Jacek Jaworski
Jacek Jaworski
Jack Mac Lase Jack Mac Lase
1309
BLOG

Kenia - moja podróż, część VIII - Mombasa

Jack Mac Lase Jack Mac Lase Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Z Nairobi do Mombasy postanowiłem jechać pociągiem. Czytałem, że Chińczycy wybudowali super- hiper linię kolejową między Nairobi i Mombasą, a docelowo mają zamiar połączyć liniami kolejowymi całą Afrykę Wschodnią. Mój hotel znajdował się w centrum Nairobi w pobliżu Nairobi Railway Satation, a stacja kolejowa z której odjeżdżał chiński pociąg do Mombasy znajdowała się w okolicach portu lotniczego i nosiła nazwę Nairobi Terminus. Powiedziano mi, że do Nairobi Terminus mogę dostać się taksówką, matatu, ale najkorzystniej jest podjechać sobie pociągiem z Nairobi Railway Satation do Nairobi Terminus. Sprawdziłem w internecie kiedy są odjazdy pociągu do Mombasy i poszedłem na pobliski dworzec kolejowy Nairobi Railway Satation, żeby kupić bilet do Nairobi Terminus. Okazało się to nie taką prostą sprawą. Po pierwsze trzeb było przejść jakieś bramki wykrywające metale, ale i tak to nie miało większego sensu, bo kasa była zamknięta. Strażnicy stojący przy bramce bezpieczeństwa przed dworcem za jedyne 2 USD darowizny kupili dla mnie przez aplikację mobilną bilet z Nairobi do Mombasy. Kosztował chyba 7 USD - drug klasa. Bilet między stacjami w Nairobi miałem, zdaje mi się, kupić w pociągu. Dokładnie nie pamiętam jak się to odbyło, bo nie pamiętam momentu kupowania lokalnego biletu. Tyle było zamieszania z biletem do Mombasy. Przez to, że nie byłem obywatelem Kenii system nie chciał przyjąć moich danych, więc spędziłem trochę czasu ze strażnikami głowiącymi się, jak kupić dla mnie bilet. Ale w końcu się udało. I tak potem na stacji miałem odebrać papierowy bilet w kasie.

Następnego dnia przyszedłem na dworzec kolejowy, przeszedłem szczęśliwie bramki bezpieczeństwa i wsiadłem do lokalnego pociągu. Pociąg zawiózł mnie do Nairobi Terminus. Piękny budynek. Z jednej strony dochodziły tory z lokalnymi pociągami, z drugiej strony budynku odchodziły pociągi do Mombasy. Okazało się, że przez budynek nie można przejść. Wszystko zamknięte, a pan z karabinem wskazał mi wyjście poza teren dworca. Należało wyjść na zewnątrz ogrodzenia. Tam stała wielka kolejka ludzi czekających na pociąg do Mombasy. W pewnym momencie należało złożyć bagaże na ziemi i oddalić się od nich. Funkcjonariusze z psami podeszli do bagaży i które psy obwąchały. Po tej kontroli można było wziąć bagaże i ustawić się w kolejce do namiotu, gdzie był maszyna prześwietlająca bagaże, jak na lotnisku i bramka wykrywająca metale. Chwilę to trwało zanim przeszedłem tę część kontroli. Mogłem już wejść na teren stacji. Przy bramce w płocie stał facet z wykrywaczem metali i jeszcze sprawdzał podróżnych. Teraz mogłem mogłem udać się do kasy gdzie wydano mi bilet. Były dwa rodzaje kas. Pierwszy - dla tych co kupili bilet przez aplikację i drugi - dla tych co kupowali bilet na miejscu. Czas spędzony w kolejkach był mniej więcej równy. Wydawanie biletów uprzednio opłaconych wcale nie było szybsze od biletów kupowanych na miejscu. Sprawdzanie dokumentów i jakieś tam czynności zajmowały pracownikom trochę czasu. Gdy otrzymałem bilet radośnie pogalopowałem w kierunku wejścia do dworca, głównie z myślą o załatwieniu potrzeby fizjologicznej. Przy wejściu panie sprawdziły mi bilet i wszedłem do budynku. Jakież było moje rozczarowanie. Dworzec wyglądał nowocześnie. Toalety były, ale były też dwie taśmy między którymi miałem iść. Wzdłuż taśmy stali pracownicy i pokazywali drogę. Droga wcale nie prowadziła do toalety. Wszedłem na schody na których końcu była bramka. Prześwietlono mi plecak, musiałem przejść przez bramkę do wykrywania metali. Była też mała bramka przez którą przekładało się portfel i co tam jeszcze w kieszeniach było. Teraz już mogłem iść do pociągu. Opisy na dworcu były w języku angielskim i chińskim. Pociąg wyglądał jak nasze podmiejskie pociągi starego typu. Maszyniści byli Chińczykami i zarządzający wagonami też. Personel niższego szczebla składał się z autochtonów. Siedzenia były w komforcie jak u nas w pociągach podmiejskich z lat 80-tych. Oczywiście opisuję drugą klasę, bo taką jechałem. Za to toalety były takie jak w samolotach. Pociąg rozpędzał się do prędkości 110 km/h. Mogłem to przeczytać bo w wagonie był wyświetlany pomiar prędkości. Nie sprawdziłem czy było wi-fi w wagonach. Po dotarciu do Mombasy wyszedłem na dworzec, który był nowoczesny, ale jak w Nairobi, pracownicy od razu kierowali do wyjścia. Nie było spacerowania po dworcu. Dworzec usytuowany był daleko od centrum miasta, więc przed wejściem stało mnóstwo busików i autobusów, które wiozły pasażerów do centrum. Poniżej przedstawiam zdjęcie dworca w Mombasie.


image


Autobusem dojechałem do centrum Mombasy, gdzie był dworzec autobusowy. Po tej podróży postanowiłem, że koniec z kenijskimi kolejami. Czas spędzony na dotarcie do Terminusa w Nairobi, kontrole, przejazd pociągiem i przejazd busem do centrum Mombasy był dłuższy niż przejazd autobusem dalekobieżnym z centrum Mombasy do centrum Nairobi. A w autobusach nie było kontroli, za to było wi-fi i w niektórych wyświetlano filmy. Autobusy zatrzymywały się na postoje podczas których można było coś zjeść, odwiedzić toaletę i pospacerować.

Zatrzymałem się w hotelu Karama tuż przy dworcu autobusowym. Najtańsze pokoje w tym hotelu były już od 10 USD za noc ze śniadaniem. Poniżej przedstawiam zdjęcia Mombasy zrobione z dachu tego hotelu. 


image


image


image



Na dachu spotkałem też miłe panie z obsługi hotelu. Domagały się, żeby zrobić im zdjęcie.


image



Następnego dnia poszedłem zwiedzać miasto. Mombasa jest miastem kontrastów. Obok zrujnowanych domów są nowoczesne budynki.


image



W niedzielę nie można wymienić pieniędzy, bo banki, biura Forex, czy inne nie działają. Próbowałem podjąć gotówkę w bankomacie. Bankomaty umieszczone są w pomieszczeniach, gdzie siedzi strażnik. W dwóch bankach bankomaty nie zadziałały i strażnik w jednym z nich poradził mi, żebym poszedłem do bankomatu banku Barclays. Jak mi poradził tak zrobiłem i w tym banku bankomat wypłacił gotówkę.

Z ciekawych obserwacji, to zauważyłem, że niektóre murzyńskie kobiety noszą zakupy na głowie. Zrobiłem zdjęcie komórką przez szybę więc jakość jest taka sobie.



image



Zwiedzałem starą część Mombasy. Oczywiście co chwilę miałem ofertę od lokalnych przewodników.



image


image


image



I dotarłem do Fort Jesus - portugalskiego zamku. Ci panowie na poniższym zdjęciu są przewodnikami czekającymi na turystów.


image


Wejście do fortu.


image



Wewnątrz fortu.



image


image


image


image



A tu widok z fortu na zewnątrz.



image



W forcie był wystawiony na widok publiczny szkielet.



image



Stanąłem przy szkielecie i przysłuchiwałem się, co mówią przewodnicy na jego temat. Jeden powiedział, że to portugalski żołnierz, drugi, że to człowiek prehistoryczny znaleziony w czasie remontu. W sumie nie wiadomo czyj to szkielet.

A tak wygląda fort od strony plaży.


image



Po zwiedzeniu Mombasy udałem się do Shimoni - miejscowości leżącej na półwyspie tuż przy granicy z Tanzanią. Busiki jadące do Shimoni stały po przeciwnej stronie kanału portowego, który można było pokonać promem. Do przystani promowej udałem się autorikszą.



image


Aby dostać się na prom należało przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Po tych wszystkich kontrolach zacząłem podejrzewać, że co najmniej połowa budżetu Kenii idzie na te kontrole bezpieczeństwa. Świra można dostać. Na promie był zakaz robienia zdjęć. Nawet nie próbowałem nic fotografować, bo biały robiący zdjęcia był nie lada gratką dla ochrony. Można z niego było wydusić niezłą kasę. Po szczęśliwym dotarciu na drugi brzeg znalazłem busika jadącego do Shimoni. Plac na którym stały busiki był tuż przy wyjściu z promu.

​Shimoni opiszę w kolejnym odcinku. 

Jestem Krakusem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości