Nie sądzę, bym kiedykolwiek była świadomą chrześcijanką. A już na pewno nie jestem nią od połowy lat 90-tych, czyli od czasów, kiedy o powszechnej laicyzacji nikt jeszcze nie słyszał. Jako jedyna z klasy powiedziałam, że nie szanuję Jana Pawła II, rodzice dawali mi zwolnienie na wyjazdy rekolekcyjne (chodziłam do katolickiego liceum), wykłócałam się z klechą przy różnych okazjach. Ech, dawne czasy... Teraz już mi się nie chce. Nie wiem, czy „nasz święty papież” wiedział o pedofilii w Kościele, nie czytałam JESZCZE żadnego artykułu na ten temat, wydaje mi się jednak, że dociekanie prawdy nie może przebiegać w atmosferze ujadania małych duchem i rozumem ratlerków, które skowyczą, że oto atakuje się ikonę, symbol, wzorzec. Wolę zaufać słowom ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, jednego z nielicznych kapłanów, którego szanuję. A on wypowiada się o tych sprawach ostrożnie, nie rzucając pochopnych oskarżeń.
Co ciekawe, to nie przez zbrodnię pedofilii Polacy odwracają się od Kościoła. Przyczyny są nieco inne:
Na tym tle postawa gorliwego chrześcijanina wydaje się wręcz... wyróżniać! Niedługo nonkonformista to będzie ktoś, kto regularnie uczęszcza na msze, przyjmuje sakramenty, a w życiu stara się kierować naukami Kościoła. Czy jednak sam nonkonformizm to coś wartościowego? Otóż – niekoniecznie. Nonkonformizm sam w sobie jest kompletnie neutralny. Dopiero w połączeniu z konkretnymi wartościami i postawami można go jakoś ocenić. Zresztą... kogo to obchodzi, czy ktoś jest nonkonformistą? Tak naprawdę nie ma żadnego MORALNEGO znaczenia, co myśli czy to zbuntowana jednostka, czy całe społeczeństwo. Liczą się fakty. A jeśli nie ma faktów, tylko opinie? No to hulaj dusza...
Mimo negatywnego nastawienia do instytucji (!) Kościoła nigdy nie planowałam apostazji. Bo i po co? Nie chcę zaszczycać wzmiankowanej megakorporacji zbytnią uwagą, użerać się z księżmi, łazić po papiery. Odeszłam bezgłośnie, jak odchodzą miliony innych ludzi. Figurujemy w statystykach kościelnych, lecz są to tylko martwe dane. Nikt za nami nie tęskni, nikt nas nie próbuje nawracać. Nie przychodzą do nas duszpasterze, zachwalając Ewangelię. Jesteśmy IM zbędni. Tak jak oni są zbędni dla nas. To nie tolerancja, tylko przygniatająca, wszechmocna obojętność, która oplata cały naród. Rób, co chcesz, wierz, w co chcesz. I może tak być powinno?
Komentarze