Jacek Jaworski
Jacek Jaworski
Jack Mac Lase Jack Mac Lase
332
BLOG

Kenia - moja podróż, część IV - Nanyuki, Nyahururu

Jack Mac Lase Jack Mac Lase Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 1


Ja już poprzednio pisałem, zdecydowałem, że zobaczę Mt. Kenya i te lodowce, które wg. ekologów topnieją w takim tempie, że prawie już ich nie ma. Jak widać na powyższym zdjęciu (można je powiększyć klikając na nie) lód na Mt. Kenya ma się dobrze. Postanowiłem wybrać się do Nanyuki, skąd wyruszają wyprawy na Mt. Kenya i szczyt ten jest dobrze widoczny. Okazało się, że wyjazd z Laisamis to nie taka prosta sprawa. Wszystkie matatu jadące w stronę Merille były pełne i nie zatrzymywały się. Miał jechać jakiś autobus z Marsabit, ale nie było wiadomo kiedy. Poza tym mógł być pełny i nie zatrzymałby się. W końcu dwóch miłych panów, za drobną opłatą, zatrzymało dla mnie samochód należący do ONZ, który zabrał mnie do Isiolo. Kierowca zażądał jakąś kwotę pieniędzy, ja nie miałem drobnych, więc, jak to w takich przypadkach bywa, skończyło się na wyższej opłacie. Zapomniałem o tym napisać wcześniej, ale w Kenii na drogach co chwila były blokady i mundurowi z karabinami w zielonych i niebieskich uniformach sprawdzali pojazdy. Na każdym placu targowym, czy w większych skupiskach ludzi jest co najmniej jeden pan z giwerą ubrany w zielony mundur. Nie wiem co to za jednostki, bo panowie są w różnym wieku, niekiedy wręcz sędziwym, więc chyba nie są to wojskowi. Stan pogotowia miał prawdopodobnie związek z niedawnymi zamachami w Nairobi. Jeden był w luksusowym hotelu DusitD2, drugi przed kinem. Tak na prawdę to nie wiem, czy przed kinem był zamach, czy coś komuś coś wybuchło przypadkowo, bo właściwy cel był w zupełnie innym miejscu. Nie przejmowałem się zamachami, bo zabicie mnie w luksusowym hotelu jest niezwykle trudne, a żeby coś komuś przypadkowo wybuchło akurat wtedy, gdy ja jestem w pobliżu, jest mało prawdopodobne. Musiałbym mieć straszliwego pecha. Sytuacja skłoniła mnie do przemyśleń geopolitycznych. Chińczycy umacniają się gospodarczo w Afryce Wschodniej. Budują drogi i kolej. Wchodzą ze swoim biznesem. Widać komuś to bardzo przeszkadza i chce Chińczyków wykurzyć z Afryki. Niestabilna sytuacja w kraju nie służy prowadzeniu zwykłych interesów. Nie mówię o sprzedaży broni, czy zagarnięciu bogactw mineralnych itp. Akurat chaos jest do tego dobry. Tak sobie pomyślałem, że jeśli Chińczycy nie zrozumieją ostrzeżenia i nie wycofają się z Afryki Wschodniej, to niezadługo może w Kenii wybuchnąć kolorowa rewolucja. Wywołanie jej nie jest zbyt trudne dla pewnych sił, co widać na przykładzie Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.

W Isolio znalazłem matatu do Nanyuki. Nanyuki, to miejsce odwiedzane licznie przez turystów. Gdy wysiadłem z busika od razu zostałem otoczony przez ludzi, którzy oferowali mi różne usługi. Niektórzy wprost domagali się, żebym dał im pieniądze i nie mieli zamiaru nic oferować. Bardzo nie lubię takich sytuacji, gdy jestem otoczony i popychany, bo w łatwy sposób mogę stracić portfel, aparat fotograficzny, czy smartfona. Oczywiście staram się zabezpieczyć przed takimi stratami na skalę moich możliwości. Podróżuje z małym plecakiem i przegrodę, gdzie trzymam aparat fotograficzny zamykam małą kłódką. Nie zabezpieczy na 100%, ale z pewnością utrudni złodziejowi działanie. Żeby nie być pozbawionym środków do życia w razie kradzieży plecaka karty kredytowe, gotówkę i dokumenty trzymam w portfelach, które mam przymocowane sznurkami do ciała. Złodziej musi być przygotowany na taką ewentualność i mieć nożyczki czy nóż. Już parę razy w moich podróżach sznurki spełniły swoje zadanie.

Następnego dnia wynająłem motocyklistę i pojechaliśmy na równik i zobaczyć Mt. Kenya. Poniżej jest zdjęcie pierwszego znacznika równika. W jego pobliżu jest kilka bud, gdzie można się zaopatrzyć w pamiątki. Sprzedawcy na siłę ciągną turystów, żeby oglądnęli ich towar.  


image


A tutaj drugi


image


Ten drugi znacznik jest przy drodze prowadzącej do głównego wejścia do parku narodowego Mt. Kenya. Tu już jest mniej sprzedawców pamiątek. Chciałem zrobić zdjęcia najwyższemu ze szczytów masywu, ale niestety zasłonięty był przez chmury.


image


image


Poniżej jest jeden z niższych szczytów Mt. Kenya.


image


Motocyklista obiecał mi, że następnego dnia rano, gdy chmur jeszcze nie będzie weźmie mnie w miejsce, gdzie dobrze widać najwyższy szczyt. Tego dnia zapłaciłem 18 USD, więc nie umówiłem się na cenę na dzień następny i to był mój błąd. Następnego dnia rano powoził mnie po głównej drodze przez godzinę. Nie znaleźliśmy dobrego miejsca do fotografowania góry, a koleś zażądał 50 USD. Krócej mnie woził niż dzień wcześniej, ale za to chciał wziąć dużo więcej kasy. Nie udało mu się, wytargowałem na 25 USD i nauczyłem się, że cenę zawsze ustala się przed usługą. Oczywiście ryzyko ponosił również motocyklista, bo mogłem mu nic nie zapłacić, bo nie wywiązał się z umowy. Nie zrobiłem satysfakcjonujących mnie zdjęcia szczytu Mt. Kenya. Ale pal licho, zapłaciłem, to zapłaciłem.


image


image


image


Najlepsze zbliżenia szczytu (jedno z nich jest we wstępie do artykułu) zrobiłem, gdy wyjeżdżałem z Nanyuki do Nyahururu i busik się popsuł. Kierowca naprawiał hamulce w czym pomagali mu pasażerowie, a ja, nie mogąc wiele pomóc, a również nie chcąc przeszkadzać, poszedłem fotografować Mt. Kenya. 


image


image


W pobliżu Nyahururu znajduje się wodospad Thomsona o wysokości 74 m. Po przyjeździe do miasta sytuacja z Nanyuki się powtórzyła się. Znowu zostałem otoczony przez grupę ludzi, którzy oferowali mi jakieś usługi. Wynająłem motocyklistę, który zawiózł mnie do wodospadu. Oczywiście wstęp jest płatny i można zapłacić tylko usługą mobilną M-Pesa. Nawet karty kredytowej nie chcieli zaakceptować. Oczywiście obok kasy jest stanowisko M-Pesy. Oprócz doładowania konta mogą tam zapłacić za turystę, który nie ma karty Safaricom albo Vodacom. Ale lepiej zaopatrzyć się w kartę SIM jednej z tych dwóch sieci komórkowych. Wtedy można i wezwać Ubera w Nairobi i Mombasie, kupić bilet kolejowy, opłacać wstępy do parków narodowych itp.

Poniżej jest zdjęcie wodospadu. 


image


image


Jeżdżąc po Kenii kraj ten wydaje się płaski. Zainstalowałem w smarfonie aplikację - wysokościomierz. Na górze wodospadu aplikacja pokazała wysokość prawie 2400 m.n.p.m. Prawie tyle co Rysy. 


image


image


Po obejrzeniu wodospadu pojechałem dalej zwiedzać Kenię o czym napiszę w dalszych postach. ​

Jestem Krakusem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości