impreza była mocno promowana przez organizatorów i raczej to właśnie się dzieje.

Natomiast głównym celem była oczywiście wygrana i występ w Anglii na festiwalu. To nasz trzeci raz na tej imprezie i można powiedzieć „do trzech razy sztuka”. Za pierwszym razem wycofaliśmy się, gdy okazało się, że jeden z nas nie może zagrać podczas ewentualnego półfinału. Rok później, tuż przed, rozchorował się Quej  i nie pojechaliśmy na półfinał. Tym razem się udało zagrać w chorzowskiej Leśniczówce, ale nie wygraliśmy.

Szkoda, ale tak jak mówię, nazwa zagościła zapewne w głowach ludzi.

Za rok 30. lecie czy planujecie jakiś wyjątkowy jubel, trasa, wydawnictwo? 
O: O tym jeszcze nie rozmawialiśmy, ale chyba trzeba by było coś zrobić.

Wiem ze to nie takie hop siup ale może wydanie na winylu/kasetach ? Co sądzicie o próbie wskrzeszenia kasety magnetofonowej?

O: Winyl jest fajny, ale kaseta, to już tylko gadżet i moglibyśmy w to wejść tylko przy bardzo konkretnym zainteresowaniu. 

Natomiast płytę winylową chciałby każdy z nas. Może się uda.

Nie żebym był purystom audiofilem, ale to co mnie urzeka to brzmienie waszych płyt, które jest dopracowane a przy tym organiczne, nie trąca plastikiem jakim zalewa nas kolejną dekadę mainstream.

O: W większości nagrywamy na żywo na tzw. setkę, ale też myślę, że dobrze dochodzimy do porozumienia z realizatorami naszych płyt. Oni doskonale rozumieją, jak to powinno brzmieć i tak to robią. Destination: 125 nagrywaliśmy ponownie z Mikołajem Kiciakiem w Sound of Records, które niedawno zmieniło nazwę z Santa Studio. On bardzo naciskał, żeby wszystko co się da było analogowe no i wyszło bardzo dobrze.

Czy jest szansa na nagrania w języku lechitów? 

O: Incydentalnie tak i już nawet o zrobiliśmy w przeszłości na singlu „Czas do zmierzchu”, gdzie znalazły się dwa numery z płyty Hatd Truckin’ Rock z polskimi tekstami. Jeden z nich został zaśpiewany przez Wojtka Cugowskiego z zespołu Bracia. Cały singiel jest dostępny na Spotify.
Nie przewidujemy natomiast nagrywania całej płyty po polsku, bo to kłóciłoby się z wizerunkiem zespołu oraz klimatem muzycznym. To tak jak country po polsku. Zazwyczaj nie za dobrze to wychodzi.



Jak na zespół nostalgiczny stylistycznie nie nagrywacie coverów (co nie ukrywam doceniam, bo w tym odtwórczym do bólu świecie popkultury, jest tego za dużo, ale czy nie korci was jakiś hołdzik? Nagrać coś typowego, wiernie na 125%, standard nagrany w swoim stylu, lub wariacja w stylu Acid Drinkers, a może coś nietypowego odgrzebać jak np. Ragehammer, który wyskoczył z Klenczonem na swoim debiucie? 

O: Kiedyś było tego troszkę. Na koncertach graliśmy „Nóż” - Illusion, „Mother” - Danzig”, „Simple Man” - Lynard Skynard, „Wyoming" - Brand New Sin czy „Toxicity” - System of a Down. Potem zrobiło się za dużo swoich numerów i żal nam było miejsca na cudze utwory. Raz na jakiś czas ktoś rzuci jakąś propozycją, ale zazwyczaj nie ma zgodności i w efekcie nie robimy coverów.

Co przyniesie przyszłość, czy już myślicie o nowym materiale? 

O: Zdecydowanie nie. Na to przyjdzie czas w 2026. Póki co skupiamy się na promocji Destination: 125 i chcemy jak najwięcej grać.

Nie mogę nie zapytać o wydarzenia z zaprzyjaźnionego obozu Corruption. Wrócił Rufus, zespół świętuje piętnastolecie płyty na której się udzielałeś. Jak wspominasz tamten czas, przypomnij dlaczego wasze drogi się rozeszły czy jest szansa na powrót studyjny/koncertowy? Wspólna trasa? Czy wspomniany reunion i reedycja płyty nie byłby dobrym do tego pretekstem? 

O: Bardzo się cieszę z powrotu Rufusa na scenę i kibicuję zespołowi. Fajnie, że kapela odzyskała wokalny charakter z czasów, w których byłem częścią Corruption. Granie z chłopakami zapamiętam jako bardzo fajny czas. Sporo graliśmy, a i tamte lata były lepsze dla stoner metalu niż obecne.

Corruption w pewnym sensie mnie ukształtował jako gitarzystę. Powody odejścia zachowam dla siebie.
Jeśli chodzi o powrót koncertowy czy studyjny, to szansa na pewno jest, ale co z tego wyjdzie zobaczymy.

Co sądzisz o powrocie Pantery, w którym obozie jesteś sceptyków czy entuzjastów? Czy może Cię to ani ziębi ni grzeje?

O: Podchodzę do tego na luzie. Nie uważam, żeby to było jakieś szarganie świętości i nadużycie. Jeśli miało do tego dojść to właśnie z Zakkiem i uważam, że to fajny tribute dla Dimebaga.

Sam myślę, że gdyby sytuacja była odwrotna, to chciałbym zobaczyć jeszcze raz BLS np z Dimebagiem.

Jedyne co bym zmienił w tym przedsięwzięciu to nazwa. Wydaje mi się, że byłoby lepiej jakby to nie nazywało się wprost - Pantera. Byłoby wtedy z większym wyczuciem, no ale tak jak mówię, zespół w obecnym kształcie jest ok i to fajne, że wciąż można usłyszeć te numery live z połową oryginalnego składu.

Ozzy zdążył pożegnać się ze sceną (rzeczywiście tym razem ostatecznie) co to dla Ciebie znaczy? Czy udało Ci się upolować bilet na pożegnalne wydarzenie? Czy to koniec pewnej epoki? 

O: Nie polowałem na bilet, raczej nie bywam na dużych festiwalach. Niewątpliwie to koniec pewnej epoki, a ilość tych końców jest ograniczona i niedługo nie zostanie żaden z ojców rock and rolla czy metalu. Smutne to, że z przestrzeni znikają ludzie, którzy zawsze byli i nie chodzi tu tylko o gwiazdy muzyki.

Jak ostatnio rozmawialiśmy o muzyce to zarzekaliście się ze nie jesteście fanami Deep Purple, a jak się sprawy mają względem śp. Sir Prince of Darkness Ozziego Osbourna? 

O: Z tym Deep Purple to mówiłem ja i chodziło mi o to, że doceniam i nawet lubię, ale to nie są do końca moje klimaty.

Bliżej mi do tego co robił Ozzy. Zwłaszcza czas z Zakkiem Wyldem na gitarze jawi mi się jako najfajniejszy. Tak, zdecydowanie lubię i to nawet bardzo twórczość Ozzyego, ale wolę solo niż z Black Sabbath.

Dziękuję za rozmowę!

Z Opathem rozmawiał Ignacy J. Krzemiński



https://leasheye.pl/

https://www.facebook.com/leasheye/

https://www.youtube.com/user/leasheye/featured

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura