Większość z nas, jeśli nie wszyscy, zmagamy się z wyłowieniem prawdy z gąszczu bombardujących nas – i nieraz sprzecznych ze sobą – informacji. Któremu przekazowi warto ufać? Kto mówi prawdę, a kto zmyśla? Czy nie dajemy się zwieść? Niektórzy nie zadają sobie tych pytań i trwają wiernie przy tym źródełku wiedzy o świecie, które wybrali na początku. Co do mnie, to stosuję domniemanie prawdy, chyba, że dana wiadomość wyda mi się wyjątkowo stronnicza, nielogiczna bądź sprzeczna z tym, co przyswoiłam sobie wcześniej; wówczas podchodzę do niej trochę jak pies do jeża: nieufnie, częściowo z niechęcią, ale nierzadko z pewną dozą ciekawości. Czy to mnie chroni przed błędem? Bynajmniej. Tak naprawdę jestem równie bezbronna jak ci, co ślepo wierzą „swoim” mediom. Niestety, czemuś/komuś wierzyć trzeba...
Nie chcę rozwijać tego tematu, gdyż nie piszę ani niczego odkrywczego, ani mądrego. Pozwólcie, że oddam głos człowiekowi, którego kilkanaście filmików o nauce obejrzałam z przyjemnością (zwłaszcza prześmieszną, a zarazem pouczającą polemikę z durnotami płaskoziemców), a może nawet i jakim takim zrozumieniem. Poniższe nagranie ma już parę lat, ale to, co wartościowe, przetrwa próbę czasu. A przynajmniej chciałabym w to wierzyć. Warto obejrzeć: