I w salonach możnych i w poselstwach obcych potencji, i wśród braci -szlachty, i wśród mieszczan warszawskich, a szczególnie między posłami na sejm – kolegami autora - widać wielkie poruszenie.
W każdym niemal kafenhausie – mówi się o największej sensacji dnia – o komedii politycznej, pierwszej w Polsce.
Niemal każdy wybiera się do teatru.
Już na kilka dni przed przedstawieniem, przedsionek teatru ciasnego i niewygodnego, pomimo, że niedawno go postawiono kosztem 500 000 złp., jest przepełniony publicznością, pragnącą nabyć bilety. W sam dzień spektaklu a zwłaszcza przed rozpoczęciem przedstawienia, nie można już nawet marzyć o ich nabyciu.
W dniu premiery, przed godziną siódmą, publiczność płynie ze wszystkich stron.
Dygnitarze i magnaci w saniach zaprzężonych we wspaniałe konie, inni skromniej, ale w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”, szara brać szlachecka często pieszo, rzemieślnicy, kupcy, gawiedź z reguły „per pedes apostolorum. Każdy opięty z wciągniętym mocno na uszy kołpakiem, czamarą czy baranicą, jako że mróz tęgi.
Od Miodowej, od Długiej, od Starego Miasta, wzdłuż parkanów, niskich dworków, z żadka dwupiętrowych co najwyżej kamienic – ciągną grupki ludzi ku teatrowi.
Przed wejściem widno, rojno i gwarno. Tłum wciska się do środka. Śmiechy, powitania, okrzyki. Tu i ówdzie grupki ludzi opowiadają sobie szeptem w obawie przed szpiegami – sensacje polityczne z doby bieżącej – nie brak więc tematu zniesienia wolnej elekcji czy awantur sejmowych dotyczących praw obywatelskich dla mieszczan.
Niewidzialna ręka Kołłątaja z klubu w pałacu Radziwiłowskim – szerzy po Warszawie, po ogrodach, promenadach, kafenhausach – paszkwile i satyry, złośliwe bajki i docinki o opozycji - o Branickim, Suchorzewskim i innych.
I tu w przedsionku działa taż sama ręka, szepty i rozmowy – to jej dzieło.
Toteż każde zajeżdżające przed teatr sanie, są witane w rozmaity sposób: przychylnie, z entuzjazmem, niekiedy jednak sykami czy wrogimi okrzykami.
Nagle wśród tętentu końskiego i hałaśliwego brzęku dzwonków, wśród nawoływań oficjerów zajeżdżają wspaniałe, zamknięte sanie, zaprzęgnięte w sześć białych rumaków z kosztownymi rzędami.
To przybywa sam król Jmość Stanisław August.
Rozstępują się szeregi. Król wyskakuje z sań, za nim biskup Krasicki.
Publiczność rozstępuje się.
W przedsionku czekają dygnitarze i gospodarz teatru – Wojciech Bogusławski.
Król przechodzi przez westybul, wita się i udaje do loży królewskiej.
Sala jasno oświetlona.
Jest tu zgromadzony w lożach i w pierwszych rzędach krzeseł sam kwiat świata politycznego i towarzyskiego.
Jest to jakby wielka demonstracja.
A więc całe niemal stronnictwo reformy: marszałek Stanisław Małachowski,
wicemarszałek – Kazimierz Nestor Sapieha,
ksiądz – Hugo kołłątaj,
Stanisław i Ignacy Potoccy, książe Adam Czartoryski, książę Józef Poniatowski,
poseł Korsak, nieustępliwie nawołujący na każdym posiedzeniu sejmowym o powiększenie skarbu wojska,
stary konfederat barski, biskup barski – biskup Adam Krasiński,
i wielu wielu innych duchownych i świeckich
Jest świat literacki:
biskup Krasicki, Naruszewicz, Zabłocki, Kniaźnin, Woronicz, Karpiński;
jest świat malarski – Włoch Bocciarelli, malarz Vogel i inni.
Jest również opozycja, mniej liczna i jakby zakłopotana. Po ostatnich wyborach czuje się niepewnie.
Jest przebiegły i skryty reakcjonista – hetman Ksawery Branicki, są najwięksi gębacze opozycyjni – a więc poseł kaliski – Suchorzewski – komediancki retor, powodzią pustych a gorących mów, marnujący najdroższe tygodnie i miesiące Sejmu Wielkiego -rzekomo naśladujący cnotliwego a obalający najzbawienniejsze dla Rzeczypospolitej wnioski i uchwały, ten przemawiający nieraz po cztery godziny dziennie, a zabierający głos na każdej prawie sesji – przedstawiciel sarmackiego krzykactwa.
A obok niego przyjaciele i współtowarzysze tej zbrodniczej akcji – Suchodolski, Sołtan, Hulewicz, Moszczeński i inni.
Są przedstawiciele państw obcych – Prus, Włoch , Rosji.
Nie brak płci pięknej z księżną zabellą Czartoryską na czele, której salon jest miejscem najżywszej agitacji na rzecz reformatorow.
Damy obsiadły, jak kwiaty, loże i pierwsze miejsca na parterze. To walna pomoc dla patriotów, gdyż popierają oni oscentacyjnie stronnictwo reformy.
Mieszają się obcisłe stroje francuskie mężczyzn, z sarmackimi żupanami i kontuszami, napudrowane peruki z golonymi czy strzyżonymi łbami, błyszczą karabele i szpady.
Wszędzie pozdrowienia, ukłony, rozmowy.
Z chwilą ukazania się króla w loży, wszyscy wstają i składają głęboki ukłon.
Rozlegają się okrzyki - „niech żyje król”. Jest to szczyt sympatii dla Stanisława Augusta;
odzyskał ją, gdy porzucił chwiejne stanowisko w sprawie reform – i przystąpił do stronnictwa patriotycznego, gdzie cieszy się obecnie dużym uznaniem.
Komentarze