Jeszcze raz o kolei. Choć może bardziej o Polsce, z perspektywy kolei widzianej …
Wszyscy ci, którzy słusznie zauważają, że autostrady i drogi szybkiego ruchu zasłonięte wysokimi ekranami akustycznymi, prowadzone w „szczerym polu”, uniemożliwiają poznawanie kraju, muszą zapewne się cieszyć, że Polska jest jednak widoczna z okien pociągów mknących po torach.
Z tym, że Polska ta nie przyprawia o radosne bicie serca. Z okien, nawet najszybciej jadących pociągów widać Polskę szarą, brudną i pełną śmieci. Zasmucają ruiny pięknych niegdyś stacji kolejowych, smucą widoki odrapanych ścian kamienic – od strony torów kolejowych.
Pięści się zaciskają w bezwiednym gniewie na widok walających się śmieci na dzikich wysypiskach powstających przy torach – począwszy od pordzewiałych konstrukcji kolejowych, na sprzęcie agd czy zwykłych śmieciach skończywszy. Nie jest to niestety widok rzadki.
Wiele szarości, brudu wynika z biedy – nie ma co ukrywać; jednak wiele zaniedbań i bałaganu to efekt lenistwa i swoiście pojmowanej zasady: czego nie widać, tego nie żal.
Wiele samorządów obszary przykolejowe traktuje wybitnie peryferyjnie. Nie mieszka tam zbyt wiele osób, więc nie są one atrakcyjnym przedwyborczym kąskiem. Nie leżą one w reprezentacyjnych częściach miast i gmin, a wielokrotnie są to tereny sąsiadujące z tzw. obszarami zamkniętymi (dosłownie – ustawowo i w przenośni), więc nie poświęca się im należytej uwagi.
Co tam … Jakoś to będzie … I tak oto oczom podróżnych ukazuje się Polska nie A, nie B, nawet nie C, ale Polska syfu i bałaganiarstwa. Taka Polska gminna ukazuje się podróżnym, wśród których są zapewne i dyrektorzy zagranicznych firm. Warto, by pamiętały o tym polskie samorządy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości