Coraz silniej daje o sobie znać spadek powołań kapłańskich w Polsce. Nasz rzekomo chrześcijański kraj boryka się z niedoborem księży i nie wydaje się, by sytuacja miała się w najbliższym czasie poprawić:
I co dalej, Kościele? Zaczniesz przyjmować kapłanów zza granicy, zwłaszcza z Czarnego Lądu? Czy jesteś gotowy na zderzenie kultur, które to za sobą przyniesie? Nasuwające się pytanie „Co dalej?” nie przywołuje żadnej sensownej odpowiedzi. Na razie jeszcze imigracja miałaby sens, lecz za jakiś czas katolicyzm w Afryce czeka to samo, co tamtejszą demografię: schyłek. A przecież czarni kapłani są potrzebni nie tylko naszemu krajowi.
Jak dla mnie to ten kryzys jest świadectwem bolesnej i nader nieprzyzwoicie przeciągającej się agonii tej „wspaniałej” instytucji, która przez dwa tysiące lat, od pierwszych gmin aż po utworzenie gigantycznego molocha, nie udowodniła, że jest więcej warta od innych, czysto ludzkich korporacji. Kościół umrze po cichu, bez fanfar, bez trąb, bez zgiełku, ot, po prostu powolutku się wyludni, tak w sferze świeckiej, jak i duchownej. Czemu gorąco kibicuję. :)
Komentarze