Ostatni dzień występów polskiej reprezentacji piłkarskiej na Euro 2012 przeszedł do historii. Wielki dzień wielkich radości i nadziei; wielki dzień narodowego smutku. Te chwile polskich uniesień i smutków obserwowałem w Poznaniu.
Zaczęło się fenomenalnie. Od koncertu formacji Strachy Na Lachy w Strefie Kibica. Ten występ – podczas „polskiego dnia” w Poznaniu w Strefie – sam Grabaż potraktował jak „gwiazdkę z nieba”. I też tą gwiazdką podzielił się z publicznością. Żywiołowy koncert uniósł kibiców – bo to oni stanowili większą widownię tego koncertu. Cały koncert utrzymany w konwencji mityngu przedmeczowego był okraszany piłkarskimi komentarzami Grabaża między piosenkami, a nawet w trakcie ich wykonywania – Twoje Oczy Lubią Mnie przeplatane „Polska gola!” wywoływały wielką wrzawę. Na pytania padające ze sceny: Kto wygra mecz?!!! rzesza ludzi pod sceną odkrzykiwała: Polska!!! I zaraz potem Polskaaaa, Białooo-Czerwoniiiii!!!
Lider Strachów z polską flagą zatkniętą za paskiem spodni szalał na scenie kłaniając się to lewej, to prawej stronie, które odmachiwały mu się szalikami i polskimi flagami. Z pewnym – miłym wszakże – zdziwieniem przyjąłem, że znaczna część publiczności znała słowa i śpiewała razem ze Strachami. I licznie oklaskiwała zespół pod sceną mimo fatalnej pogody – na godzinę przed koncertem nad Poznaniem (a przynajmniej nad Strefą Kibica) rozszalała się burza zalewając wszystko. Mi papierosy i telefon, który głos i słuch odzyskał dopiero na drugi dzień. Po raz pierwszy na koncercie Strachów mokry byłem nie tylko z przejęcia.
Lekki repertuar, wybrany świadomie na taką kibicowską okoliczność roztańczył publiczność, a zaakompaniowany przez Mańka na koniec hymn Polska, Biało-Czerwoni wzburzył biało-czerwoną falę w Strefie. Zrobiło się radośnie i podniośle. Dobry omen.
Potem już było gorzej. Przegrany mecz oglądałem w Strefie Kibica (dziękuję!). Co to za nerwy! Te niewykorzystane akcje, te ataki na polską bramkę! Emocje w wielkim gronie rozentuzjazmowanych kibiców podnoszą temperaturę w ogromnym tempie! No i ta fatalna bramka. Największy smutek wywołał nawet nie czeski gol, ale zachowanie niektórych współobserwatorów, którzy wykrzykując przez długi okres Polska!!! momentalnie po strzale na polską bramkę odwracali się od monitora z gniewnym: patałachy. Z wielkim żalem ujrzałem autentyczny smutek Grabaża, który jeszcze parę godzin wcześniej promieniał na scenie w nadziei na polską wiktorię…
A na drugi dzień zrobiło się jeszcze smutniej. Z samochodów poznikały polskie flagi, dzień wcześniej zatknięte na co drugim samochodzie. W sobotę tkwiły głównie na tych, które tego dnia nie zdołały wyjechać w trasę. Nie ma co ukrywać, Euro dla polskiej drużyny definitywnie się skończyło. Ale nie skończyło się dla Polski i Polaków.
Wspaniała atmosfera polskiej gościny udzieliła się zagranicznym gościom. Chwalą nas w wielu zachodnich gazetach i stacjach radiowych. Wiele pozytywnych obrazów emitują tamtejsze stacje telewizyjne. Polska okazała się nowym odkryciem dla Europy. Nie politycznym, nie gospodarczym, ale takim zwyczajnym, ludzkim. Zagraniczni goście znakomicie bawili się nie tylko w swoich gronach –międzynarodowych zabaw, choćby tych które ograniczały się tylko do wspólnego picia piwa, było wiele. W Poznaniu najwidoczniejszą była rzesza ludzi z Zielonej Wyspy. Nie znam wyspiarzy i nie wiem, czy okazywana w Poznaniu skłonność do zabawy to ich cecha narodowa, czy impulsem były znakomite wrażenia w naszego miasta, ale jedno jest pewne – skoro dobrze tu im było, znaczy się, czuli się jak u siebie w domu. Choć mój znajomy, polski dziennikarz w Clonsilla, Jacek Rujna, twierdzi, że gdyby Mistrzostwa Europy rozgrywały się w Czarnogórze i Serbii, to Irlandczycy byliby tam tacy sami. Bo oni nie muszą niczego, nikomu udowodnić. Zwyczajnie czują własną krew. Bo Irlandia ma hemoglobinę w żyłach, a Polska... - nie wiem, co ona ma. Szczaw i rabarbar! Dobrze, że tę krew pokazali w Poznaniu.
Choć Euro w Poznaniu się skończyło (ostatnim meczem tu rozgrywanym był pojedynek Irlandia-Włochy), to mam nadzieję, że poza widocznymi inwestycjami, jak przebudowane drogi i nowe obiekty infrastrukturalne, turniej i obecność licznej rzeszy zagranicznych kibiców zbudowały coś innego, może coś ważniejszego niż dworzec PKP i lotnisko – że zbudowały nową, otwartą atmosferę. Uśmiechnięci, ale przede wszystkim wyluzowani Poznaniacy w takiej masie to jednak nowość. Mieszkańcy stolicy Wielkopolski okazali się ludźmi znakomicie poruszającymi się w mentalności zachodniego Europejczyka, bez kompleksów. To bezcenny kapitał do budowy nowoczesnego miasta, łączącego wielowiekowe tradycje z otwartością na świat i nowe idee.
Inne tematy w dziale Rozmaitości