Interwencja polskiego rządu i pomoc jednego z krajów NATO pomogły usunąć z komunikatora Telegram dwa kanały, gdzie od kilku tygodni umieszczano materiały pochodzące ze skrzynki ministra Michała Dworczyka – informuje Wirtualna Polska. Według Wirtualnej Polski „w walkę z dwoma kanałami działającymi na Telegramie zaangażowanych było kilka departamentów Kancelarii Premiera Rady Ministrów”. „Urzędnicy z departamentów regulacji cyfrowych, prawnego i polityki cyfrowej zasypywali pismami samego Telegrama, jak i inne instytucje odpowiedzialne lub mogące mieć wpływ na jego działanie” – czytamy na WP.pl.
https://www.tvp.info/54862063/wirtualna-polska-polski-rzad-doprowadzil-do-usuniecia-z-komunikatora-telegram-kanalow-z-rzekomymi-przeciekami
Jeśli komuś do łba przylazło to, że rząd Polski i jego urzędnicy to ostatnie bałwany, które za pomocą Telegramu publikują materiały objęte tajemnicą najwyższego szczebla, to muszę powiedzieć, że się nie mylił.
Wprawdzie minister Dworczyk udostępnił swoją prywatną pocztę, by informacje ważne dotarły do społeczeństwa bez zwłoki i koloryzowania, ale coś poszło nie tak. Na Telegramie informacje pojawiały się nieregularnie i tak popierdzielone, że społeczny odbiór był, delikatnie mówiąc negatywny.
Trochę poważniej popierdzielone informacje odbierała opozycja, bo opozycja jest od tego, by zawsze negatywnie oceniać pozycjantów. Nie można się więc dziwić, że rząd, kilka departamentów Kancelarii Premiera Rady Ministrów i jakiś kraj NATO zaatakowały dwa kanały działające na Telegramie i zakończyły rozpowszechnianie materiałów Dworczyka. Decyzja o zakończeniu publikacji była więc decyzją słuszną, bo co to do ... i nędzy jest, by popierdzielone informacje rozpowszechniać, i jeszcze rząd musi potwierdzać, że informacje są nieprawdziwe. Teraz rząd może spokojnie zabrać się do realizowania wytyczonych celów a jeśli ktokolwiek wątpił w to, że informacje na Telegramie były popierdzielone, to teraz już wie, że się mylił.
