Nie będę oryginalny, gdy stwierdzę, że należę do tej większości, która codziennie skupia swe myśli na Euro 2012. Nie tylko na meczach – a te są coraz ciekawsze – ale na całej atmosferze turnieju. I obserwuję komentarze jemu towarzyszące.
Zaobserwowałem, choć może to teza przesadzona, że wielu obserwatorów Euro popada w skrajności – albo kocha, albo nienawidzi – i nie potrafi zachować obowiązkowej powściągliwości. Duża część komentarzy to albo bezkrytyczne zachwyty nad wspaniałą atmosferą, świetnym zachowaniu kibiców, o radości towarzyszącej mieszkańcom Poznania, albo wprost przeciwnie – notoryczne narzekania na skandaliczne zachowania kibiców, na wszechobecny bałagan, na chaos w strefie kibica, na bałagan i smród. Myślę, że każda ze stron ma rację, bowiem wiele oblicz na jeden i ten sam turniej.
Jako Polacy możemy ujrzeć wielką rzeszę ludzi przewijających się po naszych ulicach, niezwyczajnie jak na polskie warunki zachowujących się, ujrzeć tę niespotykaną przy innych okazjach eksplozję radości – dla jednych pozytywnej, dla innych przesadzonej. Polacy po raz pierwszy od otwarcia granic w Europie mogą poznać inne jej oblicze. Inaczej wyglądają nasze wyjazdy na zachód i odbywane tam wycieczki, inaczej wygląda Europa widziana u nas. Skoro Europa przyjechała do nas i dobrze się tu czuje, to może rzeczywiście jesteśmy krajem, który mentalnie dogonił Europę?
To wszystko nie upoważnia do przymykania oczu na ewidentnie negatywne przypadki. Rzeczywiście po każdym meczu widać bałagan i brud, którego autorami są świętujący (bądź rozpaczający) kibice. Nie należy do ładnych widok zdemolowanych ogródków, zasikanych murów i ulic. Ale trochę prowokacyjnie zapytam: dlaczego się dziwimy, skoro to widoki charakterystyczne dla tego rodzaju widowisk? Powiem inaczej – negatywne obrazki współistnieją z tymi pozytywnymi. Ktoś, kto zabiegał o Euro w swoim mieście, musiał spodziewać się i takich widoków.
Łatwo sobie wyobrazić narzekanie wielu, gdyby okazało się, że żaden z meczów (meczy?) nie odbyłby się w Poznaniu – słyszelibyśmy o zmarnowanych szansach na pokazanie miasta i wypromowanie jego walorów w Europie.
Nie należę do fanatycznych zwolenników Euro, tak jak nie podzielam zdania jego fanatycznych przeciwników, ale tak po prostu, po ludzku, cieszę się z tego wszystkiego co widzimy i co przeżywamy. Myślę, że jak minie Euro i opadną wszystkie emocje, trzeba będzie porządnie się zastanowić co się udało, a co nie, co dzięki Euro zyskaliśmy, ale co przez Euro zaniedbaliśmy. I taka debata powinna odbyć się przy udziale jak największego grona mieszkańców i organizacji społecznych. Póki co, Polska gola!!!
Inne tematy w dziale Rozmaitości