Niektórzy dziennikarze mają bujną wyobraźnię. Pomaga to w prezentowaniu informacji w kanałach politycznych, ale na nic się zdaje, gdy chodzi o dyskusję na poważne problemy. Związane na przykład z ochroną środowiska. Kogo się tym razem doczepiłem? Redaktora Kamila Durczoka, który w dzienniku „Polska” pochwalił się tezą, że polskie góry toną w zalewie ekoszachrajstwa.
Pod takim tytułem ów medialny mędrzec dobrał się do skóry ekologom. Że atakują z ukrycia; że obserwują otoczenie, a potem wykonują szybki i gwałtowny skok i wówczas ofiara kona długo, boleśnie i powoli. Potem bezszelestnie wycofują się na swoje pozycje, zbierając siły przed kolejną akcją; że są mistrzami w swojej morderczej profesji.
Nie, wcale to nie jest opowieść o jakiś drapieżnikach. Takie „dobro słowo” Redaktor ma o ekologach. Jeszcze jeden cytat: Ekolodzy przyzwyczaili wszystkich, z leniwymi politykami na czele, że działają na specjalnych prawach. Tak jak żółte papiery gwarantowały kiedyś odroczenie służby wojskowej, tak dredy, rzemyki i moro gwarantują dziś bezkarne zatruwanie życia milionom ludzi i skazują na ekonomiczne wyniszczenie całe miasteczka.
Co tak wzburzyło Pana Redaktora? Ano to, że ekolodzy – nie wiedzieć jakie organizacje – blokują od dłuższego czasu rozbudowę wyciągów narciarskich i tras zjazdowych i że w związku z tym mamy do czynienia ze skansenem w Zakopanem i w innych górskich miejscowościach. I że ludzie wyjeżdżają w Dolomity, bo tam nie ma ekoterrorystów. A u nas wioski wymierają, bo roboty nie ma.
Tak to przypierdzielił Redaktor w swoim tekście… Przyznaje Pan Redaktor, że problem dotyczy wielomilionowej rzeszy (a pewnie i jego samego), która ferie zimowe postanowiła spędzić w górach. Problem w tym właśnie, że nie każde góry dla takiej rzeszy się nadają. Jest wielce kuszące marzyć o wielkich sportach zimowych w polskich górach, które – zwłaszcza z racji (nie)wielkości – do tego się jednak nie nadają.
Wielomilionowa rzesza będzie w oczywisty sposób naciskała na poszerzanie tras narciarskich, bo jeżdżenie na nartach w tłoku jak w wielkomiejskim korku niczym przyjemnym nie jest. Tylko, że poszerzenie tras narciarskich będzie powodowało … kolejne żądania ich poszerzenia / wydłużenia / zmiany przebiegu.
Lasy górskie to specyficzne ekosystemy, wycinanie ich w nieskończoność przyniesie same straty. Nie da się bez szkody dla ludzi prowadzić rabunkowej gospodarki górskimi zasobami natury. Pomijam już fakt, że twórcy np. Tatrzańskiego Parku Narodowego mieli raczej inne intencje niż "robienie dobrze" narciarzom, albo tylko im.
Ogołocenie górskich stoków z lasów może spowodować nieodwracalne szkody dla człowieka – coraz częściej pojawiające się gwałtowne opady deszczu czynią przecież spustoszenie w postaci ogromnych osuwisk. Osuwają się wówczas całe połacie gruntu. Bezleśne obszary zjawisko to pogłębiają. Kto wówczas stanie przed dramatem zasypanych czy zalanych ludzi? Redaktor Durczok?
Panu Redaktorowi łatwo mówić o tym, że miłośnicy żaby ruchawki i gacka mruczka szachują kolejne gminy, choć sam – jak widać – nie zainteresował się tym, że to deweloperzy i żądni łatwego zarobku „inwestorzy” dewastują polski krajobraz. Co zrobił Gołębiewski w górach? Niezgodnie z uzyskanymi pozwoleniami powiększył gabaryty swojego nowego hotelu. Co zrobił w Karkonoszach jeden z narciarskich „inwestorów”? Poszerzył wielkość trasy, na jaką dostał pozwolenie – i to w najbliższym sąsiedztwie terytorium lęgowego cietrzewia, będącego pod ochroną gatunku (też ciekawego obiektu, dla turystyki przyrodniczej). Problem dotyczy nie tylko gór, ale i mazurskich pojezierzy, wielkopolskich (i mazowieckich) nizin, w gruncie rzeczy większości krajobrazu polskiego pobrzeża Bałtyku.
Niech się nie martwi Redaktor Durczok, że „ekoidioci” zablokują budowę słupów energetycznych, bo będą się bali, że ktoś je przerobi na wyciąg narciarski. Przyrodnicy (nie mówię o fałszywcach podszywających się pod „ekologię” – no ale chyba Redaktor jest w stanie rozpoznać kto jest kto, prawda?) nie walczą z rozwojem, ale o rozwój zrównoważony. Czyli taki, z którego skorzystają narciarze, ale piesi miłośnicy gór; inwestorzy, ale i miłośnicy spływów kajakowych; amatorzy luksusowych hoteli, ale i zwolennicy spania na czystych i spokojnych biwakach; miłośnicy tygodniowego wypadu w góry, nad morze i jeziora, ale i przyrodnicy, którzy chadzają tam większość dni w roku.
Pisanie takie rzeczy oznacza mieć wyjątkowo złą wolę, albo mieć kompletny bałagan w głowie. Nie wiem, kto tak zdewastował tok myślenia Redaktora i komu przydałoby się solidne przyłożenie owym słupem. Pewne jest jedno: przyroda jest dla wszystkich i każdy ma prawo korzystać z jej uroków na swój sposób – pod warunkiem jednak, że jego upodobania nie odbiorą szansy innym na poznanie tego piękna.
Inne tematy w dziale Rozmaitości